Interwencja przy ulicy Długiej we wtorek zaczęła się dość standardowo. Strażniczki miejskie zauważyły samochód zaparkowany w miejscu obowiązywania zakazu zatrzymywania. Kiedy podeszły bliżej, spostrzegły, że auto ma oznaczenia taksówki tylko na jednym boku.
Nie miał żadnych uprawnień
"Kierowca z początku udawał zaskoczonego, twierdząc, że pewnie ktoś mu zerwał syrenkę i żółto-czerwony pasek. W miarę postępowania kontroli, braków pojawiało się jednak coraz więcej – na szybie nie było cennika za kilometr, identyfikator taksówkarski kierowca pechowo zostawił w domu, podobnie jak licencję. Dopiero, kiedy zrozumiał, że jest to kontrola, której wyniki trafią do wydziału komunikacji - przyznał, że nie ma żadnych uprawnień do prowadzenia przewozu osób" - przekazała w komunikacie straż miejska.
Jak dodali strażnicy, okazało się, że "oznaczenia pochodzą z innego samochodu, a ceny za przejazd fałszywy taksówkarz podaje klientowi z sufitu". Funkcjonariuszki przekazały raport z ustaleń wezwanemu na miejsce patrolowi policji. Kary administracyjne za ujawnione przez strażniczki miejskie naruszenia wynoszą kilka tysięcy złotych. Fałszywy kierowca prawdopodobnie nigdy już nie dostanie pozwolenia na pracę jako taksówkarz w Warszawie.
Autorka/Autor: katke/tok
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Straż miejska