W środowy poranek (27 sierpnia) na ogrodzeniu jednej z posesji sąsiadującej z Jeziorem Osieckim w Osieku nad Wisłą w powiecie toruńskim zawisł łoś.
- Sąsiadka mnie poinformowała. Usłyszała charakterystyczne dźwięki. Zwierzę konało w ogromnych męczarniach - relacjonuje jedna z mieszkanek w rozmowie z tvn24.pl.
To już czwarty łoś w ostatnich kilku latach, który nadział się na to ogrodzenie. Zwierzęta bywają na tym terenie, ponieważ nieopodal posesji znajduje się wspomniane jezioro, które służyło im za wodopój. Po zabudowaniu sąsiednich działek nie mają jednak do niego dostępu.
Mieszkańcy kontra właściciel działki
Mieszkańcy zarzucają właścicielowi działki, że nie robi nic, by poprawić bezpieczeństwo zwierzyny. W ich opinii wystarczyłoby odpowiednio zabezpieczyć ogrodzenie.
- To już czwarty łoś, który nadział się na ogrodzenie. Właścicieli nie robi tak naprawdę nic. Jako mieszkańcy zwracaliśmy mu uwagę, by w jakiś sposób zareagował. Niestety, ale zero odzewu. Posiadamy zabezpieczoną korespondencję z tym panem. Wiedział o każdym przypadku, bywał tutaj po telefonach od służb. Widział i otrzymał wszystkie zdjęcia. To trwa kilka lat. Tylko dlatego, że ktoś ogrodził ostrym płotem wiele lat temu kawałek lasu, z którego nie korzysta. Zwierzęta umierają w ogromnych męczarniach. Widok jest przejmujący - dodaje mieszkanka Osieka nad Wisłą.
Udało nam się skontaktować z właścicielem działki. W rozmowie z tvn24.pl obiecał, że zajmie się tym tematem.
- Oczywiście, że jestem wstrząśnięty tym, co się stało. Zleciłem zabezpieczenie ogrodzenia. Jest natomiast ciężko z fachowcami - uważa mężczyzna.
Gmina porządkuje teren na swój koszt
W środę i czwartek na miejscu pracowała Straż Gminna z Obrowa. To właśnie gmina za każdym razem na własny koszt zajmuje się uprzątnięciem zwierzyny.
- Tak naprawdę to obowiązkiem właściciela terenu jest uprzątnięcie truchła zwierzęcia. Jest tam jednak teren rekreacyjny, sporo ludzi zamieszkuje tę okolicę, w tym również małych dzieci, dlatego też nie chcieliśmy ich zostawiać z tym problemem. Dla nas jako gminy są to ogromne koszty. Zaangażowanych jest w to wiele osób, sporo sprzętu - mówi Łukasz Lewandowski, komendant Straży Gminnej w gminie Obrowo.
Jak dodaje, gmina nie mamy żadnych narzędzi prawnych do tego, by w jakiś sposób zmobilizować właściciela do działania.
- Próbowałem się z nim skontaktować, ale nie odbierał telefonów. Jako gmina staraliśmy się więc reagować, by nie było żadnego zagrożenia - dodaje Lewandowski.
Komendant przyznaje, że ostatni łoś był małym łosiem, ale zdarzały się również półtonowe.
- Raz wyciągaliśmy łosia po dwóch dniach rozkładu i nie jest to nic przyjemnego - podkreśla Lewandowski.
Nadzór i RDOŚ reagują
Sprawą zajął się Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Toruniu. W poniedziałek (1 września) odbyło się spotkanie powiatowego inspektora nadzoru budowlanego z właścicielem spornego ogrodzenia i jego pełnomocnikiem. Ustalono, że ogrodzenie zostanie zabezpieczone poprzez umieszczenie na nim poprzecznego stalowego kątownika.
Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska w Bydgoszczy, mając na uwadze, że sprawa dotyczy zwierząt łownych, przekazał zgłoszenie do Polskiego Związku Łowieckiego. Dyrekcja nic więcej nie może zrobić, ponieważ nie ma takich uprawnień.
- Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska w Bydgoszczy wyraża głębokie ubolewanie nad losem poszkodowanych zwierząt, jednak jego kompetencje nie obejmują gatunków łownych i nie uprawniają do przeprowadzenia kontroli w przedmiotowej sprawie oraz wydania jakiejkolwiek decyzji nakazującej usunięcie zagrożenia dla życia i zdrowia zwierząt, wynikającego z istnienia przedmiotowego ogrodzenia - poinformowała Karolina Hunker, rzeczniczka prasowa Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Bydgoszczy.
Autorka/Autor: mm
Źródło: tvn24.pl, Gazeta Pomorska
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock