Po ataku Rosji na Ukrainę, Polacy aktywnie angażują się w pomoc ludziom, ale również zwierzętom, które dotknęła wojna. Wiele fundacji organizuje pomoc humanitarną i transport czworonogów do Polski. Warto jednak pamiętać, że każda pomoc musi być przemyślana i odpowiedzialna.
W całej Polsce ludzie jednoczą się, aby pomóc uchodźcom z Ukrainy, którzy musieli uciekać ze swoich domów, po ataku Rosji na ich kraj. Wielu z nich towarzyszą zwierzęta, które – zgodnie z wytycznymi Głównego Lekarza Weterynarii – mogą dostać się na teren Polski na uproszczonych warunkach, bez konieczności posiadania wszystkich wymaganych do tej pory dokumentów. Jedna osoba może wywieźć z Ukrainy do pięciu zwierząt w jednym transporcie.
Raport tvn24.pl: ATAK ROSJI NA UKRAINĘ
Polskie fundacje, stowarzyszenia i schroniska, a nawet prywatne gabinety weterynaryjne prowadzą akcje pomocy dla ukraińskich zwierząt. Warszawskie schronisko „Na Paluchu” zapewnia bezpłatne szczepienia i czipowanie, jak również opiekę weterynaryjną, a nawet udostępnia karmę dla psów i kotów przebywających pod opieką uchodźców.
Zwierzęta z Ukrainy przeżywają traumę, mogą być chore
W akcję pomocy ukraińskim zwierzętom zaangażowana jest także Fundacja „Zwierzęca Polana”, która – poza pomocą humanitarną – organizuje transporty psów i kotów do Polski.
– Cały czas brakuje jeszcze wielu regulacji prawnych dotyczących zwierząt z Ukrainy, ponieważ przepisy nie wzięły pod uwagę hodowli powyżej pięciu psów lub kotów ani ukraińskich schronisk, a przecież bezdomnych czworonogów jest tam mnóstwo. Nie ma także rozporządzeń dotyczących transportu zwierząt gospodarczych – mówi Aleksandra Grynczewska, prezes Fundacji.
Tłumaczy, że zwierzaki, którym udało się dotrzeć do Polski, potrzebują przede wszystkim opieki. – Wszystkie psy i koty, które przyjeżdżają z Ukrainy, powinny najpierw trafić na kwarantannę. Wiem, że tak jest w schronisku "Na Paluchu" i w wielu organizacjach, z którymi współpracujemy w ramach sieci pomocowej. Wynika to z faktu, że zwierzęta, podobnie jak ludzie, przeżyły traumę wojny, zwłaszcza te, które uda się wydostać z czerwonych stref. Co więcej, w Ukrainie znacznie częściej niż u nas występują choroby zakaźne, jak nosówka czy wścieklizna. Zwierzęta muszą zostać zaszczepione i zaczipowane – wyjaśnia.
– Ukraina nie ma teraz czasu i warunków na to, aby opisywać każdego psa i każdego kota, który przekracza granice. My tak naprawdę nic o tych zwierzętach nie wiemy i musi minąć jakiś czas, aby można było ocenić ich stan zdrowia i charakter. Tymczasem w naszej organizacji zawsze kładliśmy nacisk na jak najlepsze dopasowanie psa do przyszłego opiekuna. Tym samym ograniczamy do minimum możliwość powrotu zwierzęcia z adopcji – podkreśla i apeluje o to, aby przy niesieniu pomocy zachować zdrowy rozsądek.
”Adoptujmy polskie psy i koty, to naprawdę realna pomoc dla Ukrainy”
Aleksandra Grynczewska przyznaje, że zainteresowanie adopcją zwierząt z Ukrainy jest ogromne. – Dochodzi do absurdalnych sytuacji, kiedy do jednego ukraińskiego kota zgłasza się ponad setka chętnych, a gdy proponuje się, aby wzięli podobnego, ale naszego, to okazuje się, że polskich zwierząt ludzie nie chcą – mówi.
Zaznacza, że w tej chwili adopcja bezdomnych zwierząt z Polski jest także formą pomocy. – Jeżeli uda nam się znaleźć dom dla któregoś z naszych podopiecznych, to na jego miejsce może trafić zwierzak z Ukrainy, który potrzebuje odbyć kwarantannę. Co więcej, my znamy nasze zwierzęta, często od lat. Wiemy, co lubią, czego nie, w jakim domu się odnajdą, jakie mają potrzeby, jacy ludzie będą z nimi szczęśliwi. Do tej pory przy adopcjach ludzie zawsze pytali nas o to, jak pies dogada się z innym zwierzęciem, jak reaguje na dzieci, ile ruchu potrzebuje. W tej chwili to zniknęło, nikt nie zadaje takich pytań, które przecież są bardzo ważne. Jak już mówiłam, o psach i kotach z Ukrainy często nie wiemy właściwie niczego. Nie możemy określić, w jakich warunkach się odnajdą, jak się zachowają, czy nie są chore. Trudno też przewidzieć, jak wpłynęła na nie trauma wojenna – tłumaczy.
– Wiele z tych psów nie potrafi nawet chodzić na smyczy. Trzeba je takich rzeczy uczyć od początku. Kluczowa jest wiedza, doświadczenie i odpowiednie warunki. Poryw serca jest szlachetny, ale takie spontaniczne adopcje nie są przemyślanymi i odpowiedzialnymi decyzjami, i mogą doprowadzić do tego, że za kilka miesięcy będziemy łapać na ulicach bezdomne ukraińskie zwierzęta. To jest nasza wielka obawa, bo do Polski, w której już żyje mnóstwo bezdomnych zwierząt, przyjeżdżają teraz kolejne – przyznaje.
Grynczewska ponownie zaapelowała, aby "najpierw adoptować polskie psy i koty". – To jest naprawdę realna pomoc dla Ukrainy. Pomagajmy z głową, adoptujmy tak, aby zwierzęta nigdy nie musiały wracać na ulicę lub do schroniska – podkreśliła.
Źródło: TVN24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Omar Marques/Getty Images