Dźwięk zderzenia z brzozą został wymyślony, i na jego podstawie zmyślono całą hipotezę o drzewie, z którym miał się zderzyć Tu-154M - takie ustalenia poczynili eksperci, którzy prezentowali swoje opinie na posiedzeniu parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej. Mówili m.in. o rozbieżnościach w godzinie katastrofy w stenogramach MAK, komisji Millera i krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych. - Przyczyna katastrofy smoleńskiej musiała być inna niż ta, która ciągle jest podawana jako oficjalna - podsumował Jarosław Kaczyński. Zaś szef zespołu Antoni Macierewicz podkreślał, że zaprezentowano pierwszą naukową analizą katastrofy smoleńskiej.
Na wtorkowym posiedzeniu parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej swoje ustalenia prezentowało dwóch ekspertów: prof. Kazimierz Nowaczyk, fizyk, pracujący na wydziale szkoły medycznej uniwersytetu w Maryland oraz Wiesław Binienda, wykładowca, dziekan wydziału inżynierii cywilnej Uniwersytetu w Akron w stanie Ohio.
Wskazywali oni m.in. na nieprawdziwe - w ich opinii - ustalenia zawarte w raportach: MAK i komisji Millera (obaj znani są z podważania obu raportów).
Macierewicz przypomniał, że fragmenty ekspertyz prof. Nowaczyka i Biniendy były już prezentowane, ale ich tezy nie były ogłoszone w całości. - Organizujemy spotkanie ze względu na wypowiedź pułkownika Ireneusza Szeląga (prowadzi śledztwo smoleńskie-red.), który chciał poznać całość ekspertyz - tłumaczył Macierewicz. W spotkaniu uczestniczyli m.in. prezes PiS Jarosław Kaczyński i wdowa po gen. Andrzeju Błasiku - Ewa Błasik.
"Zmyślono całą hipotezę"
Ten dźwięk (zderzenia z drzewami) został wymyślony i na jego podstawie zmyślono całą hipotezę o zderzeniu z drzewem. Antoni Macierewicz
Macierewicz podkreślał, że pułkownik Szeląg nie przyszedł, "usprawiedliwiając się obowiązkami służbowymi". Szeląg w przesłanym Macierewiczowi piśmie powiedział również, że "z zainteresowaniem i uwagą" zapozna się z wnioskami i metodologią badań. Poprosił o przesłanie materiałów zebranych przez zespół.
Macierewicz potwierdził, że materiały zostaną przekazane prokuraturze, wyraził jednak "żal", że nikt z prokuratury nie pojawił się na konferencji.
Szef parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej nawiązał do upublicznionych przez Prokuraturę Wojskową stenogramów wykonanych przez krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych. Zauważył, że nastąpiło "ostateczne rozprawienie się z kłamstwem smoleńskim, które próbowało zrzucić winę za katastrofę na gen. Błasika".
– Drugi fakt, ujawniony przez tę ekspertyzę, to fakt, że w zapisie nagrań dokonanym przez krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych nie ma odgłosu zderzenia z drzewem - stwierdził Macierewicz.
I dodał: - Ten dźwięk został wymyślony i na jego podstawie zmyślono całą hipotezę o zderzeniu z drzewem – powiedział.
Potem próbowano się połączyć z ekspertami, którzy są obecnie w Stanach Zjednoczonych, przez telemost. Nie obyło się jednak bez problemów technicznych. Brak było sygnału i nie można się było połączyć z ekspertami. Był też kłopot z prezentacją materiałów, obrazujących, to co mówią eksperci.
Dopiero po kilku minutach udało się uzyskać połączenie głosowe z profesorem Nowaczykiem.
Nowaczyk: Źle zabezpieczono miejsce katastrofy
Na początku Nowaczyk zapowiedział, że przypomni najważniejsze zebrane dotąd przez niego informacje.
- Po pierwsze, popełniono bardzo wiele błędów przy badaniu i zabezpieczeniu miejsca katastrofy. Nie wykonano wszystkich czynności zgodnie z załącznikiem 13. do Konwencji Chicagowskiej – powiedział Nowaczyk. Według niego, dostęp do miejsca katastrofy nie był dobrze zabezpieczony, a zdjęcia z oblotu zamieszczone w raporcie MAK zostały zmanipulowane.
Dodatkowo, wspomniał o wycięciu drzew na lotnisku po katastrofie.
Powiedział także, że analiza zawarta w raporcie Millera została wykonana na podstawie zdjęcia fotoamatora. – Posłużono się w nim fragmentem zdjęcia, a do tego którąś kopią z kopii. Jak wygląda prawdziwe zdjęcie i położenie samolotu? - pytał.
Według Nowaczyka, raport MAK i raport komisji Millera nie są zbieżne co do czasu poszczególnych czynności i zapisów systemu TAWS i FMS. Raporty podają też inny czas katastrofy - podkreslał.
Jak powiedział profesor, według krakowskich ekspertów ostatni zapis TAWS pochodzi z godziny 8.41.06.5. Według raportu MAK ostatni TAWS dał sygnał o 10.41.02 (2 h godziny różnicy są wynikiem innej strefy czasowej), a koniec nagrania przypada 1,5 sekundy przed uderzeniem samolotu w ziemię.
Natomiast w raporcie Millera podaje koniec nagrania na godzinę 8.41.08, co według Nowaczyka miało nastąpić pół sekundy po uderzeniu w ziemię.
Jak ustalano czas wypowiedzi
Na konferencji Prokuratury Wojskowej 16 stycznia szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie płk Ireneusz Szeląg powiedział, że nagranie z samolotowego rejestratora Mars BM liczy nieco ponad 37 minut. Zaczyna się o godz. 8:02,53 sekundy, a kończy - o 8:41,07 sek.
Szeląg dodał, że określono również precyzyjny czas katastrofy - na godzinę 8.41 i 04 sekundy czasu polskiego, biorąc pod uwagę opóźnienia rejestratorów względem czasu astronomicznego.
Jak tłumaczył, ustalenie precyzyjnej godziny katastrofy nastąpiło na podstawie zestawienia wypowiedzi członków załogi z wypowiedziami kontrolerów z lotnisk w Mińsku, Moskwie i Smoleńsku, wypowiedziami słyszalnymi przez radio trzech członków załogi polskiego samolotu Jak-40 oraz tzw. przesłuchu międzykanałowego i nagrań, jakie w drodze pomocy prawnej polska prokuratura otrzymała od prokuratury białoruskiej. Wszystko skorelowano w czasie i zestawiono z dźwiękami wydawanymi przez urządzenia pracujące w samolocie. Jak podkreślił Szeląg, precyzyjne ustalenie czasu katastrofy pomoże ekspertom skorelować zarejestrowane słowa z działaniami załogi i funkcjonowaniem sprzętów samolotu.
Ekspert: Tupolew nie zderzył się z brzozą
Nowaczyk zakwestionował też zderzenie samolotu z brzozą. - Kontakt z brzozą przy pierwszej radiolatarnii i kontakt z brzozą, która miała odciąć fragment skrzydła samolotu, nie mogły mieć miejsca. Dlatego, że w tych dwóch miejscach samolot znajdował się wyżej niż podaje MAK i komisja Millera, ok. 14 metrów wyżej - oświadczył profesor.
Wielokrotnie mówił o tym wcześniej Antoni Macierewicz. Przekonując, że samolot Tu-154 nie zderzył się z brzozą w Smoleńsku, twierdził, że jego skrzydło odpadło wcześniej z niewiadomych przyczyn. Wskazywać ma na to fakt, że fragmenty skrzydła znaleziono - w jego opinii - zbyt daleko od miejsca zderzenia z drzewem.
Dowody na poparcie tej tezy prezentował na wtorkowym posiedzeniu parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej Wiesława Binienda. - Gdyby miało przelecieć (skrzydło - red.) z tego miejsca tutaj, musiałoby się przebić, przeorać zagajnik - powiedział ekspert.
Według Biniendy, gdyby kawałek skrzydła - przy uderzeniu w drzewo - oderwał się z prędkością 80 m/s, to nie mógłby polecieć 111 m dalej, a samolot uderzyłby w ziemię z prędkością 100 km/h, zaledwie 12 m za brzozą.
Zaznaczył on, że należy sprawdzić, na jakiej wysokości i w jakiej odległości od miejsca znalezienia, fragment skrzydła musiał się oderwać, żeby upaść na odległość 111 metrów.
- Oderwanie skrzydła musiało nastąpić 70 m za brzozą na wysokości co najmniej 26 m od ziemi - powiedział Binienda. Wskazując jednocześnie, że trajektoria lotu sugerowana przez MAK sugeruje, że w przestrzeni pomiędzy brzozą a miejscem znalezienia kawałka skrzydła, samolot leciał na wysokości nie większej niż 6,5 metra.
Macierewicz: Pierwsza naukowa analiza
Po wystąpieniu ekspertów, Macierewicz podkreślał, że to, co przedstawili jest pierwszą naukową analizą katastrofy smoleńskiej. - Ani MAK ani zespół ekspertów Millera nie dokonywali żadnych badań samolotu i jego skrzydła - zaznaczył poseł PiS.
A to, jak stwierdził, jest tym bardziej istotne, że politycy PO - w jego opinii - wypowiadają się na temat katastrofy wyłącznie politycznie. - Powołując się na jakiś ekspertów, którzy badali samolot i skrzydło. Polscy eksperci tego nie badali, sami to stwierdzają - powiedział Macierewicz.
I dodał: - To, z czym się spotykamy w raporcie MAK, a zwłaszcza w raporcie Millera jest pewnym założeniem ideologicznym i politycznym, które przywołuje uderzenie w brzozę, nieodnotowane w kabinie. Te założenia nie mają pokrycia w faktach.
Kaczyński: Przyczyna katastrofy musi być inna
Potem głos zabrał Jarosław Kaczyński. - Niezależnie od tego, jaki by tu wariant przyjąć, czy ścinania tej brzozy, czy taki, że nie odegrała tu roli, to w każdym razie przyczyna katastrofy musiałby być zupełnie inna niż ta, która jest ciągle podawana jako oficjalna - powiedział prezes PiS.
I dodał: - Na to nie można się zgadzać, gdyż proces dochodzenia do prawdy może być długi, warto pewne etapy podsumowywać. Sądzę, że to dziś udało się zrobić i za to chciałbym przewodniczącemu, prezydium i całej komisji podziękować.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/fot. PAP