Za „naganne” uznała Julia Pitera (PO) zatrudnienie przez szefa MSZ w swoim gabinecie politycznym Mai Rostowskiej – córki ministra finansów. Pełnomocniczka ds. opracowania programu zapobiegania nieprawidłowościom w instytucjach publicznych powiedziała, że odpowiedzialność za to bierze na siebie sam minister Sikorski.
Pitera powiedziała, że w tej sprawie nic się nie da zrobić, bo „to jest gabinet polityczny, i panują tam zupełnie inne zasady naboru”. - Nie wszystkie gabinety polityczne są według klucza, który ja bym akceptowała. Ale to jest akurat coś, gdzie nie sięga ręka etyki – mówiła w RMF FM posłanka PO.
Jej zdaniem „sytuacja jest dość zabawna, bo ta sensacyjna informacja tylko dlatego znalazła się w obiegu publicznym, że m.in. ona wystąpiła do ministrów o uzupełnienie składów gabinetów politycznych”.
Julia Pitera powiedziała też, że jej zdaniem premier Donald Tusk nie powinien się jednak zajmować tą sprawą. - To jest odpowiedzialność ministra. Gabinet polityczny jest odpowiedzialnością polityczną ministra – uzasadniała posłanka.
Przyznała jednak, że jej zdaniem takie sytuacje szkodzą Platformie Obywatelskiej i że jej osobiście „to przeszkadza”.
Żadnego "kumoterstwa w tym nie ma"
O tym, że 23-letnia Maya Rostowska, córka ministra finansów Jacka Rostowskiego, została zatrudniona w gabinecie politycznym szefa MSZ Radosława Sikorskiego napisał w październiku "Dziennik Gazeta Prawna". Dziewczyna nie musiała zdawać żadnych egzaminów, przez jakie muszą przejść chętni do pracy w dyplomacji.
Byli szefowie MSZ Dariusz Rosati i Władysław Bartoszewski ocenili sytuację za niestosowną. Piotr Paszkowski, dyrektor gabinetu tłumaczył później w specjalnym oświadczeniu, że "podjęcie pracy w Gabinecie Politycznym nie jest boczną furtką przystąpienia do służby zagranicznej, kariery w dyplomacji, członkowie gabinetu kończą pracę w ministerstwie wraz z odejściem Ministra".
Źródło: RMF FM
Źródło zdjęcia głównego: TVN24