- Najgorsze, co mogłoby się dzisiaj wydarzyć, to jest dymisja premiera - mówił w "Kropce nad i" europoseł i kandydat do PE Robert Biedroń (Lewica). Odniósł się do głosów domagających się ustąpienia Donalda Tuska w związku ze sprawą zatrzymanych żołnierzy, którzy interweniowali na granicy z Białorusią. Radny i kandydat w eurowyborach Tobiasz Bocheński (PiS) ocenił, że "nie może być tak, że w kajdanki są skuwani żołnierze, którzy bronią polskiej granicy".
Radny Prawa i Sprawiedliwości i kandydat tej partii do Parlamentu Europejskiego Tobiasz Bocheński oraz eurodeputowany i współprzewodniczący Nowej Lewicy Robert Biedroń, starający się o odnowienie mandatu w PE, mówili w "Kropce nad i" w TVN24 o sprawie zatrzymania i postawienia zarzutów żołnierzom interweniującym na polsko-białoruskiej granicy. Doszło do tego na przełomie marca i kwietnia, ale opinia publiczna dowiedziała się o tym dopiero w środę. Politycy PiS żądają dymisji premiera.
Zdaniem Biedronia, "najgorsze, co mogłoby się dzisiaj wydarzyć, to jest dymisja premiera piątego co do wielkości państwa Unii Europejskiej, dymisja ministra obrony". - To są rzeczy niewyobrażalne - tuż przed wyborami doprowadzić do takiego chaosu - komentował.
Podkreślał, że "na pewno ważne są wyjaśnienia", bo "sprawa jest oczywiście zbyt poważna, żeby ją zostawić". - Ale nieodpowiedzialne są głosy, które w mojej ocenie są głosami z Kremla, wzywające do tak radykalnych ruchów - ocenił.
Według niego "trzeba naprawdę tutaj zachować wszelkie proporcje". - Oczywiście, że sytuacja, która się wydarzyła, jeśli chodzi o tych żołnierzy, musi być wyjaśniona. Budzi wiele kontrowersji, zapytania, ale na pewno nie dymisja - dodał Biedroń.
"Nie może być tak, że w kajdanki są skuwani żołnierze, którzy bronią granicy"
- Uważam, że mamy do czynienia z sytuacją wyjątkowo skandaliczną w tym przypadku, dlatego że nie może być tak, że w kajdanki są skuwani żołnierze, którzy bronią polskiej granicy - mówił natomiast Bocheński.
Na pytanie, czy to wina premiera, radny odparł, że "premier za wszystko odpowiada w tym momencie". - Przecież on jest głową władzy wykonawczej - dodał. Wskazywał też, że "minister (obrony Władysław) Kosiniak-Kamysz wiedział przez trzy miesiące i przed opinią publiczną ten fakt zataił".
O sprawie żołnierzy poinformował w środę Onet. Do zdarzenia doszło na przełomie marca i kwietnia. Żandarmeria Wojskowa zatrzymała trzech żołnierzy, którzy oddali strzały ostrzegawcze w czasie natarcia uchodźców przez polsko-białoruską granicę. "Prokuratura oskarżyła dwóch z nich o przekroczenie uprawnień i narażenie życia innych osób" - podał portal. Swoją wiedzą na temat tego incydentu podzielił się w czwartek rano na konferencji prasowej minister obrony. Podkreślił, że żołnierze nie zostali aresztowani, sprawa jest w toku.
Źródło: TVN24