Dotychczas rodzinom ofiar katastrofy smoleńskiej wypłacono w sumie prawie 70 mln złotych. Teraz część z rodzin domaga się łącznie kolejnych 40 mln złotych. Jedna z nich żąda niemal sześciu mln zł. To rekordowe żądanie, jakie wpłynęło do MON w ostatnim czasie. Sprawa jest delikatna, wnioskujący nie chcą mówić publicznie o kwotach. Pieniądze na odszkodowania są jednak publiczne. Materiał "Czarno na białym".
Małgorzata Biernacka-Posadzka kilka miesięcy temu wystąpiła do Ministerstwa Obrony Narodowej o odszkodowanie w wysokości 250 tys. złotych, dostała 120 tys. złotych. Jest siostrą zmarłej w Smoleńsku Izabeli Tomaszewskiej, dyrektor Zespołu Protokolarnego Prezydenta RP i najbliższej współpracownicy prezydentowej Marii Kaczyńskiej.
Sześć lat temu odszkodowania wypłacano wyłącznie rodzicom, małżonkom i dzieciom, teraz MON zawiera ugody także z rodzeństwem i wnukami ofiar.
Biernacka-Posadzka w rozmowie z TVN24 powiedziała, że "nie bolą jej" publiczne komentarze, jakie pojawiają się w kontekście odszkodowań. - To są pieniądze publiczne i opinia publiczna ma prawo wiedzieć, w jaki sposób pieniądze publiczne są wydawane - przyznała.
Powiedziała reporterowi TVN24, że nie wyklucza występowania z kolejnymi roszczeniami. - Proponowano mi podpisanie takiego oświadczenia, że tym roszczeniem kończę występowanie o dalsze roszczenia, ale nie musiałam tego podpisywać, więc nie zamknęłam sobie drogi do występowania o inne roszczenia - powiedziała.
Mecenas Mirski
Przedstawicielem państwa w negocjowaniu z rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej jest mecenas Andrzej Lew-Mirski. To jeden z najbliższych współpracowników szefa MON Antoniego Macierewicza.
Reporter TVN24 próbował skontaktować się z Mirskim. Pomimo wielokrotnych próśb ani on, ani żaden inny przedstawiciel władz nie chciał rozmawiać o tym, jak negocjacje z rodzinami wyglądają od strony MON.
Druga fala roszczeń
W 2011 roku zadośćuczynienie od państwa w wysokości po 250 tys. złotych przyznano 270 osobom: małżonkom, dzieciom i rodzicom ofiar. W sumie było to 67,5 mln złotych.
- W tej pomocy ludziom państwo starało się zrobić jak najlepiej i jak najwięcej - mówi Michał Boni, który w 2011 roku odpowiadał za wypłatę pieniędzy rodzinom ofiar.
Oprócz zadośćuczynień państwo przyznało renty specjalne dla dzieci, średnio 2 tys. złotych miesięcznie, które będzie wypłacać do ukończenia przez każde z nich 25. roku życia.
Wiele rodzin uznało, że to za mało i od kilku miesięcy występują do MON z nowymi roszczeniami. W sumie żądania opiewają na ponad 40 mln złotych. Reporter TVN24 próbował skontaktować się z kilkunastoma osobami, które w ostatnim czasie zwróciły się w tej sprawie do resortu obrony. Wiele z nich odmówiło rozmowy. Reporter pytał, dlaczego po raz kolejny domagają się odszkodowań.
- Za to, że jej [osoby bliskiej, która zginęła w katastrofie - red.] nie mam. Za to, że tyle lat, które mogłyśmy jeszcze ze swoimi rodzinami przeżyć, za to wszystko, co przeszliśmy od 10 kwietnia do dzisiaj. Łącznie z tym, że muszę dzisiaj na te pytania odpowiadać - powiedziała reporterowi TVN24 w rozmowie telefonicznej kobieta, która zastrzegła anonimowość.
TVN24 dotarła do wniosków składanych w MON przez członków rodzin smoleńskich. "Mój syn był wspaniałym człowiekiem. Myśl, że nie mogę pogratulować mu kolejnych sukcesów, awansów i serdecznie porozmawiać jest ogromnie zasmucająca" - pisze jedna z wnioskodawczyń.
"Na skutek zaniedbań aparatu państwowego zostałem narażony na traumę ekshumacji. Nadal mam poważne wątpliwości co do prawidłowości pochówku mojej mamy" - pisze inna osoba. "Pojawiające się informacje o katastrofie i szczególnie bolesnych zdarzeniach wciąż wystawiają ogrom osobistej tragedii na forum publiczne i czynią rodzinę bezbronną" - argumentuje inny wnioskujący.
Żądanie prawie sześciu mln złotych
Magdalena Pietrzak-Merta, wdowa po wiceministrze kultury i dziedzictwa narodowego Tomaszu Mercie, ma domagać się - jak podają media - w sumie dwóch mln złotych. Ona sama nie chce podać konkretnej kwoty. - Myślę, że publikacje internetowe zbierały, sumowały kwoty, o które występowały całe rodziny, często bardzo liczne - tłumaczy.
Eurodeputowana PiS Beata Gosiewska, żona zmarłego posła PiS Przemysława Gosiewskiego, wystąpiła o największe sumy.
- Zażądała dla siebie i dla dzieci ponad pięciu mln złotych, to jest tak naprawdę sześć milionów, jak się dobrze policzy - mówi Jakub Stachowiak, dziennikarz portalu OKO Press, który napisał o roszczeniach Gosiewskiej.
Eurodeputowana chciała po 1,25 mln zadośćuczynienia dla siebie i dwójki niepełnoletnich dzieci, po 400 tys. złotych odszkodowania, a także przyznania każdemu z dzieci 72 tys. złotych wyrównania renty i dodatkowej renty w wysokości 2 tys. złotych miesięcznie.
W uzasadnieniu - do którego dotarł Stachowiak - informowała, że katastrofa przerwała karierę jej męża, która wiązała się z wysokimi zarobkami, że mieszka w małym mieszkaniu i że brakuje jej pieniędzy na zajęcia terapeutyczne dla córki.
Gosiewska w 2011 roku dostała już 750 tys. złotych (po 250 tys. złotych dla siebie i dwójki dzieci), odszkodowanie z Kancelarii Sejmu w wysokości 100 tys. złotych oraz 40 tys. złotych zasiłku pogrzebowego. Jako europosłanka zarabia ponad 100 tys. euro rocznie. W oświadczeniu majątkowym napisała, że na koncie ma ponad 1,3 mln złotych, blisko 107 tys. euro i obligacje na łączną kwotę niemal 290 tys. złotych.
Mimo prób, TVN24 nie udało się z nią skontaktować.
Beata Gosiewska miała się już - mówił reporter "Czarno na białym" Leszek Dawidowicz - porozumieć z MON. Ma otrzymać kolejne 750 tys. złotych.
"Wielka pazerność i wielka bezczelność"
Paweł Deresz, wdowiec po posłance SLD Jolancie Szymanek-Deresz twierdzi, że wielomilionowe żądania rodzin katastrofy smoleńskiej to "wielka pazerność i wielka bezczelność". - Ja potępiam to wszystko. Ani przez chwilę nie przyszło mi na myśl, że mógłbym żądać jakiegokolwiek innego odszkodowania [niż to z 2011 roku - red.] - powiedział reporterowi TVN24.
Zdaniem byłego szefa MON Tomasza Siemoniaka nowe roszczenia rodzin smoleńskich powinny oceniać sądy, a nie ministerstwo. - [Śmierć - red.] nie ma wartości finansowej. Ta strata jest bezgraniczna. Więc lepiej, żeby sędzia oceniał każdą sytuację i żeby badał sprawę, i on o tym decydował - powiedział. - Z jeden strony jest tragedia, ale z drugiej są też pieniądze publiczne i obywatele chcą mieć pewność, że te pieniądze publiczne są racjonalnie wydawane - podkreślił.
W tym przypadku sądy pełnią rolę koordynatora, czyli akceptują ugodę, którą zawarły wcześniej MON i wnioskujący.
Do tej pory MON nie wypłacał więcej niż 250 tys. złotych na osobę.
- Obowiązkiem państwa jest naprawianie tych krzywd. I jeżeli słyszę takie argumenty, że inni poszkodowani w różnych okolicznościach nie otrzymali takich zadośćuczynień, to uważam, że jeżeli państwo polskie skrzywdziło ich tak jak nas, to oni również powinni - powiedziała Małgorzata Pietrzak-Merta.
"Górne kwoty"
Mecenas Robert Ofiara specjalizuje się w walce o odszkodowania i zadośćuczynienia. Twierdzi, że pieniądze, które rodziny otrzymały w 2011 roku, "to duża kwota, bliższa tych górnych kwot, jakie były przyznawane przez sąd z tytułu zadośćuczynienia przy wypadkach".
- W Polsce te zadośćuczynienia paradoksalnie należą do bardzo wysokich - przekonuje mecenas Jolanta Budzowska, dodając, że podobnie jest we Włoszech i Hiszpanii. - Są kraje europejskie, gdzie za śmierć, za ból, za straty moralne związane ze śmiercią osoby najbliższej zadośćuczynienia są symboliczne - mówi.
Autor: pk//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24