W kilkunastu gminach jest już po wyborach. Do rad gminy lub miasta zgłosiło się tam dokładnie tylu kandydatów, ile jest mandatów, więc głosowania nie będzie. - W ostatnich wyborach aż 3000 osób uzyskało mandat w taki sposób. Teraz będzie ich jeszcze więcej, bo 3397 - wylicza dr Paweł Stępień, politolog z Uniwersytetu Łódzkiego, który bije na alarm, że demokracja w polskich samorządach umiera. Problem dotyczy też wyborów na burmistrzów i wójtów - w ostatnich wyborach w ponad 300 gminach był tylko jeden kandydat.
Wisła jest w Polsce znana z tego, że to właśnie tutaj, ze źródeł na Baraniej Górze, wypływają potoki Czarna i Biała Wisełka, które łączą się z wodami potoku Malinka i tworzą najdłuższą rzekę w Polsce. W liczącej dzisiaj 11 tysięcy mieszkańców Wiśle urodził się pisarz Jerzy Pilch i wybitny skoczek narciarski Adam Małysz. Miejscowość wyróżnia się też z innego powodu - rada miasta jest już znana, chociaż do wyborów samorządowych jest jeszcze kilka tygodni. Jakim cudem? Podobnie jak podczas ostatnich wyborów - nikt tutaj na radnych nie będzie głosował, bo chętnych do objęcia mandatu jest dokładnie tylu, ile mandatów.
- Czternastu radnych będzie tych samych. Piętnasty zrezygnował ze względów osobistych, ale pan burmistrz znalazł zastępcę i to on dostanie mandat - opowiada nam Janusz Podżorski, przewodniczący Rady Miasta Wisła.
Nasz rozmówca reaguje śmiechem na gratulacje z powodu wygranych w wyborach, które dopiero nadchodzą. I dodaje, że brak kontrkandydatów do Rady Miasta wynika z dwóch przyczyn. Pierwsza - jego zdaniem - związana jest z tym, że tylko obecny burmistrz ubiega się w Wiśle o reelekcję i tylko jego komitet zgłosił kandydatów. - Każdy chętny do startu w wyścigu na radnego musiałby założyć swój komitet. To sporo biurokracji, trzeba przejść całą procedurę jego zorganizowania, zadbać o kwestię rozliczeń finansowych - wylicza Janusz Podżorski.
Drugą podaną przez radnego przyczyną jest - a jakże - "wysoka jakość sprawowanej władzy w Wiśle". - Proszę przyjechać, zobaczyć, ile u nas się dzieje. Mieszkańcy szukaliby zmian, gdyby nie byli zadowoleni z pracy samorządu - przekonuje radny.
Gdzie bez głosowania
Zadowoleni z pracy radnych są najwyraźniej mieszkańcy czternastu innych gmin w Polsce, gdzie też głosowania nie będzie. Długo wydawało się, że łącznie takich gmin w kraju będzie 16, ale w gminie Wieliszew (woj. mazowieckie) ostatecznie pojawili się kontrkandydaci.
- Część kandydatów skorzystało z faktu, że po 4 marca, kiedy zamykano listę kandydatów Państwowa Komisja Wyborcza wydłużyła o pięć dni czas na zgłaszanie się chętnych do przejęcia mandatu. Dzięki temu u nas tylko w trzech z piętnastu głosowania nie będzie - opowiada Marcin Fabisiak, przewodniczący rady gminy w Wieliszewie.
- Gminy, gdzie głosowania w ogóle nie będzie są najbardziej jaskrawym przykładem problemu, który z wyborów na wybory staje się coraz bardziej wyraźny: zmniejszania się zainteresowania samorządnością na najniższym szczeblu - komentuje dr Paweł Stępień, politolog z Uniwersytetu Łódzkiego.
Wskazuje, że w wyborach w 2018 roku aż w 35 procentach polskich gmin był przynajmniej jeden mandat radnego, który został przekazany bez żadnego głosowania.
- Łącznie aż 3 tysiące osób uzyskało mandat bez głosowania. W tym roku, według moich szacunków, będzie ich o około 10 procent więcej - informuje ekspert.
Wybieramy w skali kraju prawie 40 tysięcy radnych. Jeśli bez głosowania mandat uzyskało 3397 radnych (takie są szacunki dra Stępnia), to oznacza, że już ponad 8 procent mandatów obsadzanych jest poza wyborami.
Politolog podkreśla, że trend jest nie tylko bardzo widoczny, ale też skokowo przybiera na sile. W 2014 roku bez głosowania wybory "wygrało” 1733 radnych. W 2002 roku takich przypadków było w całej Polsce 323. Dziesięciokrotnie mniej niż obecnie!
- Czemu to niepokojące dane? Bez wyborów nawyk partycypacji zwyczajnie zanika. Coraz bardziej prawdopodobne jest obumieranie lokalnej demokracji. Zdarzało mi się prowadzić rozmowy z mieszkańcami, którzy opowiadali, że gdyby nie informacje o wyborach w mediach ogólnopolskich, prawie by ich nie zauważyli. Nie ma bowiem u nich ani kontrkandydatów, ani kampanii wyborczej - opowiada ekspert.
- A może jest tak, jak mówił radny w Wiśle? Może w gminach jest tak dobrze, że nie ma sensu niczego zmieniać, dlatego nikt nawet nie próbuje konkurować z rządzącymi? - pytam.
- Starałem się, bazując na danych, zweryfikować takie twierdzenia. Jedno jest pewne: sytuacja ekonomiczna gminy ma jedynie śladowy wpływ na to, ilu kandydatów ubiega się o najważniejsze gminne urzędy. Nie wykluczam, że może mieć znaczenie subiektywne postrzeganie rozwoju gospodarczego gminy, gdzie mieszkańcy generalnie są zadowoleni z polityki wójta i nie kwestionują jego polityki - podkreśla dr Stępień.
Nierówne szanse
Politolog zaznacza, że na problem wyborów niekonkurencyjnych (bo tak fachowo nazywa się sytuację, kiedy kandydat nie ma rywala) wpływa wielkość gminy. Dr Stępień przypomina, że w 2011 roku wprowadzono do Kodeksu wyborczego wybory do rad gminnych w ramach jednomandatowych okręgów wyborczych.
- W nowelizacji z 2018 roku, z niezrozumiałym dla mnie uporem, utrzymano je w gminach najmniejszych, to jest tych do 20 tysięcy mieszkańców. Ta decyzja uwypukliła problem, o którym mówimy - ocenia rozmówca tvn24.pl.
To właśnie JOW-y - zdaniem eksperta - można w dużym stopniu obwiniać za spadającą liczbę chętnych do udziału w wyścigu wyborczym. - Taki sposób wyłaniania reprezentantów obarczony jest licznymi wadami, zwłaszcza na poziomie lokalnym. Pojawia się tak zwany efekt inkumbenta. To przewaga osoby piastującej urząd nad rywalami, którzy dopiero ubiegają się o objęcie funkcji - zaznacza dr Stępień.
Na czym polega ta przewaga? - W małych gminach wiele osób, osobiście czy przez członków rodziny, są zależni od samorządu. Pracownicy szkół czy gminnej administracji mogą obawiać się kwestionowania pozycji dotychczasowej władzy. W uzyskiwaniu przewagi pomagają też lokalne media, które również zależne są od gminy - wylicza rozmówca tvn24.pl.
Dr Paweł Stępień podkreśla, że problem umierającej demokracji na poziomie lokalnym jest też od kilku lat dostrzegany w innych krajach europejskich. - Państwa coraz częściej optują za likwidacją JOW. Dobre praktyki w tym względzie dostarcza Szkocja, która znosząc system okręgów jednomandatowych i zastępując go systemem proporcjonalnym, nie tylko zwiększyła ogólne zainteresowanie wyborami lokalnymi, ale również całkowicie wyeliminowała problem tzw. wyborów niekonkurencyjnych - zaznacza politolog.
Kolejnym aspektem, który zniechęca potencjalnych kandydatów na radnych, jest obowiązek złożenia oświadczenia majątkowego.
- To duży problem w małych miejscowościach. Potencjalni radni nie chcą spowiadać się z tego, jaki mają majątek. Nie chcą wyliczać, ile warty jest ich sprzęt rolniczy. Pamiętajmy, że wynagrodzenie radnego oscyluje w okolicach tysiąca złotych. Niewielka to gratyfikacja za odkrycie przed sąsiadami swojego świata finansów - tłumaczy politolog.
W 2018 roku dwóch mandatów radnych w Polsce w ogóle nie obsadzono, bo nie było ani jednego chętnego.
Byli sami, ale i tak przegrali
W czwartek, 14 marca, będziemy znać pełną listę kandydatów na stanowiska prezydentów, burmistrzów i wójtów. Oni - w przeciwieństwie do radnych - będą musieli wziąć udział w wyborach, nawet jeżeli nie mają konkurentów. Głosujący nie wybierają więc kandydata, tylko głosują za albo przeciw temu, który jako jedyny chce objąć mandat.
W 2018 roku w Polsce odbyły się 332 takie plebiscyty, o 85 więcej niż w 2014 roku. - W wyniku plebiscytu kandydaci otrzymują zazwyczaj przytłaczającą część głosów za swoją kandydaturą. W rezultacie powstaje złudne wrażenie, że wójt jest kandydatem niezwyciężonym, z którym nikt nie ma szans wygrać. Bo skoro otrzymuje tak duże poparcie, to musi być po prostu niezastąpiony - wyjaśnia dr Stępień.
Zdarza się jednak i tak, że kandydat przegrywa plebiscyt i to rada gminy lub miasta musi wskazać wójta czy burmistrza.
W Działoszynie (woj. łódzkie) o fotel burmistrza walczyła początkowo wystawiona przez PiS Mariola Paśnik oraz dotychczasowy burmistrz Rafał Drab. Państwowa Komisja Wyborcza, kilka godzin przed otwarciem lokali wyborczych, skreśliła Draba z list. Komisja uznała, że skłamał, deklarując, że także należy do PiS, mimo że startował z własnego komitetu, a partia wykluczyła go w lipcu ze swoich szeregów.
Mieszkańcy nie poparli Marioli Paśnik (zdobyła 70 proc. głosów na "nie"). Stanowisko ostatecznie obronił Rafał Drab, którego wybrała rada miasta.
Sam ze sobą wyścig wyborczy o fotel wójta przegrał też kandydat na wójta w gminie Sidra (woj. podlaskie). Jedynym kandydatem był Jan Ogił, którego główny konkurent zmarł niedługo wcześniej.
Moja chata na skraju wsi...
Dr Stępień ocenia, że problemy związane z małą liczbą chętnych na start w wyborach nie są do rozwiązania od ręki - jego zdaniem sytuacji nie zmieni nawet skokowy wzrost wynagrodzeń radnych.
- Myślę, że ludzie coraz rzadziej chcą się angażować w ogóle w sprawy swoich lokalnych społeczności. Widać to na przykład po spadającej liczbie kandydatów na sołtysów wsi. Coraz częściej brakuje osób, które mogłyby taki urząd piastować - przekazuje rozmówca tvn24.pl.
Politolog mówi o zjawisku zamykania się w swoich bańkach społecznych.
- Rzadko nas obchodzi, co się dzieje na skraju wsi, skoro nasza sytuacja społeczna i ekonomiczna jest stabilna. Ta postawa może jednak przejść do przeszłości wraz z pojawieniem się problemów, spadkiem liczby inwestycji. A to wydaje się nieuchronne w kontekście faktu, że w najbliższych latach nie będzie tyle pieniędzy unijnych na realizację kolejnych przedsięwzięć. Potrafię sobie wyobrazić, że kiedy będzie nam się żyło gorzej, będzie więcej chętnych, żeby wziąć stery w swoje ręce - wyjaśnia.
Kolejne wybory mogą też być o tyle lepsze, jeżeli chodzi o aktywność obywateli, że przymusowo - po co najmniej dwóch odbytych kadencjach z rzędu - gabinety będą musieli opuścić wieloletni włodarze gmin i miast.
- Oczywiście będziemy obserwować próby namaszczenia następców, ale na pewno będzie dużo świeżego powietrza - kończy dr Stępień.
***
Paweł Stępień jest doktorem nauk społecznych w zakresie nauk o polityce, adiunktem w Katedrze Systemów Politycznych na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politologicznych Uniwersytetu Łódzkiego; członkiem Zespołu Badań Wyborczych oraz Rady Rozwoju Młodych Naukowców UŁ. Bada kwestie problematyki samorządowej, ze szczególnym uwzględnieniem problematyki wyborczej.
Autorka/Autor: Bartosz Żurawicz
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock