7 grudnia poznamy kandydata Koalicji Obywatelskiej na prezydenta - powiedział Donald Tusk w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej". Dodał, że będzie to osoba, która przemawiała na ostatniej konwencji KO, ale nie ujawnił nazwiska. Odnosząc się do strategii migracyjnej, stwierdził, że "państwo musi się umieć bić".
Koalicja Obywatelska nie wskazała dotąd oficjalnie kandydata na prezydenta w przyszłorocznych wyborach. Jako najbardziej prawdopodobny kandydat wymieniany jest prezydent Warszawy, wiceszef PO Rafał Trzaskowski.
W rozmowie z Bartoszem T. Wielińskim z "GW" Donald Tusk był pytany, kiedy poznamy kandydata KO. "W sobotę 7 grudnia" - zapowiedział premier. Dopytywany o nazwisko, odparł, że będzie to "osoba, która przemawiała na naszej ostatniej konwencji". Głos zabrali na niej między innymi sam Donald Tusk, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, ministra edukacji Barbara Nowacka i minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, wiceministra rodziny Aleksandra Gajewska czy minister ds. Unii Europejskiej Adam Szłapka.
W sierpniu premier oświadczył, że sam nie zamierza kandydować w wyborach prezydenckich, a najbardziej prawdopodobny jest start Trzaskowskiego.
"Kiedy fundamentalne rzeczy są zagrożone, musimy umieć się o nie bić"
W wywiadzie dla "Wyborczej" Tusk odniósł się także do rządowej strategii migracyjnej. Powiedział, że na wschodniej granicy sytuacja jest nadzwyczajna.
CZYTAJ WIĘCEJ: Jak Europa zareaguje na decyzję Tuska? Ekspert o tym, co się stanie w czwartek i piątek
"Mamy tam do czynienia nie z uciekinierami czy uchodźcami, którzy spontanicznie czy przypadkowo tam się znaleźli, ale ze zorganizowaną, i to na wielką skalę, rosyjsko-białoruską akcją przewożenia tysięcy ludzi. W dodatku pochodzących przede wszystkim z krajów, z którymi Polska nie ma umowy o readmisji [odsyłanie imigranta do kraju, z którego przybył - red.]. To oznacza, że jeśli dostaną się na nasze terytorium, nie będziemy mieć żadnego sposobu, aby ich odesłać z powrotem" - powiedział premier.
Dodał, że najwięcej przybywa ludzi z Afganistanu, Iranu, Iraku, Somalii, ale także Syrii. "Te kraje odmawiają jakiejkolwiek współpracy z nami" - zaznaczył.
"To niesprawiedliwe, że muszę tłumaczyć, co różni mnie od tych, którzy z niezwykłą pogardą wyrażali się o ludziach innych narodowości i kultur"
Podkreślił, że zawieszenie prawa do azylu byłoby czasowe. "Czasowo, podkreślam, czasowo wstrzymamy przyjmowanie wniosków składanych przez ludzi nielegalnie przekraczających polską granicę, wspieranych przez służby białoruskie i rosyjskie. Prawo do azylu przysługuje tylko tym, którzy faktycznie są prześladowani w swoim kraju, a powrót zagraża ich życiu" - powiedział Tusk.
Dodał, że "demokraci - zarówno w polityce wewnętrznej, jak i zewnętrznej - nie mogą być bezradni, bezsilni, niezdolni do działania i konfrontacji".
"Kiedy fundamentalne rzeczy są zagrożone, musimy umieć się o nie bić. Jeśli mamy władzę, to powinniśmy być twardzi tam, gdzie to jest niezbędne. Słabość, bezsilność, często pod hasłami tolerancji czy praw człowieka, nie może być usprawiedliwieniem. Władza jest od tego, żeby podejmować także trudne decyzje" - powiedział premier Tusk.
Tusk: na tym polu rozegra się przyszłość Europy i Polski
Tusk stwierdził, że "poczucie, że państwa członkowskie i UE, jako całość, muszą odzyskać kontrolę nad swoim terytoriu, nad swoimi granicami, jest w Europie powszechne".
"Problemem dla polskiej i europejskiej demokracji nie jest samo hasło 'odzyskać kontrolę'. Naszym problemem jest to, że w wielu miejscach ktoś odstąpił od oczywistego obowiązku, jakim jest pilnowanie bezpieczeńtwa terytorium i granicy własnego państwa" - ocenił premier. Według niego "przyszłość Europy i Polski rozegra się na tym polu". "Pytanie tylko, czy zapewnią to prawicowi populiści, czy demokracja liberalna" - dodał.
Na uwagę, że retoryka Tuska w sprawie ochrony granic coraz bardziej przypomina retorykę PiS-u, szef rządu odparł: "To niesprawiedliwe, że muszę tłumaczyć, co różni mnie od tych, którzy z niezwykłą pogardą wyrażali się o ludziach innych narodowości i kultur".
Według Tuska "nie ma w tej chwili w Europie nikogo, kto by nie mówił o tym, że trzeba pilnować granic". "Pytanie tylko, czy naprawdę się to robi? Ja chcę to robić naprawdę i nie ma dla mnie żadnego znaczenia religia czy kolor skóry tych, którzy nielegalnie przekraczają granicę. Bez względu na to, czy ktoś jest biały, czarny, katolik czy muzułmanin, polskiej granicy nie można nielegalnie przekraczać, koniec kropka" - oświadczył Tusk.
"Była walka, wielkie emocje, zwycięstwo, a teraz jest praca i codzienność"
We wtorek minął równo rok od zwycięstwa Koalicji Obywatelskiej w wyborach parlamentarnych, w których do urn poszło aż 75 procent wyborców. Dwa tygodnie wcześniej ulicami stolicy przeszedł milion ludzi wyrażających poparcie dla ówczesnej, anty-pisowskiej opozycji. Pytany, "co się stało z tym społecznym entuzjazmem", Tusk stwierdził, że "emocje opadły, ale ludzie zostali".
"Wszystko ma swój czas. Była walka, wielkie emocje, zwycięstwo, a teraz jest praca i codzienność. Normalność nie wywołuje gniewu, ale też nie wzbudza innych wielkich emocji" - zauważył premier.
Mówiąc o rozliczaniu poprzedników, Tusk stwierdził: "oni jeszcze rok temu wierzyli, że są nietykalni". "Dziś uciekają za granicę, szukają adwokatów i kruczków prawych, ale walec sprawiedliwości już idzie" - dodał.
"Zadaniem Polski będzie maksymalne wzmocnienie relacji transatlantyckich"
W rozmowie z "GW" szef rządu został także zapytany, czy boi się wyników wyborów prezydenckich w USA. "Staram się już od wielu lat nie przeżywać nadmiernych emocji w sprawach, na które nie mam żadnego wpływu" - powiedział. "Niezależnie od wyników wyborów Ameryka i tak będzie oczekiwała od Europy o wiele większej samodzielności w sprawach najtrudniejszych, czy to w sprawie ukraińskiej, czy wydatków na obronę" - wskazał.
"I dlatego zadaniem Polski będzie maksymalne wzmocnienie relacji transatlantyckich, niezależnie od tego, jaka partia rządzi w Stanach, czy w państwach Unii Europejskiej. Bo nie ma alternatywy dla tej ścisłej relacji, między UE, Wielką Brytanią, USA i Kanadą" – powiedział Tusk.
Wskazał również, że "stoją przed nami wspólne wyzwania". "Amerykanie obawiają się bardziej Chin, nas w Europie, bardziej niepokoi agresywna, nieobliczalna polityka Rosji. Do tego mówimy o problemach cywilizacyjnych, technologicznych, związanych ze sztuczną inteligencją. Nie możemy stawać się coraz bardziej odległymi planetami. Obszar transatlantycki, obejmujący także Wielką Brytanię i Kanadę, musi być coraz bardziej zintegrowany, jeśli chodzi o interesy i cele polityczne" - wyjaśnił.
Zaznaczył, że będzie też namawiał w Europie ludzi do tego, "aby wrócić, niezależnie od wyników wyborów w Stanach, do poważnej rozmowy o strefie wspólnego handlu".
Źródło: Gazeta Wyborcza, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Radek Pietruszka