"Do PKW dołączyłem wiele lat temu. Za każdym razem towarzyszy mi obawa, czy wybory uda się zorganizować, czy nie będzie żadnych problemów" - przyznał w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" szef Komisji Sylwester Marciniak. Zaznaczył, że teraz "zdecydowanie" zwiększyły się jego obawy. "Wzrosły po ubiegłotygodniowym posiedzeniu" - przekazał. Wtedy to PKW wstrzymała się z podjęciem decyzji wobec postanowienia nieuznawanej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN do czasu uregulowania jej statusu prawnego. Właśnie ta sama izba orzeka w sprawach związanych z ważnością wyborów.
Przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Sylwester Marciniak w poniedziałkowej rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" mówił o przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Na pytanie, czy się o nie boi, odparł, iż "zawsze istnieje obawa".
"Do PKW dołączyłem wiele lat temu. Od 2014 r. uczestniczyłem w przeprowadzeniu trzech wyborów prezydenckich, trzech wyborów do Sejmu i Senatu. W międzyczasie dwa razy organizowaliśmy wybory do europarlamentu i dwa razy wybory samorządowe. Mieliśmy też dwa ogólnokrajowe referenda. Trochę tego było. Za każdym razem towarzyszy mi obawa, czy wszystko się uda zorganizować, czy nie będzie żadnych problemów. Póki co nawet w najtrudniejszym pandemicznym czasie wszystko kończyło się pomyślnie. Konstytucyjne urzędy zostały obsadzone" - zauważył.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Kalisz o szefie PKW: nie ze mną te numery
Obawy "wzrosły po ubiegłotygodniowym posiedzeniu PKW"
Przyznał jednocześnie, że dzisiaj "zdecydowanie" obawy są większe. "Wzrosły po ubiegłotygodniowym posiedzeniu PKW, na którym większość członków stwierdziła, że z kwestią wykonania postanowienia Sądu Najwyższego w sprawie sprawozdania finansowego komitetu Prawa i Sprawiedliwości poczekają do czasu uregulowania statusu prawnego Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN" - mówił.
Według niego ta decyzja to "ogromny błąd". "Wykraczanie poza ustawowe kompetencje PKW i kwestionowanie orzeczeń Sądu Najwyższego może się na nas zemścić już niedługo. I to prędzej niż wszyscy się spodziewają" - powiedział.
Mówił, iż odnosi wrażenie, że "część członków PKW, ale także niektórzy pełniący najważniejsze urzędy w państwie, nie zdaje sobie sprawy, jak dokładnie wygląda przebieg wyboru prezydenta RP".
"Owszem - dzień głosowania przypadnie w maju, za około pięć miesięcy. Ale to będzie epilog, zwieńczenie całego procesu. Nie oznacza to, że do tego czasu będziemy siedzieć z założonymi rękoma. Proces wyborczy tydzień po tygodniu, dzień po dniu będzie trwał. Z każdym kolejnym dniem, a nawet godziną, będziemy wchodzić w nowy etap. I co ważne, niezwykle istotną rolę w całym procesie odgrywać będzie Sąd Najwyższy. Tak samo było w każdych poprzednich wyborach" - wskazywał.
Kiedy Izba Kontroli Nadzwyczajnej SN podejmuje decyzje
Marciniak zwracał uwagę także na kalendarz związany z procesem wyborczym, w tym na terminy składania zawiadomień o utworzeniu komitetów wyborczych. Jak przypominał, na nieprzyjęcie przez Komisję takiego zawiadomienia można złożyć skargę do SN.
"Przyjmijmy na potrzeby tej rozmowy, że termin wyborów zostanie wyznaczony na 11 maja 2025 r. O utworzeniu komitetu wyborczego należy zawiadomić PKW najpóźniej 55 dni przed terminem głosowania. W tym przypadku pełnomocnik wyborczy powinien zrobić to do 17 marca. Ale równie dobrze może zrobić to znacznie szybciej, w styczniu czy lutym. I tak zapewne będzie, bo komitety nie czekają z zawiadomieniem do ostatniej chwili" - mówił sędzia.
Wyjaśniał, że "gdy wpłynie zawiadomienie, PKW rozpatrzy je na bieżąco, maksymalnie w ciągu trzech dni". "W przypadku uchwały odmownej, pełnomocnik wyborczy ma prawo wnieść skargę do SN w ciągu dwóch dni. Z kolei SN ma dwa dni na wydanie orzeczenia w tej sprawie. Zgodnie z kodeksem wyborczym od orzeczenia SN nie przysługuje już żaden środek odwoławczy. Decyzja jest ostateczna i prawomocna" - objaśniał.
Zgodził się, iż może dojść do sytuacji, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej już na przełomie stycznia i lutego będzie orzekać w sprawie wyborów prezydenckich.
"Nie ma czasu zastanawiać się, czy nadawca pisma jest sądem i czy honorować orzeczenia"
Marciniak podkreślał, że "kalendarz wyborczy biegnie bardzo szybko". "Zdarzało się już tak, że o godz. 10 wpływało do PKW pismo, w którym sąd zobowiązywał nas, aby do godz. 14 tego samego dnia zająć stanowisko w jakiejś sprawie. Tutaj naprawdę nie ma czasu, aby zastanawiać, czy nadawca tego pisma jest sądem i czy honorować wydane przez niego orzeczenia" - ocenił przewodniczący Komisji, dodając, że "niedopełnienie jednego terminu może wywołać efekt domina".
Kolejnym krokiem w procesie wyborczym jest bowiem rejestracja kandydatów. W tym kontekście Sylwester Marciniak zwracał uwagę, że "PKW zarządza również druk kart do głosowania, na której znajdą się nazwiska kandydatów".
"Mówimy o zamówieniu wartym miliony złotych. Proszę sobie wyobrazić, co będzie, jeśli zaczniemy zastanawiać się, czy orzeczenie Izby Kontroli Nadzwyczajnej w sprawie rejestracji kandydata X obowiązuje. Uznawać czy nie uznawać? W takiej sytuacji nikt nie weźmie na siebie odpowiedzialności za druk kart wyborczych. A bez tego wybory się nie odbędą" - podkreślał.
"Należy też dodać, że karty potrzebne są dużo wcześniej niż na dzień głosowania. Chociażby do pakietów wyborczych wysyłanych wyborcom głosującym korespondencyjnie" - dodał.
Rozmówca "GDP" został zapytany, czy więc bez Sądu Najwyższego proces wyboru prezydenta może się udać. "Mówię to z pełnym przekonaniem: nie może. Sąd Najwyższy, a dokładniej, zgodnie z ustawą, Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN odgrywa w nim niezwykle istotną rolę" - powiedział.
"Widzę na horyzoncie sporo zagrożeń"
Dalej - mówił - po rozpoznaniu protestów wyborczych Sąd Najwyższy w składzie całej Izby Kontroli Nadzwyczajnej rozstrzyga o ważności wyboru prezydenta.
Na pytanie, czy bez zatwierdzenia ważności wyboru przez SN może dojść do zaprzysiężenia prezydenta, Marciniak stwierdził, że "są różne opinie". "Ale ja w tej kwestii jestem rygorystą. Przecież zgodnie z przepisami Kodeksu wyborczego, prezydent RP wybrany w wyborach składa przysięgę wobec Zgromadzenia Narodowego w terminie 7 dni od dnia ogłoszenia uchwały Sądu Najwyższego o stwierdzeniu ważności wyborów w Dzienniku Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej. Trudno mi wyobrazić sobie sytuację, w której odbyłoby się zaprzysiężenie, a za jakiś czas SN stwierdziłby nieważność tego wyboru. To doprowadziłoby do ogromnego chaosu" - powiedział.
"Widzę na horyzoncie sporo zagrożeń" - przyznał Marciniak. "Mam jednak ogromną nadzieję, że żadne z nich się nie urzeczywistni. Liczę na zdrowy rozsądek i pełną odpowiedzialność wszystkich członków PKW, a także najwyższych konstytucyjnych organów. Doprowadzenie do sytuacji, w której urząd prezydenta zostałby opróżniony, a na jego miejsce nie zostałby wybrany następca, byłoby skrajnie nieodpowiedzialne wobec ojczyzny i jej obywateli" - powiedział.
"To w żaden sposób nie rozwiązuje problemu". Marciniak o propozycji Hołowni
Marciniak odniósł się też do propozycji marszałka Sejmu Szymona Hołowni, by o ważności wyborów prezydenckich rozstrzygała nie Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, która składa się wyłącznie z neosędziów, czyli tych wyłonionych po 2017 r., lecz cały Sąd Najwyższy. W tej sprawie Hołownia wyszedł z - jak to określił - "projektem ustawy incydentalnej".
"Obawiam się, że to w żaden sposób nie rozwiązuje problemu, który nastąpił. Nie wiem, czy pan marszałek ma tego świadomość, ale 'starzy' sędziowie (powołani przed nowelizacją ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa z 8 grudnia 2017 r. - red.) nie chcą orzekać z 'nowymi'. W SN od dawna istnieje problem, aby tworzyć takie składy mieszane. Nie udało się ich utworzyć w żadnej z izb" - powiedział.
Ocenił, że jeśli na przykład "wylosowani sędziowie nie będą chcieli ze sobą orzekać", to "zaczną się wnioski o wyłączanie, o ponowne wylosowanie składu, o zawieszenie postępowania". "Nigdy nie uda się dotrzymać terminów wynikających z ustawy, a to spowoduje, że kalendarz wyborczy po prostu się rozleci, bo bez wykonania jednej czynności, nie da się przejść do następnej" - mówił szef PKW.
Hołownia: bardzo krótka zmiana, zajmiemy się tym po świętach
O ustawie mówił też w poniedziałek w rozmowie z dziennikarzami Hołownia. - Mamy, że tak powiem, draft tej ustawy - powiedział. Dodał, że pokazał ją prezydentowi na piątkowym spotkaniu i że "to jest bardzo krótka zmiana". - Natomiast zajmiemy się tym już po świętach, mam nadzieję, że na pierwszym styczniowym posiedzeniu - przekazał.
- To nie jest długa ustawa. Pytanie, jak pan prezydent do tego się odniesie, zobaczymy. Na pewno będziemy nad tym pracować - zaznaczył.
"To, co do mnie należy, zrobiłem"
Hołownia przekonywał, że zrobił to, co mógł. - Państwowa Komisja Wyborcza wysłała jasny sygnał: jest bardzo poważny problem z organem odwoławczym, a więc Izbą Kontroli Nadzwyczajnej Spraw Publicznych. To zaraz położy się cieniem na wyborach prezydenckich w bardzo wielu formalnych odsłonach. W związku z powyższym szybko przygotowaliśmy projekt ustawy. Porozmawiałem o nim w koalicji, rozmawiałem z panem premierem, rozmawiałem z panem prezydentem. Kładziemy ten projekt ustawy dzisiaj. Co więcej mogę zrobić? - pytał.
Według niego "po tym, co PKW powiedziała, każdy organ państwa musi zrobić to, co do niego należy". - Ja to, co do mnie należy, zrobiłem - zaznaczył.
Marszałek Sejmu przekazał też więcej szczegółów dotyczących spotkania z prezydentem Andrzejem Dudą na temat ustawy. Mówił, że Duda wypowiadał się "w duchu koncyliacyjnym". - Pan prezydent ma bardzo poważny problem, i o tym mówi wielokrotnie, z decyzjami Państwowej Komisji Wyborczej i z jej statusem. Natomiast zgodziliśmy się co do tego, że priorytetem jest dzisiaj zapewnienie bezpieczeństwa procesu wyborów prezydenckich - przekazał.
- Pan prezydent nie powiedział "nie", nie powiedział "tak". Powiedział, że w momencie, w którym ustawę dostanie na swoje biurko, będzie się nad nią zastanawiał i decyzję podejmie, a w międzyczasie ma nadzieję na jeszcze parę dyskusji w tych sprawach. Myślę, że to było owocne spotkanie - dodał Hołownia.
Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna"
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock