Wciąż wierzę, że rozum zwycięży, że zwycięży też dobra wola polityków i odpowiedzialność za państwo, i to szaleństwo Jarosława Kaczyńskiego i jego podwładnych zostanie powstrzymane - mówił we wtorek Szymon Hołownia. To jego reakcja na forsowanie przez obóz rządzący majowego terminu wyborów prezydenckich mimo rozprzestrzeniania się koronawirusa i trwania epidemii COVID-19.
Do zaplanowanych na 10 maja wyborów prezydenckich pozostało 20 dni. W Senacie trwają prace nad specustawą, uchwaloną głosami Prawa i Sprawiedliwości w Sejmie na początku kwietnia, według której tegoroczne głosowanie miałyby zostać przeprowadzone wyłącznie w formie korespondencyjnej. Obóz rządzący nie wyklucza też przesunięcia terminu wyborów na inny termin w maju. Przeciwko tym rozwiązaniom protestuje opozycja i wielu ekspertów.
Hołownia: Kaczyński zachowuje się jak kierowca, który widząc ścianę, postawił dodać gazu, mając nadzieję, że ta ostatecznie przed nim ustąpi
Niezależny kandydat na prezydenta, były dziennikarz Szymon Hołownia pytany na wtorkowej konferencji prasowej, jaki będzie ostateczny termin wyborów, ocenił, że z tym pytaniem trzeba "zwrócić się do dwóch osób, aby uzyskać na nie odpowiedź". - Pierwsza to wróżka, druga to Jarosław Kaczyński. Nikt poza tymi osobami nie odpowie dzisiaj na to pytanie - mówił.
- Nie jestem też pewien, czy Jarosław Kaczyński zna tę datę wyborów. Bo on na razie zachowuje jak kierowca, który widząc ścianę, postawił dodać gazu, mając nadzieję, że ta ściana ostatecznie przed nim ustąpi. Przekonamy się 7 maja, czy przed nim ustąpi, czy nie i wtedy poznamy datę wyborów prezydenckich - dodał, nawiązując do daty, kiedy Senat musi zakończyć prace nad ustawą.
Według Hołowni jest to "oczywiste kuriozum". - Dlatego że poznamy datę wyborów prezydenckich na trzy dni albo na tydzień, albo na dwa tygodnie przed faktem zaistnienia wyborów prezydenckich, jeżeli one mają rzeczywiście odbywać się w maju. Ja wciąż wierzę, że rozum zwycięży, że zwycięży też dobra wola polityków i jakaś odpowiedzialność za państwo, i to szaleństwo Jarosława Kaczyńskiego i jego podwładnych zostanie powstrzymane - mówił dalej kandydat na urząd głowy państwa. W jego opinii "wybory w maju to czyste szaleństwo".
"Nie wyobrażam sobie Polski, w której Andrzej Duda rządzi jeszcze przez dwa lata"
Hołownia skomentował propozycje szefa Porozumienia Jarosława Gowina oraz lidera Platformy Obywatelskiej Borysa Budki, zmierzające do przesunięcia terminu wyborów prezydenckich odpowiednio o dwa lata (z brakiem możliwości reelekcji) lub o rok.
- Pomysł Jarosława Gowina od samego początku budził mój sprzeciw. Nie wyobrażam sobie Polski, w której Andrzej Duda rządzi jeszcze przez dwa lata, nawet jeżeli miałby być niewybierany na następną kadencję - przyznał Hołownia. - Co i tak jest wątpliwe, bo proszę pamiętać, że rząd PiS-u ma do dyspozycji posłuszny sobie Trybunał Konstytucyjny, który wydaje absurdalne wyroki, tak jak wczoraj, mieszając się w nie swoje kompetencje i on może orzec, że z tej poprawki wynika, iż ten zakaz reelekcji nie obowiązuje tego, kto tym prezydentem w momencie wprowadzani tej poprawki do konstytucji był - mówił dalej.
Przekonywał, że "to oznacza Andrzeja Dudę z nami przez 14 lat, jeżeli oni sfałszują kolejne wybory". - Jeżeli chodzi o zmianę konstytucji, to sprawa jest prosta: nie wymienia się zamków w swoim domu z włamywaczem. Jarosław Kaczyński jest ustrojowym włamywaczem. To jest człowiek, który naprawdę nie cofnie się przed niczym, żeby utrzymać swoją władzę - ocenił niezależny kandydat na prezydenta.
Zwrócił się do lidera Porozumienia. - Pośle Gowin, naprawdę nie idźcie tą drogą. Nie ma po co zmieniać konstytucji, skoro można ją zastosować - stwierdził Hołownia.
Natomiast propozycja Borysa Budki w ocenie Hołowni "musi zostać dopracowana prawnie". - My musimy jasno wiedzieć, czy Sejm ma takie kompetencje, żeby nakazać Radzie Ministrów wprowadzenie stanu, który jest opisany w konstytucji. Bo jeżeli tak, to może się zdarzyć, że jutro posłowie Prawa i Sprawiedliwości uchwalą sobie ustawę, że jeżeli Jarosław Kaczyński gniewa się przez trzy dni albo dłużej, to prezydent zobowiązany jest do wprowadzenia stanu wojennego - mówił.
Zdaniem Hołowni, "musimy tę dziurę w prawie i tej propozycji załatać, musimy ją wyjaśnić". Zaznaczył, że "stan klęski żywiołowej nie może być wprowadzany tylko dla interesu politycznego". - Powinien trwać tyle, ile trwa rzeczywiście zagrożenie epidemiologiczne w kraju - tłumaczył.
Hołownia ocenił przy tym, że w propozycji Platformy Obywatelskiej "jest sporo sensu". - Bo ona przede wszystkim przesuwa te wybory z maja, kiedy one nie powinny się odbyć. Ale nie zgadzam się z Borysem Budką, że maj przyszłego roku jest datą, jaką powinniśmy przyjąć. Wybory powinny się odbyć jak najszybciej to możliwe, jak najszybciej to będzie bezpieczne, jak najszybciej Państwowa Komisja Wyborcza - a nie (wicepremier) Jacek Sasin - będą w stanie je dla Polaków przygotować - dodał Hołownia.
"To jest rzecz, którą natychmiast powinno zainteresować się państwo"
Na konferencji kandydat na prezydenta upominał się także "o prawa tych, którzy na skutek tarczy antykryzysowej musieli wrócić do pracy w sklepach, które rządzą się już nowymi regułami". - Sklepy pracują dłużej i dłużej też muszą pracować pracownicy tych sklepów - wyjaśniał.
- Upominam się, proszę i apeluję, a wręcz żądam jako obywatel RP, żeby szanować ich prawa pracownicze - mówił. Przytoczył także docierające do niego wiadomości od osób, które obecnie zmagają się z poważnymi trudnościami związanymi z epidemią COVID-19 w Polsce.
Hołownia mówił m.in. o tym, że pracownicy sklepów, w tym kobiety opiekujące się małymi dziećmi, zmuszani są do pracy w godzinach nocnych, a gdy sprzeciwiają się temu, to pracodawcy - mimo że nie mają do tego prawa - grożą im utratą pracy.
- To jest rzecz, którą natychmiast powinno zainteresować się państwo, powinna zainteresować się Państwowa Inspekcja Pracy - podkreślił. Hołownia zasugerował rozważenie otwarcia sklepów w niedziele. - Po to, żeby umożliwić sklepom, sieciom handlowym jak najszybsze odzyskiwanie płynności finansowej, ale też rozrzedzić to obciążenie pracą pracowników - wskazywał.
Jego zdaniem zarówno pracownicy sklepów, jak i listonosze, pracownicy służby zdrowia czy ochrony mienia powinni uzyskać od państwa specjalny status prawny. - Specjalny status prawny, żeby prawo pracy chroniło ich jeszcze bardziej, bo oni są na pierwszej linii frontu. To oni dzisiaj zapewniają nam, że my w tym państwie jakkolwiek funkcjonujemy - przekonywał.
Stwierdził też, że polskie państwo, dopóki jeszcze może sprzedawać obligacje, powinno się zadłużyć i "natychmiast uzyskać środki, natychmiast wesprzeć ludzi finansami". - Bo ludzie propagandą premiera (Mateusza - red.) Morawieckiego i pani wicepremier (Jadwigi - red.) Emilewicz się nie najedzą - dodał kandydat na prezydenta.
Źródło: TVN24, PAP