Jedenastu z siedemnastu sędziów nowej Krajowej Rady Sądownictwa to ludzie zawdzięczający awans ministrowi sprawiedliwości Zbigniewowi Ziobrze. A niektórzy o ten awans długo i bezskutecznie zabiegali między innymi z powodu dyscyplinarki na koncie albo niskiej oceny ich pracy w sądzie powszechnym. Materiał magazynu "Czarno na białym".
W Sądzie Okręgowym w Krakowie od ponad pół roku urzęduje nowa prezes. Dagmarę Pawełczyk-Woicką na stanowisko powołał jej szkolny kolega Zbigniew Ziobro, z którym znajomości ona sama nie ukrywa.
"Znam wszystkich rówieśników z mojej małej, rodzinnej Krynicy. Także Zbigniewa Ziobrę. Razem chodziliśmy do tej samej podstawówki, w liceum do jednej klasy. To była klasa biologiczno-chemiczna" - mówiła "Gazecie Wyborczej" Pawełczyk-Woicka.
Na pytanie, czy był dobrym kolegą, odpowiedziała: "Mam dobre wspomnienia z młodości".
"Jestem zupełnie niezależna, aczkolwiek zależna od opinii kolegów"
Od kwietnia prezes Pawełczyk-Woicka zasiada w Krajowej Radzie Sądownictwa, której jednym z najważniejszych zadań jest obrona niezawisłości i niezależności sędziowskiej. Została wybrana przez polityków rządzącej partii.
Prezes Sądu Okręgowego w Krakowie pytana przez reportera "Czarno na białym", czy czuje się człowiekiem ministra Ziobry w KRS-ie, odpowiedziała: - Ja się czuję swoją osobą, ja reprezentuję siebie, jakieś grono sędziów .
Dopytywana, czy stanowisko zawdzięcza ministrowi, odparła: - Ja jestem zupełnie niezależna, aczkolwiek zależna od opinii kolegów. Mój głos jest tylko jednym głosem - dodała.
Pełnomocnikiem prezes Pawełczyk-Woickiej do Krajowej Rady Sądownictwa był sędzia Dariusz Pawłyszcze, który pracuje w Ministerstwie Sprawiedliwości. Według doniesień medialnych prywatnie jest jej partnerem życiowym. Ona sama też pracowała w resorcie sprawiedliwości ze Zbigniewem Ziobrą za czasów poprzednich i obecnych rządów PiS. Ostatnio w departamencie legislacji.
Dagmara Pawełczyk-Woicka pięć razy starała się o awans do sądów wyższej instancji. Zawsze bezskutecznie. Do momentu, gdy o jej awansie na prezesa sądu w Krakowie przesądził podpis ministra sprawiedliwości.
- Mam wrażenie że jest to osoba, która kieruje się względami politycznymi czy też może ulegać jakimś wpływom ministerstwa sprawiedliwości. Pani prezes dość często w rozmowach powołuje się na rodzaj woli politycznej, która ma być czynnikiem sprawczym - ocenił Dariusz Mazur, sędzia Sądu Okręgowego w Krakowie, podwładny prezes Pawełczyk-Woickiej.
Powiązań sędziów z nowej Krajowej Rady Sądownictwa z resortem Zbigniewa Ziobry jest więcej. Dziewięciu na piętnastu sędziów w nowej KRS to nowo powołani przez Zbigniewa Ziobrę prezesi lub wiceprezesi sądów, sędziowie delegowani do pracy w Ministerstwie Sprawiedliwości lub reprezentowani w konkursie przez dyrektora Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości nadzorowanego przez Ziobrę.
Pracował w ministerstwie, ma dyscyplinarkę
Maciej Mitera, rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa, dwukrotnie pracował w ministerstwie i ma na swoim koncie dyscyplinarkę za udzielanie wykładów bez zgody prezesa sądu. Mimo to Zbigniew Ziobro mógł powołać swojego byłego podwładnego na prezesa sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście.
- Tu o jakiejś niezawisłości chyba mowy być nie może. Nasuwa się podejrzenie, że oni mają wykonywać pewną politykę kadrową - ocenił profesor Lech Gardocki, który w KRS jako pierwszy prezes Sądu Najwyższego zasiadał przez 12 lat. Zwrócił uwagę, że trzynastu członków Rady to sędziowie sądów rejonowych, tylko jeden sądu okręgowego i jeden sądu administracyjnego. Nie ma w Radzie ani jednego sędziego Sądu Najwyższego, Sądu Apelacyjnego i Wojskowego.
Wśród sędziów wybranych do KRS-u przez Sejm nie ma też ani jednego profesora. Jest jedynie czterech doktorów nauk prawnych i kilkunastu magistrów.
Profesor Gardocki pytany, czy to ludzie, o których można powiedzieć "autorytety", skomentował: - Mam wrażenie, że gdyby tak było, to chyba bym o nich coś słyszał.
- Jeśli pewne poglądy mogą być nagradzane na przykład tym, że zostanie się członkiem KRS-u, to tym samym to powoduje, że konformiści będą się do tego garnęli - dodał.
"Budzi zastrzeżenia stabilność orzecznictwa"
Krakowski sędzia Paweł Styrna od stycznia decyzją Zbigniewa Ziobry, z którym współpracował za poprzednich rządów PiS w ministerstwie, jest wiceprezesem Sądu Okręgowego w Krakowie.
Wcześniej jako sędzia sądu rejonowego pięciokrotnie starał się o awans do Sądu Okręgowego i Administracyjnego. Bezskutecznie - między innym za sprawą takich opinii: "Budzi zastrzeżenia stabilność orzecznictwa kształtująca się na poziomie nieprzekraczającym 40 procent [w sprawach apelacyjnych - przyp. red.]. (...) Stwierdzono (...) uchybienia, (...) jak na przykład błędnie sformułowane postanowienie wstępne".
To ocena pracy sędziego Styrny w latach 2009-2011, pod którą podpisała się wizytator do spraw cywilnych Sądu Okręgowego w Krakowie Beata Kurdziel.
- Zostałem wybrany do Rady przez parlament, a nie przez ministra sprawiedliwości. Tutaj żadnych związków nie widzę. Jako wiceprezes Sądu Okręgowego w Krakowie również nie spotkałem się z jakimikolwiek naciskami ze strony ministerstwa - tłumaczył Styrna w TVN24. Podkreślił, że "to jest niezależność".
Rekordzista
O sędzim Dariuszu Drajewiczu można powiedzieć: sędzia rekordzista. O awans z sądu rejonowego do sądów wyższej instancji starał się aż 20 razy. Na początku roku na wiceprezesa sądu okręgowego awansował go Zbigniew Ziobro. Od kwietnia Drajewicz jest członkiem KRS-u. Został zgłoszony przez nowego prezesa Sądu Okręgowego w Warszawie, również powołanego przez ministra sprawiedliwości.
Najlepszej opinii od swojego prezesa Sądu Rejonowego w Jaśle nie otrzymał sędzia Grzegorz Furmankiewicz.
"(...) W orzecznictwie sędziego Furmankiewicza nie wystąpiły doniosłe społecznie lub precedensowe orzeczenia (....) Współpraca z panem Sędzią przez większość sędziów Sądu Rejonowego w Jaśle nie jest oceniana pozytywnie" - czytamy w opinii.
W przypadku Marka Jaskólskiego z Sądu Rejonowego z Poznaniu w ubiegłym roku oddalono lub uchylono prawie połowę rozpoznanych przez niego apelacji.
"Nie mają praktycznego doświadczenia"
- Oni nie mają żadnego doświadczenia praktycznego w tym zakresie - ocenił członków KRS były przewodniczący Rady Dariusz Zawistowski. - Żaden z nich - z tego, co wiem - nie był delegowany nigdy na przykład do Sądu Najwyższego, więc wyobrażam sobie, że oni nie mają żadnej osobistej refleksji na temat tego, jak praca w Sądzie Najwyższym czy w Naczelnym Sądzie Administracyjnym wygląda. Na czym tak naprawdę polega rozpoznawanie na przykład skarg kasacyjnych - podkreślił.
Refleksji zabrakło także w KRS w lipcu, gdy decydowano o awansie sędziów sądów powszechnych. Gdy posłanka PiS Krystyna Pawłowicz przyniosła tak zwaną "czarną listę sędziów", żaden z członków Rady nie protestował.
Rafał Puchalski, nowy prezes Sądu Okręgowego w Rzeszowie i członek Krajowej Rady Sądownictwa , pytany, dlaczego nie reagował, powiedział: - Trudno, żebym reagował na przedstawienie listy przez panią poseł, ponieważ była to lista, która była sporządzona i rozesłana na fortach sędziowskich, dyskusyjnych.
Dodał też, że lista była powszechnie znana .
Reakcji nie było również, gdy podczas rozmów z sędziami na temat ich awansu kluczowe pytanie było, czy Małgorzata Gersdorf jest pierwszym prezesem Sądu Najwyższego.
- To takie pytania, które mają złamać tych kandydatów. W tym sensie są dosyć nieprzyzwoite - ocenił profesor Gardocki.
"Nie ma poczucia, że biorę udział w politycznej rozgrywce"
Leszek Mazur, przewodniczący nowej Krajowej Rady Sądownictwa, pytany, czy nie ma poczucia, że bierze udział w politycznej rozgrywce, odpowiedział, że nie. - Mam poczucie, że biorę udział w przedsięwzięciu, które ma istotne uzasadnienie i te zmiany, których próbuje się dokonać, są oczekiwane przez społeczeństwo - zaznaczył.
Brat Leszka Mazura jest prezesem Sądu Apelacyjnego w Katowicach powołanym przez ministra sprawiedliwości.
Dariusz Zawistowski zrezygnował z stanowiska szefa KRS w styczniu, bo jego zdaniem i zdaniem poprzedniej rady wybór sędziów do tej instytucji przez polityków był niezgodny z prawem.
Opinia publiczna nie dowiedziała się, kto poparł kandydatury obecnych sędziów w KRS. List poparcia Kancelaria Sejmu nie ujawniła nawet na żądanie sądu prowadzącego proces o prawo do informacji.
- Ta lista powinna być ujawniona. Jeżeli tego się nie robi, to rodzi to tylko spekulacje, bo są takie głosy, że być może ci sędziowie wybrani do Rady sobie wzajemnie udzielali na tym etapie poparcia. Są też takie głosy, że może duża liczba podpisów pochodzi od sędziów, którzy byli delegowani do Ministerstwa Sprawiedliwości - podkreślił Zawistowski.
Autor: js//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24