W postępowaniu nadzorowanym przez płk. Mikołaja Przybyła nie było nieprawidłowości – uznała prokuratura wojskowa. Chodzi o śledztwo, w którym przez ponad pół roku zbierano billingi dziennikarzy piszących o katastrofie smoleńskiej. Wojskowi prokuratorzy z Warszawy nie dopatrzyli się w tym niczego złego. Mimo miażdzącego wyroku cywilnego sądu w tej sprawie i wyników kontroli zleconej przez Prokuratora Generalnego.
Śledztwo w sprawie możliwego przekroczenia uprawnień przez prokuratora Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu prowadzone było z zawiadomienia pełnomocnika Cezarego Gmyza („Rzeczpospolita”), jednego z billingowanych dziennikarzy. Drugim był Maciej Duda z tvn24.pl.
Wojskowi prokuratorzy z Poznania tropiąc źródło przecieku w śledztwie smoleńskim zbierali informacje o połączeniach Gmyza i Dudy, poznając w ten sposób dane m.in. ich informatorów. A te, zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem, dziennikarz ma obowiązek chronić. Prokuratorzy zażądali także od operatorów sieci komórkowych – bez wcześniejszej zgody sądu – udostępnienia treści sms-ów przychodzących i wychodzących z telefonów Gmyza i Dudy. Działania bez zarzutu Jak wykazała późniejsza kontrola zlecona przez Prokuratora Generalnego, wojskowi z Poznania już wtedy wiedzieli, że numery te należą do dziennikarzy. Gdy po naszych publikacjach sprawa wyszła na jaw stanowczo zaprzeczał temu pułkownik Mikołaj Przybył, nadzorujący śledztwo WPO w Poznaniu.
Na konferencji prasowej, w przerwie której pułkownik postrzelił się w policzek, zaznaczał, że on i jego prokuratorzy „nie łamali prawa” a dążyli jedynie „do ustalenia prawdy w ramach obowiązujących przepisów”. Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która od marca badała, czy tak było, właśnie podzieliła ten pogląd.
– 1 czerwca prokurator umorzyła postępowanie w sprawie możliwego przekroczenia uprawnień przez prokuratora Prokuratury Garnizonowej, delegowanego do śledztwa dotyczącego „przecieków” ze sprawy smoleńskiej – potwierdza w rozmowie z tvn24.pl płk Ireneusz Szeląg, szef WPO w Warszawie. Prokuratorem, o którym mowa, jest kpt. Łukasz Jakuszewski. „Na polecenie” Przybyła
To on w grudniu 2010 roku i styczniu 2011 roku podpisał się pod żądaniem wydania billingów i sms-ów dziennikarzy (operatorzy nie zgodzili się na ujawnienie treści wiadomości tekstowych, bo – jak tłumaczyli – nie chcieli łamać prawa). Jakuszewski działał jednak „na polecenie” płk. Przybyła, o czym on sam mówił podczas przywołanej konferencji.
Prokurator Edyta Kuśnierz z prokuratury wojskowej w Warszawie po trzech miesiącach śledztwa uznała, że „w opisanym zdarzeniu”, czyli wystąpieniu o billingi i sms-y dziennikarzy, „nie ma znamion przestępstwa”. – Postanowienie jest nieprawomocne więc dzisiaj za wcześniej jeszcze by podawać argumenty, które stały za wydaniem przez prokuratora takiej właśnie decyzji – ucina płk Szeląg. Co zrobiono? Prokuratorzy, którzy umorzyli postępowanie w sprawie ewentualnych nieprawidłowości w działaniu ich kolegów z Poznania, nie ujawniają też, co dokładnie zrobiono w warszawskim śledztwie. Wiadomo, że nie przesłuchano wszystkich istotnych dla sprawy świadków. – Czekałem aż prokuratura to zrobi, ale się nie doczekałem – mówi Maciej Duda.
Dziennikarz, którego billingi zbierano przez ponad pół roku, decyzję o umorzeniu śledztwa przez WPO określa jako „skandaliczną”. – To nie do pomyślenia by pod okiem Prokuratora Generalnego prokuratorzy wojskowi, wbrew stanowisku sądu, uznali, że w śledztwie nadzorowanym przez płk. Przybyła nie łamano prawa – dodaje.
A stanowisko sądu, tyle, że cywilnego, było w tej sprawie jednoznaczne. W marcu sędzia Paweł du Chateau z Sądu Rejonowego na warszawskim Mokotowie uwzględnił zażalenia obu „billingowanych” dziennikarzy i uchylił cztery decyzje prokuratora wojskowego o żądaniu danych z ich telefonów. „Niedopuszczalne”. Ale tylko dla cywili W swoim uzasadnieniu sąd określił działania WPO w Poznaniu jako „niedopuszczalną próbą ominięcia ustawowego zakazu ustalania danych osób udzielających informacji dziennikarzom”. - Nawet zwolnienie dziennikarza przez sąd z tajemnicy dziennikarskiej nie może tego dotyczyć . (…) Prokurator celował nie w billingi dziennikarzy, ale w ich źródła informacji – podkreślał sędzia.
Działania wojskowych oskarżycieli z Poznania jako „nieuprawnione” określiła też we wnioskach ze swojej kontroli Prokuratura Apelacyjna. Działając na polecenie Prokuratora Generalnego Andrzeja Seremeta prokuratorzy warszawskiej Apelacji stwierdzili również, że gdyby nie odmowa operatorów to żądnie wydania treści sms-ów „mogło doprowadzić do naruszenia tajemnicy dziennikarskiej”.
Autor: Łukasz Orłowski / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24