Uzbrojenie nowoczesne i powstające w Polsce - tak minister obrony Tomasz Siemoniak określa, na co zostaną wydane fundusze obronne, gdy zostaną zwiększone do 2 proc. PKB. Dodatkowe 800 mln złotych od 2016 r. może wspomóc np. stworzenie Narodowego Programu Bezzałogowców.
Zgodnie z deklaracjami premier Ewy Kopacz, budżet MON ma od 2016 roku wynosić 2 proc. PKB. Według szacunków wzrostu polskiego PKB może to oznaczać sumę blisko 40 mld złotych. Większość tych środków pochłoną wynagrodzenia żołnierzy, emerytury wojskowe i utrzymanie armii. Jednak jedna piąta do jednej czwartej tej kwoty, czyli nawet 10 mld złotych rocznie, ma być przeznaczana na modernizację.
To sumy stwarzające ogromne możliwości, jeśli weźmie się pod uwagę, że dotąd największy i najdroższy zaplanowany do 2022 roku program zbrojeniowy - zakupu nowoczesnych systemów obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej - będzie kosztował 16 mld złotych. Z nowym, zwiększonym budżetem obronnym Polska staje się dla światowych koncernów zbrojeniowych niezwykle atrakcyjnym rynkiem. Ale MON, premier i prezydent podkreślają, że nie chodzi tylko o to, by kupić - ale tak kupić, żeby zyskał na tym polski przemysł i polska nauka.
Zbrojenia "na wszelki wypadek"
Priorytety są jasne. Polska musi załatać luki w możliwościach obronnych, zastąpić nowym najbardziej przestarzały sprzęt z czasów zimnej wojny i wprowadzić nowoczesne technologie - uzbrojenie wpięte w cyfrową sieć informatyczną oraz platformy bezzałogowe w powietrzu, na morzu i lądzie.
Siemoniak powtórzył, że najszybciej trzeba podjąć decyzje o zakupie systemów obrony powietrznej i antyrakietowej średniego zasięgu oraz śmigłowców transportowych i bojowych. Szef MON powiedział, że w obronie przeciwlotniczej "jesteśmy na ostatniej prostej" - po wyborze dwóch potencjalnych dostawców, którzy stoczą walkę o zamówienie.
Trzech oferentów walczy z kolei o kontrakt śmigłowcowy, który może być rozstrzygnięty pod koniec tego lub na początku przyszłego roku. Dalej idą nowoczesne systemy artyleryjskie, pociski samosterujące dla F-16, rakiety przeciwokrętowe i kolejne (niższe) poziomy obrony przeciwlotniczej. Po wybuchu wojny na Ukrainie Polska przyspieszyła te programy, które spowodują, że agresja na nasz kraj stałaby się trudniejsza, a ewentualny odwet - skuteczniejszy.
Drony za 800 mln?
Jest bardzo prawdopodobne, że z dodatkowych funduszy utworzony będzie osobny program dla bezzałogowców, nie tylko dla wojska. Od wielu miesięcy postuluje to szef BBN gen. Stanisław Koziej. Powiedział on nawet, że nie widzi potrzeby kupowania kolejnej generacji samolotów bojowych, bo można je od razu zastąpić bezzałogowcami.
Również minister obrony uznał Narodowy Program Bezzałogowców za "bardzo dobry pomysł". Podkreślił przy tym, że polski przemysł i ośrodki naukowe mają w dziedzinie dronów spore osiągnięcia. To właśnie wykorzystanie potencjału przemysłowego i naukowego przy zamówieniach zbrojeniowych jest teraz największym wyzwaniem - i największym problemem MON.
Przemysł, czyli schody
Dodatkowe pieniądze wydamy na uzbrojenie nowoczesne i wydamy je w Polsce - zapewnia Tomasz Siemoniak. Ale tego w wielu przypadkach nie da się pogodzić. Modernizacja wojska na taką skalę i za takie pieniądze może być dźwignią dla krajowych ośrodków badawczo-rozwojowych i fabryk uzbrojenia. Jednak ich oferta często nie spełnia oczekiwań MON lub po prostu jej nie ma. Polski przemysł zbrojeniowy nie oferuje wszystkiego, co MON chce kupić.
Najwyraźniej widać to na przykładzie zamówienia najważniejszego: obrony antyrakietowej. Polska ma zakład rakietowy Mesko, ale produkuje on pociski wyłącznie krótkiego zasięgu - najważniejszy system Wisła jest więc poza nim. Polska radiolokacja stoi na wyższym poziomie i nowe radary z fabryki PIT-Radwar mogłyby znaleźć miejsce w zamówieniu na broń przeciwrakietową, tyle że MON chce zamówić gotowe systemy z zagranicy: amerykańskiego Patriota albo francuski system SAMP/T.
Transfer technologii w tym przypadku może być problematyczny, bo oba systemy mają już swoje pociski, swoje radary, swoje wozy dowodzenia i swoich poddostawców, którzy niechętnie ustąpią miejsca polskim firmom. Zwłaszcza, że MON się spieszy, a transfer technologii zwykle zajmuje najwięcej czasu i wymaga drobiazgowych ustaleń, bo w grę wchodzą rozwijane latami patenty, tajemnice technologiczne i supernowoczesne materiały.
Dlatego najważniejsza faza negocjacji z Raytheonem i Eurosam (producentami systemów Patriot i SAMP/T) dopiero nadchodzi - a jej stawką jest nie tylko przyszłość ważnej części polskiej zbrojeniówki, ale i suwerenność obronna Polski. W sytuacji wojennej kluczowe elementy systemów uzbrojenia i amunicji muszą być produkowane i serwisowane w kraju - inaczej nawet najlepsza broń może się okazać "jednorazowego użytku".
Drony po polsku
Na tle systemów rakietowych dużo lepiej wygląda sprawa "polonizacji" programu bezzałogowców. Już teraz polska armia używa rozpoznawczych dronów polskiej produkcji Fly Eye, a prototypy - od miniaturowych helikopterków po sprzęt wielkości małych samolotów - opracowało kilka firm i ośrodków badawczych (m.in. Instytut Lotnictwa, WAT, Instytut Techniczny Wojsk Lotniczych).
800 mln zł dodatkowych funduszy rocznie - jeśli rzeczywiście pieniądze te poszłyby na program bezzałogowców - może sprawić, że polski przemysł otrzyma solidne zamówienia i zbuduje pozycję lidera na europejskim rynku dronów. Zwłaszcza, że ma do zaproponowania nowatorskie propozycje - jak np. pierwsze w naszym regionie minibomby szybujące, czyli tzw. amunicję autonomiczną.
Autor: Marek Świerczyński//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Pitadwar.com