- Polacy potrafią być otwarci, wspaniałomyślni, szalenie hojni - tak aktorka Maja Ostaszewska komentowała na antenie TVN24 zryw pomocowy, który obserwujemy od początku wojny w Ukrainie. Artystka, która była rozmówczynią Piotra Marciniaka w "Faktach po Faktach", podkreśliła jednocześnie, że trwa kryzys na granicy Polski i Białorusi - i obecni tam uchodźcy nie są wpuszczani do Polski.
Sama Ostaszewska ma pod swoją opieką kilka rodzin z Ukrainy, pomaga kolejnym. Przekonuje jednocześnie, że to samo robi bardzo wiele innych osób, i z tej postawy Polacy mogą być bardzo dumni. - Zawsze zresztą tak myślałam o nas, że jeśli się naszego społeczeństwa nie zatruwa niechęcią wobec innych, to my mamy taką zdolność. I tutaj ta zdolność fenomenalnie się sprawdziła - przyznała.
Ostaszewska była też aktywna podczas kryzysu na granicy polsko-białoruskiej i starała się pomóc przebywającym tam uchodźcom. Zapytana o argumentację polskiego rządu, który twierdzi, że tamta sytuacja nie ma nic wspólnego z kryzysem uchodźczym wywołanym wojną w Ukrainie, aktorka oceniła, że "każda sytuacja ma swoja specyfikę i to, przed czym uciekają osoby w kryzysie uchodźczym się różni". - Natomiast przerażone, płaczące dzieci, doświadczające traumy, to są takie same dzieci - podkreślała.
Czytaj też: Pomoc dla obywateli Ukrainy. Na jakich warunkach można wjechać do Polski i gdzie można uzyskać pomoc?
"Tamte dzieci zamyka się w ośrodkach"
Aktorka przypomniała, że wbrew pozorom kryzys na granicy polsko-białoruskiej wcale się nie skończył. - Cały czas jestem w kontakcie z organizacjami, które robią fenomenalną robotę. To rozrywające serce, że wiemy, że tamte dzieci nadal są zostawiane w lesie i przerzucane na Białoruś, a te tutaj witamy z otwartymi rękoma. Dla mnie ten podział jest nie do przyjęcia - mówiła artystka. I dodała: - Wystarczy troszeczkę wiedzy na temat tego, co się dzieje w Syrii, Afganistanie, w Iraku, by wiedzieć, że to nie są bezpieczne kraje.
Ostaszewska wyraziła nadzieję, że nabyte teraz doświadczenie pomagania Ukraińcom przełoży się w społeczeństwie na większą wrażliwość wobec uchodźców z innych krajów.
- Da szanse zrozumienia, że tamte dzieci tak samo zasługują na naszą pomoc, na bezpieczeństwo. Tymczasem te dzieci zamyka się w zamkniętych ośrodkach dla uchodźców, które wyglądają jak więzienia. To, że 13-letnia dziewczynka musiała uciec się do tego, że podjęła strajk głodowy, żeby zwrócić uwagę na sytuację swojej rodziny, jest dla mnie nie do zaakceptowania - przekonywała Ostaszewska.
- Różnica między tymi dwiema sytuacjami jest taka, że tutaj ta pomoc nie jest penalizowana i możemy działać. To, że obecnie ponad milion osób znalazło schronienie to dobre serca Polaków i działające 24 godziny na dobę organizacje - wskazywała.
Co z systemową pomocą?
Artystka zwróciła uwagę, że choć pomoc, której udzielają ukraińskim uchodźcom Polacy jest imponująca, to nie do końca wiadomo, co dalej. - Część osób oczywiście może sobie pozwolić, by taką rodziną opiekować się przez rok lub dłużej. Ale część za miesiąc lub dwa będzie chciała wiedzieć, co dalej. W związku z tym natychmiast potrzebujemy systemu pomocy - mówiła Ostaszewska.
Rozmówczyni TVN24 dodała, że ważnym elementem pomocy w przyszłości musi być wsparcie z Europy oraz współpraca na wielu szczeblach. - Apeluję do rządzących oraz do samorządów o wysłuchanie organizacji, które się tym zajmują. One przygotowują projekt systemowej pomocy i chcą się nim podzielić z samorządami. Natomiast wiem od tych ludzi, że rząd nie jest zainteresowany współpracą z nimi - mówiła Ostaszewska, wskazując między innymi Grupę Granica oraz Salam Lab.
Oglądaj telewizję na żywo w TVN24 GO
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24