Profesor Wojciech Maksymowicz zorganizował w środę konferencję prasową, na której odpowiadał na formułowane wobec niego w mediach zarzuty. - Przypuszczono na mnie bezpardonowy atak sugerujący nieetyczne zachowania w pracy zawodowej i naukowej - mówił.
W ostatnich tygodniach pojawiły się w mediach zarzuty wobec profesora Wojciecha Maksymowicza, neurochirurga i posła Polski 2050. Pod koniec października Wirtualna Polska opisała sprawę śmierci pacjentki, która była leczona w olsztyńskim szpitalu, gdzie pracuje Maksymowicz. Jej śmierć - stwierdził w nieprawomocnym wyroku sąd - była związana z nieprawidłowym leczeniem. Maksymowicz miał asystować przy dwóch operacjach kobiety przeprowadzanych przez lekarza w trakcie specjalizacji, ale pomimo tego, że widniał w dokumentach, nie było go na sali. Rodzina zmarłej otrzymała odszkodowanie w procesie cywilnym.
Maksymowicz powiedział w środę na konferencji w Olsztynie, że biegli nie dopatrzyli się w jego działaniach złamania prawa, podkreślił, że młody lekarz, mimo braku specjalizacji, był jednym z najzdolniejszych w kraju i miał zgodę na samodzielną pracę od konsultanta krajowego. - Ten lekarz dziś przeprowadził dwa zabiegi ratujące życie, to bardzo dobry lekarz i na tym warto się skupić - ocenił profesor Maksymowicz i powiedział, że kobieta zmarła dwa tygodnie po zabiegu w wyniku powikłań innych, niż te wynikające z operacji.
Maksymowicz: przypuszczono na mnie bezpardonowy atak
- Pojawiają się wobec mnie zarzuty nie tylko natury etycznej, ale i prawnej - powiedział poseł. Stwierdził, że w ostatnim czasie został na niego "przypuszczony bezpardonowy atak sugerujący nieetyczne zachowania w pracy zawodowej i naukowej".
Dziennikarze Wirtualnej Polski ustalili też między innymi, że Maksymowicz pracował w Sejmie, kiedy według harmonogramu miał być w szpitalu.
Maksymowicz mówił, że kierowane wobec niego zarzuty, że zamiast być na dyżurze w szpitalu pracował w Sejmie, są efektem niezrozumienia, na czym polega jego praca w szpitalu uniwersyteckim w Olsztynie. Wyjaśnił, że z tą placówką wiąże go cywilnoprawny kontrakt, który zobowiązuje go do przepracowania w szpitalu 100 godzin miesięcznie - w rozliczeniu półrocznym. Dodał, że za każdym razem, gdy jechał do Sejmu, informował o tym dyrekcję szpitala. - A dyżur w tym roku miałem jeden i on nie został ujęty w grafiku - powiedział Maksymowicz.
Jego pełnomocnik - radca prawny Sławomir Trojanowski doprecyzował, że "plan pracy profesora był przygotowany przez administrację szpitala i w większości nawet nie był przez pana profesora podpisywany".
- Jeśli chodzi o to, że w grafiku były dni, gdy miał być w szpitalu, a był w Sejmie, to po weryfikacji widzimy, że rzeczywiście tak się zdarzało, że był w Sejmie, a według planu, harmonogramu miał być w szpitalu. Rzeczywiście były takie sytuacje. Natomiast to, że będzie w Sejmie było informacją znaną dyrekcji szpitala, dyrektor do spraw lecznictwa otrzymywał faktury od profesora i potwierdzał płatności. Czas zgodnie z umową do wypracowania wypracowywał. Szpital nie poniósł żadnej straty, NFZ nie poniósł żadnej straty. Więcej - profesor przy okazji pracy w Sejmie lobbował na rzecz szpitala - poinformował Trojanowski.
Maksymowicz dodał, że wykaz - ile godzin w jakim miesiącu przepracował na rzecz szpitala - przekazał w środę rektorowi olsztyńskiego uniwersytetu i NFZ, który przeprowadza w klinice neurochirurgii kontrolę. Maksymowicz wyraził nadzieję, że kontrola ta zakończy się szybko i klinika będzie mogła wrócić do pracy, bo aktualnie wszystkie zabiegi są wstrzymane. - A pacjenci czekają - dodał.
Oskarżenia o eksperymenty na płodach. Maksymowicz odczytał wyniki kontroli
Mówiąc o atakach na niego, profesor Maksymowicz przypomniał też, że w kwietniu jemu i jego zespołowi zarzucono dokonywanie nieetycznych eksperymentów na płodach. Rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz 13 kwietnia poinformował, że do resortu wpłynęły "bardzo niepokojące informacje dotyczące możliwych eksperymentów medycznych wykonywanych na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim pod nadzorem profesora Maksymowicza".
Maksymowicz stanowczo zaprzeczył wówczas wykonywaniu eksperymentów na płodach i jako wówczas członek Porozumienia odszedł z klubu parlamentarnego PiS.
Podczas środowej konferencji Maksymowicz poinformował, że przeprowadzona w sprawie rzekomych eksperymentów na płodach kontrola resortu zdrowia zakończyła się we wrześniu i wnioski z niej nie potwierdzają tez zawartych w donosach na niego.
- Nie można takich zarzutów robić dla człowieka, który ma swój światopogląd i wyznaje wartości chrześcijańskie - skomentował.
Źródło: PAP, tvn24.pl