Po kilku tygodniach nieobecności we własnym domu pan Roman z Koszalina zastał wymienione zamki i zaplombowane drzwi. Jak się okazało, kiedy był poza domem spółdzielnia mieszkaniowa postanowiła wymienić piecyk gazowy. Jak mówi zrobiono to bez jego zgody, bez asysty policji, a dodatkowo z mieszkania zniknęło ponad 15 tys. złotych
- Zwykły bandytyzm, jak można w taki sposób włamać się do mieszkania - mówi Roman Gromaszek. Jak dodaje po wizycie pracowników spółdzielni oprócz "junkersa" zniknęła też znaczna suma pieniędzy. - Ponad piętnaście tysięcy złotych zginęło bez śladu - dodaje. A wszystko wydarzyło się kiedy emerytowany inżynier budownictwa był w sanatorium.
"Zaplombowane drzwi do własnego domu"
- Dostaje od sąsiadów telefon, że mam włamanie do mieszkania, no to w samochód i pojechałem - relacjonuje.
Po powrocie zastał zaplombowane drzwi i zmienione zamki. Powód? Spółdzielnia od trzech lat demontuje u lokatorów "junkersy". Teraz przyszła kolej na pana Romana. I nieważne, że nie było go w domu. Spółdzielnia stwierdziła, że jego "junkers" stanowi zagrożenie i trzeba go natychmiast zdemontować.
"Nie było żadnego zagrożenia"
Jak mówi pan Roman, wszystko byłoby zgodnie z prawem, gdyby na miejscu wraz z pracownikami spółdzielni pojawiła się też policja. - Dlaczego nie było ani policji, dlaczego nie było straży pożarnej dlaczego jeżeli oni twierdzą, że "junkers' mógł stwarzać zagrożenie dlaczego nie było pogotowia gazowego. Tu nie było żadnej szkody - dodaje.
Także Ryszard Gąsiorowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie przyznaje, że spółdzielnia złamała prawo. - Mamy do czynienia z naruszeniem ustawy - tłumaczy, bo zgodnie z zapisem w przypadku zagrożenia możliwe jest wejście do mieszkania, ale tylko w asyście policji lub straży pożarnej.
Bez komentarza...
Jednak spółdzielnia mieszkaniowa „Przylesie” w Koszalinie jest innego zdania i komentować sprawy nie chce. - Pan mi chce wmówić, że było nielegalnie, a było legalnie - mówi Kazimierz Okińczyc, prezes spółdzielni „Przylesie”. Jak mówi istniało zagrożenie, bo piecyk był włączony, a więc pracownicy mogli wejść do mieszkania.
Teraz sprawę nielegalnego wtargnięcia bada koszalińska prokuratura.
Źródło: tvn24