- No tera to u nas zostało trochę tych dawniejszych zwyczajów, ale się i trochę pozmieniało, bo to wieta - ludziska z całego świata się do nas zjeżdżają, osiedlają i swoje zwyczaje nowe wprowadzają - opowiada gwarą o dawnych, wielkanocnych tradycjach rodowita łowiczanka, Anna Staniszewska.
- Dawniej w Księstwie Łowickim Wielkanoc była bardzo tradycyjnie obchodzona, bo jest to największe święto kościelne. Po 40 dniach postu w Wielką Niedzielę wszyscy ożywają. Najpierw to z samiusienikego rana, ledwo się tylko wstanie, wszyscy jadą na rezurekcję do kościoła. Wszyscy obwiązkowo, chyba, że kto stary, mały albo chorowity, to ten zostaje w chałupie - przypominała Staniszewska.
Kto pierwszy, ten lepszy
Według łowickiej tradycji, kto po rezurekcji pierwszy dojechał do wsi, temu później najszybciej udawało się zbierać z pola zboże, i jemu "w gospodarstwie najlepiej się szykowało". - To wieta, chłopy jechały wozami, nieraz i jakie koło odpadło po drodze, bo się na wyścigi brały - dodaje pani Anna.
W przeciwieństwie do dziś panujących obyczajów, przed laty w Wielką Niedzielę odwiedziny nie były praktykowane. - To był dzień radosny, ale jednocześnie bardzo poważny. W tym dniu wszyscy siedzieli w domu z najbliższą tylko rodziną - opowiada Staniszewska. - Najważniejsze, żeby po śniadaniu gospodynie nie kładły się spać, bo od tego zboże na polu byłoby potem wyleżałe - opisuje jeden z przesądów.
Rodowita łowiczanka podkreśliła, że duża część wielkanocnych tradycji została zachowana, a ich praktykowanie staje się coraz bardziej popularne. - Bo ten jest szczęśliwy człowiek, który ma swoje korzenie - podsumowała.
nsz/sk
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24