|

Justyna, według sądu, "wtargnęła na jezdnię", ale to kierowca, który ją zabił, ma iść do więzienia

Justyna osierociła syna
Justyna osierociła syna
Źródło: Archiwum prywatne

"Nitki ich losów" przecięły się na warszawskiej Wisłostradzie. Justyna wysiadła z taksówki na środku jezdni i kilka sekund później straciła życie pod kołami pędzącej mazdy. Mimo że kobieta była pijana i nie powinno jej być w tym miejscu, to kierowca mazdy odpowie za jej śmierć. Mężczyzna ma trafić do więzienia, bo na liczniku auta, w momencie uderzenia w 40-latkę, miał minimum 120 km/h. We wtorek sąd ogłosił wyrok.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Mąż zmarłej Justyny i jego pełnomocniczka chcieli, żeby oskarżony trafił do więzienia na cztery lata. Przekonywali, że kierowca mazdy w momencie potrącenia pieszej miał na liczniku minimum 120 km/h (mógł mieć 70 km/h). Podnosili, że już wcześniej przepisy miał za nic, a nawet stracił prawo jazdy niemal w tym samym miejscu, gdzie później doszło do tej tragedii.

Obrona kontrargumentowała: piesza była pod wpływem alkoholu, wysiadła na jezdni, kiedy kierowca miał zielone światło, wtargnęła mu pod koła. I zwracała uwagę na zachowanie taksówkarza, który pozwolił swojej klientce wyjść z auta na środku jezdni. Prosiła o łagodny wyrok.

Prokuratura natomiast nie miała wątpliwości, że winny śmierci Justyny jest kierowca mazdy, ale godziła się na karę w zawieszeniu. We wtorek w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia ogłoszono wyrok w sprawie wypadku na Wisłostradzie.

Mąż zmarłej powiedział na korytarzu sądowym, że "wyrok jest salomonowy".

***

Do wypadku doszło 3 listopada 2021 roku. Justyna wracała z 40. urodzin przyjaciela. Piła alkohol, więc zamówiła taksówkę. W pewnym momencie kierowca zauważył, że pasażerka czuje się gorzej. Zatrzymał się na pasie do jazdy prosto, przed skrzyżowaniem paliło się czerwone światło. Włączył światła awaryjne. Wtedy Justyna wyszła z samochodu. Zaczęła pokonywać Wisłostradę, szła w kierunku Wisły.

Na środkowym pasie potrącił ją kierowca mazdy. Zginęła na miejscu. Kto był winny wypadku? Taksówkarz, który zatrzymał się w miejscu niedozwolonym, czy kierowca mazdy, który potrącił pieszą? Bo światło przed skrzyżowaniem zdążyło się już zmienić i miał zielone. Prokuratura nie miała wątpliwości: ten drugi. Bo choć piesza pojawiła się w miejscu, w którym być jej nie powinno, on na liczniku miał co najmniej 120 km/h (a mógł mieć 70 km/h).

Zachowanie taksówkarza uznano również za niebezpieczne i mające "pośredni wpływ" na tragedię, jednak odpowiedział on tylko za wykroczenie.

Bezwzględne więzienie, odebrane prawo jazdy

Na ławie oskarżonych zasiadł kierowca mazdy Paweł K. Proces trwał dwa lata. Dwa tygodnie temu strony wygłosiły mowy końcowe.

Sędzia Małgorzata Drewin uznała oskarżonego winnym i skazała go na rok i sześć miesięcy bezwzględnego więzienia. Orzekła też dziesięcioletni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych.

- Niewątpliwie nie tylko oskarżony ponosi odpowiedzialność za skutek w postaci zgonu pokrzywdzonej. Niewątpliwie do zdarzenia doszło również przy jej współudziale. Tyle tylko, że fakt ten nie zwalnia z odpowiedzialności oskarżonego - powiedziała sędzia, uzasadniając wyrok.

Zaznaczyła, że w tej sprawie opiniowali biegli, którzy nie mieli wątpliwości, że gdyby oskarżony jechał wolniej, Justyna by przeżyła. Zauważyłby ją i wyhamował lub zjechał na inny pas.

- Fakt prowadzenia pojazdu z prędkością nie mniejszą niż 120 kilometrów na godzinę i nie większą niż 135 kilometrów sąd potraktował jako wyznacznik możliwości przypisania oskarżonemu sprawstwa. Oskarżony powinien sobie uświadomić, że przepisy prawa ograniczające prędkość nie są ustanowione ot tak. Służą ochronie bezpieczeństwa ludzi - dodała sędzia.

Sędzia Drewin przypomniała, że podczas procesu obie strony wielokrotnie powtarzały zdanie: "znalazłem się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie", "znalazła się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie". - Widać ustawodawca takie sytuacje przewidział. Zrobił wszystko, przepisami prawa, by jak najmniej dochodziło do przecinania się takich nitek losów ludzkich - uznała.

Sąd ogłasza wyrok
Sąd ogłasza wyrok
Źródło: tvn24.pl

Zachowanie taksówkarza i "przyczynek do zaistniałego zdarzenia"

Sąd przypomniał, iż "wyznaczenie prędkości administracyjnie dozwolonej jest rezultatem założenia, że tylko jazda z taką prędkością warunkuje zapewnienie należytego panowania nad pojazdem".

- Oskarżony fakt, że poruszał się z taką prędkością, tłumaczył, że jechał Wybrzeżem Gdańskim poza faktycznie szeroko rozumianym terenem zabudowanym. W miejscu, gdzie o tej porze nie spodziewał się tego, że mogą pojawić się piesi. Nie spodziewał się, że piesza opuści nagle pojazd i wtargnie na pas ruchu. Jednakże ustawodawca określający wymiar prędkości administracyjnie dopuszczalnej miał na względzie właśnie takie sytuacje. Sytuacje wszelkie, jakie mogą przytrafić się na drodze - mówiła sędzia.

- Rozumienie oskarżonego opiera się na założeniu, że on lepiej wie, aniżeli ustawodawca, czy powoduje zagrożenie dla innych uczestników ruchu drogowego, czy nie. Takiego zachowania nie należy tolerować. Z jakichś powodów ustawodawca określił, że ograniczenie prędkości przyda się na tym obszarze Warszawy przez całą dobę. Z tego względu, że takie sytuacje jak ta mogą się zdarzyć - zaznaczyła sędzia.

wawa 3
Obrona ocenia zachowanie taksówkarza jako "karygodne"
Źródło: tvn24.pl

Opisała też zachowanie kierowcy taksówki, z której wysiadła Justyna. Według sądu ono również stanowiło "przyczynek do zaistniałego zdarzenia".

- Oskarżony odwoływał się do kwestii dotyczących zachowania taksówkarza. Mówił: "gdyby nie zatrzymał się, gdyby pojechał dalej, gdyby nie obawiał się zabrudzenia pojazdu, nie doszłoby do zdarzenia". Sąd uznał, że zachowanie kierowcy taksówki nie zwalnia oskarżonego z odpowiedzialności karnej za własne postępowanie - oceniła.

Zdaniem sądu tylko kara bezwzględnego więzienia będzie odpowiadała "społecznemu poczuciu sprawiedliwości".

"Sąd wydał salomonowy wyrok"
Źródło: tvn24.pl

Wyrok nie jest prawomocny. Piotr Skiba, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie, przekazał nam, że śledczy nie będą wnioskować o sporządzenie pisemnego uzasadnienia, co oznacza brak apelacji z ich strony.

Decyzji w tej sprawie nie podjęła jeszcze obrona oraz rodzina Justyny. Na korytarzu sądowym obie strony zapowiedziały, że będą to analizować.

20220916_200858
Do wypadku doszło na Wisłostradzie
Źródło: Mateusz Szmelter, tvnwarszawa.pl

Loteria?

To nie pierwsza sprawa, w której prokuratura nie zadowala się stwierdzeniem winy pieszego, mimo że wydaje się oczywista. Analizuje także, jak złamanie przepisów przez kierowcę przyczyniło się do tragicznego skutku wypadku. I coraz częściej sądy tę argumentację podzielają.

Na tvnwarszawa.pl informowaliśmy o wypadku o podobnym przebiegu. W lipcu 2016 roku nastolatka wbiegła na jezdnię ulicy Targowej za piłką. Sygnalizacja wskazywała czerwone światło. Ale kierowca, który przekroczył prędkość (na liczniku miał 89 kilometrów na godzinę, obowiązujące ograniczenie wynosiło 50 km/h), stanął przed sądem.

Sąd pierwszej instancji skazał go za to na cztery i pół roku więzienia. Sąd odwoławczy podwyższył wyrok do sześciu lat. Sąd przyznał, że 14-letnia Klaudia weszła na jezdnię na czerwonym świetle, ale podkreślił, że do wypadku by nie doszło, gdyby oskarżony jechał przepisowo. Sąd Najwyższy nie uwzględnił kasacji złożonej przez kierowcę.

Tuż przed świętami Bożego Narodzenia przed Sądem Okręgowym w Warszawie zapadł prawomocny wyrok dla Patryka D., który latem ubiegłego roku śmiertelnie potrącił niepełnosprawnego mężczyznę na Marszałkowskiej. Jak ustalili biegli, tuż przed uderzeniem w pieszego, który na czerwonym wszedł na jezdnię, kierowca białego porsche 911 miał na liczniku co najmniej 137 kilometrów na godzinę. Patryk D. nie przyznał się do winy. Sąd orzekł karę dwóch lat bezwzględnego więzienia za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym oraz pięcioletni zakaz prowadzenia pojazdów.

Ale orzecznictwo nie jest jednolite. Na tvnwarszawa.pl informowaliśmy też o tragicznym wypadku na Puławskiej, gdzie kierowca mercedesa potrącił mężczyznę przechodzącego na czerwonym świetle. Kiedy świadkowie udzielali mu pierwszej pomocy, kierowca oraz pasażer tylko się przyglądali. Nim na miejsce przyjechały policja i pogotowie, uciekli. Później prokuratura ustaliła, że w terenie zabudowanym jechali prawie 90 km/h. I choć pieszego nie udało się uratować, żaden z nich nie został oskarżony ani za spowodowanie wypadku, ani za ucieczkę z miejsca zdarzenia, ani za nieudzielenie pomocy.

Adwokat Bronisław Muszyński ocenił wcześniej w rozmowie z tvnwarszawa.pl, że rozstrzygnięcia w sprawach dotyczących podobnych wypadków są wciąż "loterią". - Takich sytuacji mamy bardzo dużo. Albo kiedy pijany wchodzi na czerwonym, albo na jezdni pojawia się w miejscu, gdzie w ogóle nie ma świateł. I rozstrzygnięcia są bardzo różne - przyznaje prawnik.

Od czego to zależy?

- Od opinii biegłego, który musi ocenić, czy kierujący był w stanie podjąć manewr obronny. Ważne jest również, w którym momencie pieszego zobaczył. Bardzo dużo zależy od śladów, które wskazują, jak daleko był pojazd w chwili, kiedy pieszy wszedł na ulicę, czyli czy wszedł od prawej, czy od lewej strony, bo jeżeli od lewej, to czas reakcji jest dużo dłuższy. Kluczowe jest ustalenie, czy kierowca mógł uniknąć zdarzenia - wyjaśnia mecenas Muszyński.

Czytaj także: