Prezydent Andrzej Duda zawetował nowelizację ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym - poinformowała we wtorek jego kancelaria. Wątpliwości prezydenta wzbudziła możliwość używania przed organami powiatu, obok języka urzędowego - języka mniejszości. Przedstawiciele mniejszości narodowych są zaniepokojeni.
Możliwość używania obok języka urzędowego, języka mniejszości - jako pomocniczego - była najważniejszą zmianą wynikającą z noweli.
Prezydent zakwestionował brak oszacowania skutków finansowych dla budżetów powiatów i gmin związanych z wprowadzeniem i używaniem na ich obszarach języka pomocniczego.
Do tej pory językiem pomocniczym można się było posługiwać jedynie przed organami gminy. Zmiana miała umożliwić organom gminy i powiatu używanie dwujęzycznych dokumentów oraz zwracanie się do organizacji mniejszości narodowych i etnicznych z pismami dwujęzycznymi.
Prawo do odpowiedzi w innym języku
Możliwość używania języka pomocniczego oznaczała, że osoby należące do mniejszości, miałyby prawo do zwracania się do organów gminy i powiatu w języku pomocniczym w formie pisemnej lub ustne, a także prawo uzyskiwania odpowiedzi i zaświadczeń także w języku pomocniczym.
Na wniosek mniejszości rada gminy mogłaby także podjąć - w formie uchwały - decyzję o ustaleniu dodatkowej nazwy miejscowości lub obiektu w języku mniejszości. Dzięki takiemu rozstrzygnięciu w przypadku odrzucenia wniosku o ustalenie dodatkowej nazwy od uchwały rady gminy można by było się odwołać. Obecnie, jeśli wniosek jest odrzucany bez podjęcia uchwały, nie istnieje możliwość odwołania się od decyzji rady gminy.
"To dla nas jest to niepokojący sygnał"
Współprzewodniczący Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych i Etnicznych oraz przewodniczący Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców (TSKN) na Śląsku Opolskim Rafał Bartek ocenił, że środowiska mniejszości odbierają weto prezydenta symbolicznie, jako "negatywny sygnał" wysłany w swoim kierunku.
Jak dodał, jest to dla mniejszości "o tyle zastanawiające i niepokojące", że zawetowana przez prezydenta nowelizacja nie wprowadzała żadnych dużych zmian w ustawie o mniejszościach, a jedynie "regulowała kwestie techniczne". - Jeśli zatem taka niewielka zmiana jest wetowana, to dla nas jest to niepokojący sygnał odnośnie podejścia do polityki mniejszościowej w ogóle pana prezydenta - uznał Bartek.
Poseł Ryszard Galla, ponownie wybrany do polskiego parlamentu przedstawiciel mniejszości niemieckiej, powiedział, że w trakcie prac nad nowelą określono, że możliwość używania języka pomocniczego dotyczyłaby tylko czterech powiatów w kraju: dwóch zamieszkiwanych przez Kaszubów i po jednym, gdzie mieszka mniejszość białoruska i litewska.
- Poza tym gdybyśmy dziś zapytali samorządy gmin, które są wpisane w rejestr gmin używających języka mniejszości jako języka pomocniczego, to wiemy, że na ten cel wydawane są naprawdę symboliczne kwoty - o ile w ogóle są one wydatkowane - zauważył Galla.
- Dla nas zawetowanie w tej części ustawy jest albo pewnym niedopatrzeniem, albo bardzo wyraźnym wskazaniem na to, że ta nowelizacja nie może być przyjęta - podkreślił.
Obawiają się reakcji "tolerancyjnego społeczeństwa"
- Bardzo źle się stało - tak o wecie prezydenta mówi inny przedstawiciel Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych i Etnicznych, prezes Stowarzyszenia Litwinów w Polsce Algirdas Vaicekauskas. Według niego język pomocniczy to szansa na polepszenie sytuacji mniejszości w powiatach, w których przedstawiciele tych mniejszości mieszkają.
Zaskoczony wetem prezydenta jest też były wieloletni podlaski poseł SLD Eugeniusz Czykwin, reprezentujący środowiska białoruskie i prawosławne. W niedzielnych wyborach bez powodzenia ubiegał się - jako niezależny kandydat - o mandat senatora.
Czykwin powiedział, że decyzja prezydenta "budzi nieufność i niepokój". Jego zdaniem trudno mówić o ewentualnych kosztach realizacji nowelizacji, bo np. gminy w powiecie hajnowskim w Podlaskiem, licznie zamieszkiwanym przez mniejszość białoruską, nie skorzystały dotąd z możliwości wprowadzenia dwujęzycznych nazw miejscowości.
Czykwin uważa, że obawiają się reakcji ze strony - jak to ujął - "tolerancyjnego społeczeństwa, którym się szczycimy". Obecnie dwujęzyczne nazwy miejscowości funkcjonują w Podlaskiem w gminie Orla w powiecie bielskim (polsko-białoruskie) oraz w gminie Puńsk na Suwalszczyźnie (polsko-litewskie). W obu tych gminach kilka lat temu nieznani sprawcy zniszczyli te tablice.
Zdaniem Czykwina jeśli nawet miałyby być skutki finansowe nowelizacji, to byłyby trudne formalnie do oszacowania, ale według niego byłyby "minimalne" i bez znaczenia w skali kraju.
A miał być wzór dla Litwy
Również dla Mirona Sycza, który w mijającej kadencji Sejmu przewodniczył komisji mniejszości narodowych i etnicznych, weto prezydenta jest zaskoczeniem. - To dosyć zły sygnał dla mniejszości narodowych, które obawiają się, że będzie im trudniej funkcjonować w nowej rzeczywistości politycznej - powiedział Sycz, który był jedynym posłem na listach PO rekomendowanym przez Związek Ukraińców w Polsce.
Zdaniem Sycza, który nie zdobył mandatu w nowym Sejmie, już w trakcie prac w komisji i debaty nad nowelą ustawy politycy PiS wypowiadali się przeciwko jej zapisom. - Stąd też pewnie takie stanowisko prezydenta wywodzącego się z tej partii - stwierdził.
Jak mówił, zasadniczym celem nowelizacji było zdefiniowanie, czym jest stowarzyszenie działające na rzecz mniejszości. Jego zdaniem zdarzały się bowiem przypadki podszywania się pod takie organizacje po to, żeby uzyskiwać dotacje, które powinny być przeznaczane na wspieranie tradycji i kultury mniejszości.
Sycz ocenił, że rozszerzenie na powiaty możliwości posługiwania się językiem mniejszości mogło stać się wzorem tworzenia prawa dla krajów, w których istnieje polska mniejszość narodowa.
- Nie ukrywam, że w ten sposób chcieliśmy pokazać naszym sąsiadom, szczególnie Litwie, że traktujemy mniejszości w sposób godny. Wydawało nam się, że ten przykład pokaże im, jaką należy iść drogą - wyjaśnił Sycz
Autor: ts,fil/ja,rzw / Źródło: PAP