We wtorek prezydent Karol Nawrocki poinformował, że zadecydował o zawetowaniu ustawy o zmianie ustawy o ochronie zwierząt, czyli tzw. ustawy łańcuchowej, która miała wprowadzić zakaz trzymania psów na uwięzi. Została ona przyjęta przez Sejm 26 września, a za było 280 posłów, w tym 49 z Prawa i Sprawiedliwości.
Jeszcze we wtorkowy wieczór do Sejmu trafił projekt ustawy w tej sprawie autorstwa prezydenta. Jak argumentował szef jego kancelarii Zbigniew Bogucki, prezydent zawetował ustawę, "bo kojce wielkości małego miejskiego mieszkania to absurd", z kolei projekt Nawrockiego "to spuszczenie psów z łańcuchów".
Marszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty poinformował, że weto prezydenta będzie poddane pod głosowanie w Izbie, możliwe że jeszcze w grudniu. Do odrzucenia prezydenckiego weta potrzebne jest 3/5 głosów, w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów.
Czym się różnią obie ustawy?
Ustawa zawetowana przez prezydenta szczegółowo definiowała, czym jest kojec. Według jej brzmienia przez "kojec" rozumie się "miejsce, w którym utrzymuje się psa na ograniczonej przestrzeni poza lokalem mieszkalnym, z której nieuwiązany pies nie może samodzielne wyjść, znajdujące się na ogrodzonym lub nieogrodzonym terenie".
Ustawa ta szczegółowo wymieniała konieczne do zapewnienia psu wymiary takiego kojca, w zależności od jego wagi. Precyzowała, że jeśli pies utrzymywany jest w kojcu, musi mieć do dyspozycji powierzchnię nie mniejszą niż 10 metrów kwadratowych w przypadku psa o masie ciała poniżej 20 kg, 15 metrów kwadratowych w przypadku psa o masie ciała od 20 do 30 kg i 20 metrów kwadratowych w przypadku psa o masie ciała powyżej 30 kg. Kojec taki musiałby mieć wysokość nie mniejszą niż 1,7 m.
Tymczasem ustawa prezydencka w ogóle nie definiuje tego, czym jest kojec. Nie podano w niej też żadnych minimalnych wymiarów, jakie taki kojec musiałby mieć. Nie wprowadza żadnych kryteriów dotyczących wielkości kojca względem masy ciała psa.
Kojce wcale nie były obowiązkowe
Właśnie przepisy o kojcach w ustawie przyjętej przez Sejm wzbudziły najwięcej emocji, choć dokument ten wcale nie nakładał obowiązku budowy ani kupowania kojca. Dotyczył jedynie sytuacji, w której pies dotychczas był w kojcu trzymany. Mimo to pojawiły się komentarze, że ustawa wprowadza "kojce wielkości kawalerek".
- Cały problem polega na fałszywej narracji, że ustawa przegłosowana przez Sejm narzuca na ludzi wydatki i przymus budowania kojców - tłumaczy w rozmowie z tvn24.pl Katarzyna Śliwa-Łobacz, prezeska Fundacji Mondo Cane, zajmującej się ochroną zwierząt. - Zawsze na to odpowiadamy: nie jest to żaden przymus, jest to dobra wola, bo zamiast tego można mieć uszczelnione ogrodzenie i pies może biegać luzem. Można go wziąć do domu, a co najważniejsze, w ogóle nie trzeba tego psa mieć, bo to nie jest obowiązek - podkreśla.
Według prezeski fundacji "w aktualnym stanie prawnym, jeżeli pies ma przepisowe 3 metry łańcucha, łatwo jest policzyć, ile ma on powierzchni do dyspozycji" (jeśli może poruszać się po okręgu o promieniu 3 metrów, to ma nieco ponad 28 metrów kwadratowych powierzchni do dyspozycji - red.). - Największy z kojców, który jest w zawetowanej ustawie, ma mniej niż powierzchnia, którą pies ma na łańcuchu, jeżeli buda stoi w środku - wskazała.
- Już wiele miesięcy temu przyjęto narrację o kojcach wielkości kawalerki. Niestety pan prezydent tę narrację powtórzył, nie słuchając żadnych racjonalnych argumentów - dodała.
Projekt prezydencki: ważne wyłączenie z zakazu
Katarzyna Śliwa-Łobacz zwraca uwagę na drugą poważną różnicę między projektami - wyłączenie od zakazu trzymania zwierzęcia na uwięzi. W projekcie prezydenckim wprowadzono wyłączenie od zakazu m.in. wtedy, gdy jest to niezbędne, poza miejscem stałego bytowania zwierzęcia, "w celu zapobieżenia niebezpieczeństwu stwarzanemu przez to zwierzę dla życia lub zdrowia człowieka lub innego zwierzęcia" lub "wyrządzeniu szkody przez to zwierzę", a także jeśli "zastosowanie innego środka nie jest w danych okolicznościach możliwe lub uwięź jest środkiem najlepiej znoszonym przez to zwierzę".
- Jest to bubel. My, praktycy, wiemy, jak to będzie wyglądać, kiedy pojedziemy na interwencję. Będzie to wyglądać tak, że zawsze pies będzie rzekomo albo 'niebezpieczny', albo 'to lubi', albo 'wyrządza szkody', a 'to wcale nie jest jego stałe miejsce bytowania, bo jest tu tylko przez chwilę' - prognozuje rozmówczyni tvn24.pl. - Kompletnie nie da się tego wyegzekwować. Bo niby jest stanowczy zakaz, ale przez te zapisy w ogóle nie jest stanowczy. A właścicielowi zwierzęcia łatwo będzie z każdej sytuacji wybrnąć - dodała.
Inne różnice
Zauważalną różnicą jest to, że w prezydenckiej ustawie z zakazu wyłączono psy pasterskie wykorzystywane w czasie sezonowego wypasu kulturowego na terenie wypasowym. Kolejna - ustawa łańcuchowa, którą prezydent zawetował, mówiła wyłącznie o psach. Proponowała przepis: "zabrania się trzymania psów na uwięzi". Tymczasem ustawa zaproponowana przez prezydenta Nawrockiego zamiast "psów" przepisy stosuje wobec szerokiej kategorii "zwierząt domowych". - Podczas setek czy tysięcy interwencji nigdy nie widziałam na łańcuchu fretki, kota czy papugi. To kuriozum, uzasadnienie (ustawy - red.) wygląda tak, jakby pisał je ktoś kompletnie oderwany od rzeczywistości, kto nigdy nie widział burków łańcuchowych w złych warunkach - zauważyła Katarzyna Śliwa-Łobacz.
- Dopatrujemy się w tym polityki. Zwierzęta stały się znowu jakąś kartą przetargową, zupełnie niesłusznie. Bardzo niepokoi zapowiedź prezesa Jarosława Kaczyńskiego, że nie zagłosuje za obaleniem weta - oceniła ekspertka.
Autorka/Autor: Paulina Borowska//am
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock