- W tej historii nie ma happy endu - powiedziała w "Magazynie 24 godziny" Anna, urzędniczka oskarżająca prezydenta Olsztyna o gwałt. Jak wyznała kobieta, najważniejszą dla niej rzeczą jest to, żeby Małkowski stanął przed sądem "w takich samych trampkach jak ona, a nie w lakierkach".
- Jeżeli ktoś traktuje tę sprawę jako polityczną nagonkę, to jest w błędzie – powiedziała kobieta, odnosząc się do zarzutów Małkowskiego o polityczną zemstę. - To nie jest żadna nagonka, to nie jest żadna bajka, teatr, czy reality show. To jest życie, to jest dramat - powiedziała Anna. Jak podkreśliła, "ten dramat wynikł przez jednego chorego człowieka.
Nie w lakierkach, tylko trampkach
Jak wyznała kobieta, czuje ulgę z powodu tego, że i ona i Małkowski staną przed sądem na równych prawach: jako zwykli obywatele. - Najważniejszą rzeczą jest to, żeby stanął przed sądem w takich samych trampkach jak ja, a nie w lakierkach - stwierdziła kobieta.
Odniosła się też do nagrań, które maja być dowodem na molestowanie, a do których dotarły TVN24 i "Fakty TVN". - No chcę ... aż się uśliniłem (...) Bym Cię tak wziął i w tą pi... tak, że by Ci du... skakała jak ją postawię na dywanie - mówi na nagraniu męski głos.
Jak powiedziała była urzędniczka, "nagrania powstały tylko dlatego, żeby pokazać, że prezydenta stać na takie czyny i słowa". – Jest wulgarny, sami państwo słyszeliście - stwierdziła. - Nie musiało tak się skończyć, gdyby wysłuchał moich próśb, by nie robił mi tego - powiedziała kobieta.
"W tej historii nie ma happy endu"
Pytana o to, czy jest skłonna wybaczyć Małkowskiemu odpowiedziała: - Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, nie umiem odpowiedzieć.
Według niej, cała sprawa to "nie jest żadna telenowela, gdzie się przełączy, przewinie i chce się mieć lepsze zakończenie". - Te przeżycia które są we mnie, pozostaną do końca życia - powiedziała. - W tej historii nie ma happy endu - dodała.
Na koniec była urzędniczka podziękowała też mediom. – Gdyby nie wy, nie byłoby mnie wśród was i nie mogłabym walczyć o swoje prawa - oświadczyła.
Obawiała się podać nazwisko Małkowskiego
Urzędniczka miała zostać zgwałcona w kwietniu 2007 roku. W tym samym dniu zgłosiła się do lekarza i powiedziała mu o zdarzeniu. Lekarz podczas badań pobrał od niej wymaz - materiał genetyczny, który pozwala zidentyfikować sprawcę. Próbkę zabezpieczono. Tego samego dnia ginekolog powiadomił policję. Kobieta złożyła zeznania.
Śledztwo jednak umorzono, bo urzędniczka nie wskazała sprawcy. Jak potem wyznała, obawiała się podać nazwisko Małkowskiego. W styczniu 2008 roku "Rz" opisała historię urzędniczki, a ona sama złożyła w prokuraturze wniosek o ściganie prezydenta Małkowskiego.
Do pokrzywdzonych kobiet dotarli wcześniej również reporterzy programu "Uwaga" TVN. Jedna z nich opowiadała jak prezydent położył ją na stole i zmusił do czynności seksualnych. - Podniesiono mi spódnicę do góry i podwinięto nogi, ja mogłam tylko mówić, żeby tego nie robił i prosić… Nawet rękoma nie mogłam się bronić, bo nie sięgałam. Prosiłam go, żeby tego nie robił, bo jestem tuż przed porodem – opowiadała kobieta.
Olsztynianie odwołali prezydenta
Prezydent Olsztyna Czesław Małkowski jest podejrzany o molestowanie urzędniczek i gwałt na jednej z nich oraz o działanie na niekorzyść miasta.
W związku z zarzutami dotyczącymi obyczajności, prezydent pół roku przebywał w areszcie. Po wyjściu na wolność, Małkowski nie powrócił do ratusza, ponieważ zakazał mu tego sąd. W niedzielę odbyło się referendum, w którym olsztynianie opowiedzieli się za odwołaniem Małkowskiego ze stanowiska prezydenta.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24