Wydawca "Gazety Wyborczej" nie musi przepraszać byłego ministra kultury Zdzisława Podkańskiego za podanie w 1996 r., że chciał on umówić się wtedy z nieżyjącym pisarzem i malarzem Józefem Czapskim - orzekł prawomocnie Sąd Apelacyjny w Warszawie.
W środę SA zmienił wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie z listopada 2010 r., który uwzględnił pozew Podkańskiego wobec Agory S.A. o ochronę dóbr osobistych. SO nakazał wtedy, by "GW" przeprosiła powoda za podanie nieprawdy i zapłaciła mu 5 tys. zł zadośćuczynienia (żądał 15 tysięcy).
W wyniku apelacji Agory, SA zmienił ten wyrok SO, uznając że "GW" napisała prawdę. Według adwokata Podkańskiego wyrok SA jest niesprawiedliwy, bo wcześniej sądy - z jego powództwa - nakazywały przeprosiny innym mediom, które też opisywały całą sprawę.
Sprawa pisarza
Chodzi o głośną w 1996 r., a nagłośnioną przez "GW", sprawę wypowiedzi Podkańskiego (wówczas z PSL), który miał prosić swego współpracownika z resortu o umówienie z Czapskim (pisarzem i malarzem związanym z "Kulturą" Jerzego Giedroycia) - który nie żył od 1993 r. Podkański twierdził, że chodziło mu o zupełnie innego Czapskiego. Sprawa stała się powodem ironicznych komentarzy wobec ministra.
Podkański pozwał kilka mediów piszących o sprawie, twierdząc, że naraziły go na ośmieszenie w opinii publicznej. Sądy prawomocnie nakazały już przeprosiny "Rzeczypospolitej", "Wprost" i "Dziennikowi Wschodniemu".
Gdy w 2006 r. proces taki przegrało "Wprost" (z nakazem przeprosin Podkańskiego i zapłaty mu 15 tys. zł), pełnomocnik tygodnika mec. Maciej Łuczak mówił, że sądy uznały za niewiarygodnego świadka Andrzeja Rosnera, ówczesnego szefa departamentu książki w resorcie. To właśnie jego Podkański miał prosić o "umówienie z Czapskim". Sądy uznały, że Rosner był w konflikcie z Podkańskim i dlatego odmówiły mu wiary; przyznały zaś rację Podkańskiemu, że chodziło o "innego Czapskiego". Tymczasem, według Łuczaka, po niefortunnej wypowiedzi Podkańskiego, w resorcie zaczęto szukać "jakiegoś innego Czapskiego" - by uwiarygodnić wersję ministra.
Pisaliśmy prawdę
W sprawie przeciw Agorze Sąd Okręgowy uznał w 2010 r., że tekst "GW" przez "niedbalstwo" naruszył dobre imię Podkańskiego i zaufanie do niego w opinii publicznej. Według sądu autorka tekstu nie dochowała wymogu "należytej staranności", bo nie skontaktowała się przedtem z Podkańskim. Sąd podkreślił wtedy, że powołanie się przez media na cudzą wypowiedź samo w sobie nie wyłącza odpowiedzialności prawnej.
- Napisaliśmy prawdę, bo taka anegdota krążyła, a ponadto w sądzie wykazaliśmy, iż miała ona podłoże faktyczne - mówił adwokat Agory mec. Piotr Rogowski, który w swej apelacji wnosił o oddalenie pozwu. Dodał, że SO nie wziął pod uwagę, iż zakres ochrony prawnej osób pełniących wysokie urzędy jest mniejszy.
Sąd Administracyjny uznał, że Rosner jest wiarygodnym świadkiem, bo jego konflikt z Podkańskim nastąpił już po incydencie z Czapskim - co pominął SO. - Nie ma zatem podstaw by twierdzić, że informacja Gazety Wyborczej była nieprawdziwa, wobec czego powództwo podlega oddaleniu - powiedziała sędzia SA Barbara Trębska w ustnym uzasadnieniu wyroku. SA nakazał też Podkańskimu zwrot Agorze ponad 4 tys. zł kosztów procesu.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: EAST NEWS