Daniel Obajtek jako wójt Pcimia potajemnie nagrywał swoich wujów w gabinecie i to na sprzęcie należącym do gminy - napisała w sobotę "Gazeta Wyborcza". Obajtek miał mówić o tym podczas przesłuchania w charakterze świadka przed krakowskim sądem w 2015 roku. "Wyborcza" dotarła do protokołu z rozprawy.
"Gazeta Wyborcza" opublikowała w piątek "Taśmy Obajtka", nagrania rozmów telefonicznych z 2009 roku. Daniel Obajtek, obecny prezes Orlenu, był wtedy wójtem Pcimia. Na nagraniach rozmawia z mężczyzną pracującym dla spółki TT Plast. Obajtek – pisze "Wyborcza" - "wydaje pracownikowi polecenia, zleca rozmowy z klientami, decyduje o urlopach" i "z tylnego siedzenia kieruje spółką TT Plast". A przepisy - zwraca uwagę dziennik - zabraniają łączenia posady wójta z działalnością w biznesie.
Po publikacji artykułu PKN Orlen wydał komunikat, w którym czytamy, że "że w związku z tym, że w artykule wykorzystano fragmenty nagrań rozmów z bliżej nieokreśloną osobą, które dodatkowo powstały bez zgody oraz wiedzy Prezesa PKN ORLEN, poddamy je analizom prawnym".
"Sam potajemnie nagrywał inne osoby"
"Gazeta Wyborcza" w sobotniej publikacji napisała, że Daniel Obajtek "w przeszłości sam potajemnie nagrywał inne osoby". Miał o tym mówić podczas przesłuchania w charakterze świadka przed krakowskim sądem 15 kwietnia 2015 roku.
Według "GW" Obajtek nagrał swoich wujów Romana i Józefa Lisów, którzy byli właścicielami firmy Elektroplast działającej w branży elektroinstalacyjnej. Obajtek został tam zatrudniony w latach 90. Pracował do czasu, gdy w 2006 roku został wójtem.
Jak napisał dziennik, Roman Lis "zaczął podejrzewać Obajtka o udział w wyprowadzeniu pieniędzy z firmy, zwłaszcza, gdy wójtem Pcimia zainteresowała się prokuratura w Ostrowie Wielkopolskim". "Śledczy oskarżyli Obajtka o współpracę z oszustami z półświatka (po tym, jak PiS objął władzę, akt oskarżenia wycofano z sądu, a prokuratura ostatecznie umorzyła wątek wójta Pcimia)" – czytamy w "Wyborczej".
"GW" podała, że Daniel Obajtek zeznawał też jako świadek w sprawie wujów, którym prokuratura zarzuciła działanie na szkodę Elektroplastu i wyłudzenie 200 tysięcy złotych unijnych dotacji. Dodała, że w tym śledztwie i późniejszym procesie Romana i Józefa Lisów dowodem były potajemne nagrania dokonane przez Obajtka.
"Przyjechał do mnie do biura i wtedy go nagrałem"
Jak czytamy w dzienniku, sąd wezwał wówczas wójta Pcimia, by potwierdził autentyczność nagrania, które było w aktach prokuratury. "Wyborcza" dotarła do protokołu z rozprawy.
- To ja nagrywałem tę rozmowę. Rozpoznaję swój głos i Romana Lisa – odpowiedział, pytany przez sąd Obajtek, który miał nagrać rozmówcę w swoim biurze w Urzędzie Gminy Pcim. - Byliśmy skonfliktowani, od pół roku nie miałem z nim kontaktu. Przyjechał do mnie do biura i wtedy go nagrałem. Nagrywałem go, bo wcześniej był u mnie jego brat Józef Lis i powiedział, że Roman Lis chce wszystko zwalić na mnie – tłumaczył Obajtek. - Nie uprzedzałem Romana Lisa o nagrywaniu tych rozmów. Gdy nagrywałem, urządzenie to było dla niego niewidoczne – miał tłumaczyć.
Jak napisała "GW", Obajtek mówił, że "nie uzyskiwał od nikogo informacji, czy takie nagranie jest legalne". Dodał także, że "nie miał sprawy o nielegalne nagrywanie innych osób".
Według gazety Obajtek nie uprzedził o nagrywaniu spotkania także Józefa Lisa. Za każdym razem miał korzystać z dyktafonu kupionego przez gminę. - Nie wiem, czy na tym urządzeniu, poza tą, nagrywałem inne rozmowy – miał mówić obecny prezes Orlenu podczas przesłuchania.
Rozmowa trafiła do CBA
Nagrana przez Obajtka rozmowa z Romanem Lisem - napisała "Wyborcza" - trafiła potem do Centralnego Biura Antykorupcyjnego, które prowadziło śledztwo dotyczące wyłudzenia dotacji przez właścicieli Elektroplastu. Obajtek miał przekonywać na rozprawie, że nagrywanie rozmowy było jego inicjatywą, a nie Biura. - Chciałem się ewentualnie zabezpieczyć przed Romanem i Józefem Lisami, bo są skłóceni i niejednokrotnie próbowali na siebie i na mnie zwalić winę – tłumaczył.
Jak napisała "Wyborcza", ówczesny wójt Picimia mówił, że "nie przypomina sobie okoliczności dostarczenia ich" do CBA. Twierdził, że "część z nich była zabezpieczona w biurze podczas rewizji". Chodzi o sytuację, gdy ówczesny wójt Pcimia został zatrzymany w 2013 roku w śledztwie prowadzonym przez prokuraturę w Ostrowie.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"