- Jeśli to byłaby prawda, to bym jej bardzo współczuł, bo nie będzie bardziej zużywającego stanowiska niż marszałek Sejmu w tym Sejmie. I szkoda mi pani Ewy po prostu - tak kandydaturę dotychczasowej minister zdrowia Ewy Kopacz na stanowisko marszałka Sejmu w "Faktach po Faktach" skomentował prezydencki doradca Tomasz Nałęcz. Z kolei według Romana Giertych kobieta-marszałek złagodziłaby sytuację w Sejmie.
- Na pewno - gdyby to była prawdziwa informacja - to jest to dla pani Kopacz awans, bo marszałek Sejmu to jest druga osoba w państwie i bardzo silna osoba w parlamencie, w partii. Ale ja znam panią Kopacz od ponad 10 lat. (...) To jest bardzo dzielna i mężna kobieta - komplementował Ewę Kopacz Tomasz Nałęcz.
Dlatego, jeśli to by była prawda (że ma zostać pierwszą kobietą-marszałkiem w polskim Sejmie), to by jej bardzo współczuł, bo "nie będzie bardziej zużywającego stanowiska niż marszałek Sejmu".
- Szkoda mi pani Ewy po prostu - mówił prezydencki doradca. I zaznaczał jednocześnie: - Jako były, obecny i przyszły pacjent czuł bym się zdrowiej, gdyby pani Kopacz była ministrem zdrowia.
Kobieta-marszałek by było spokojniej?
Giertych we wskazaniu Kopacz na marszałka Sejmu widzi inne powody.
- Myślę, że przyczyną dla której premier zdecydował się na taki ruch jest potrzeba złagodzenia sytuacji w Sejmie. Sądzę, że ten Sejm będzie Sejmem bardziej barwnym niż ten, który obecnie kończy kadencję - powiedział.
- Poza tym nie ukrywajmy, to jest element pewnej roszady w ramach Platformy, która zmierza do pewnego przykrócenia niezależności marszałka Schetyny, bo wiadomo, że każdy minister, nawet wicepremier zależy od premiera - dodał.
Nowy rząd w gwiazdkowym prezencie?
Politycy dyskutowali także o powołaniu nowego rządu i scenariuszu zaproponowanym przez premiera, aby z formowaniem nowej Rady Ministrów poczekać do końca roku, czyli do końca polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. - Chyba znaleziono szczęśliwe rozwiązanie - ocenił krótko Nałęcz.
Giertych z kolei uważa, że premier wraz z prezydentem formowanie rządu będą chcieli odłożyć możliwie najdłużej w czasie i wykorzystają do tego wszystkie możliwości zapisane w konstytucji.
Zgodnie z ustawą zasadniczą prezydent pierwsze posiedzenie Sejmu musi zwołać w ciągu 30 dni od wyborów. Na nim do dymisji podaje się obecny premier. Następnie jest 14 dni na desygnację premiera, który przedstawia skład swojego rządu. Premier, w ciągu 14 dni od dnia powołania przez prezydenta, przedstawia Sejmowi program działania Rady Ministrów z wnioskiem o udzielenie jej wotum zaufania. Jeśli faktycznie przyjęto by taki plan działań, nowy rząd powołano by w grudniu.
Nałęcz pytany kiedy powstanie nowy rząd i czy stanie się to w grudniu odpowiedział: - My Polacy kochamy prezenty, więc myślę, że i prezydent i premier będą chcieli na Mikołaja narodowi jakiś prezent przynieść
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24