73-letni baca Tadeusz owce wypasać będzie już po raz 39. Razem z nim wyruszył jego syn i jedna wyjątkowa owca. Murcula, przewodniczka stada, na redyk idzie już drugi raz, ale pierwszy z kamerą na głowie. Bacowie muszą dotrzeć ze swoim stadem na żywieckie hale.
Baca Tadeusz Szczechowicz i jego syn Tadeusz Szczechowicz byli ciekawi jak wygląda świat widziany oczami owcy, dlatego tej najmądrzejszej - Murculi - zamontowali kamerę na głowie. Jak mówi syn bacy, owce są ich całym światem. - To jest takie zamiłowanie do kotów, do psów, a ja mam do owiec - tłumaczy juhas Tadeusz. Ale to zamiłowanie do owiec ma swoją cenę. Rodzinę zobaczą dopiero za sześć miesięcy - w październiku.
400 owiec, 160 km do pokonania
Bacowie zabierają owce innym gospodarzom i całym kierdlem ruszają na hale. Stado liczy czterysta owiec, trzy psy, trzech juhasów i bacę. Do pokonania mają 160 kilometrów. Wystartowali w podhalańskim Ratułowie, przejdą całą Orawę, miną Babią Górę. Piątego dnia marszu dojdą do celu, na żywieckie hale. Baca Tadeusz różni się od innych baców, bo jako jeden z nielicznych nie podwozi zwierząt samochodem.
"Trza wydoić, ser robić"
Po długim marszu baców nie czeka miły odpoczynek. - Trza wydoić, ser robić, oscypki, cały dzień roboty jest. My wstajemy pół do czwartej godziny (...) A jeszcze owiec trza pilnować w nocy bo są wilki, niedźwiedź - mówi baca Tadeusz. Kłopot w tym, że coraz mniej młodych górali jest chętnych do juhasowania. Choć syna bacy Taduesza do juhasowania ciągnęło od małego. - Nieraz mama mówiła, że do szkoły szła mnie sama zapisywać, bo ja już byłem przy owcach - mówi młody juhas.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN