|

Susza trawi Polskę. Tak wygląda katastrofa klimatyczna

Polsce grozi latem susza. Niebezpiecznie niski stan wody w polskich rzekach
Polsce grozi latem susza

Fotografie znikającej w oczach Wisły i dramatyczne obrazy pożarów w Biebrzańskim Parku Narodowym oglądaliśmy zamknięci w swoich czterech ścianach. I szybko stało się jasne, że epidemia nie jest jedynym, z czym przyszło nam się mierzyć. W Polsce panuje susza, która przybiera rozmiary katastrofy, a eksperci są zgodni - tak źle jeszcze nie było. Dane, które opracowaliśmy, tylko to potwierdzają.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Zima była bezśnieżna, wiosna - sucha. Brakuje nam wody, a ostatnie opady tylko nieznacznie poprawiły sytuację. Na deszcz chyba jak nikt inny pod koniec kwietnia czekali strażacy, którzy walczyli z ogniem w Biebrzańskim Parku Narodowym. Doczekali się, ale hektarów bezcennych łąk, zarośli i torfowisk nie udało się już uratować.

Poruszające zdjęcia, takie jak te znad Biebrzy, dobitnie pokazały, że kryzys klimatyczny przestał być dla nas odległym problemem. Mierzymy się z nim tu i teraz, na swoim własnym podwórku. O prawdziwej skali tego problemu w Polsce mówią liczby. Zestawiliśmy tysiące danych, udostępnionych przez Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Pokazują stan wody w czterech polskich rzekach na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Pokazują też, że w 2020 szorujemy po dnie.

Co mówią liczby - Wisła

Patrząc na dane dotyczące czterech polskich rzek - Wisły, Odry, Warty i Biebrzy - widać wyraźnie, że sytuacja hydrologiczna pogarsza się z roku na rok. Dzieje się to w kwietniu, czyli najważniejszym momencie roku, kiedy po zimie przyroda budzi się do życia i zaczyna się okres wegetacyjny.

Porównaliśmy stan wody w Wiśle na wodowskazie Warszawa-Bulwary* dla konkretnego dnia - 30 kwietnia. Co nam mówią dane, będące efektem niemal 40 lat pomiarów? Po pierwsze: stan wody w Wiśle tym konkretnym dniu roku nigdy nie był niższy niż w 2020 (46 centymetrów). Po drugie: od 2018 roku obserwujemy wyraźny spadek poziomu wody, znacznie poniżej średniej.

Spadek od 2018 roku widać także na wykresie poniżej. To dane z tego samego wodowskazu, tym razem dla całego kwietnia, dzień po dniu. W 2018 na początku miesiąca poziom wody zbliżył się do średniej wieloletniej, by potem zacząć gwałtownie spadać. W 2019 i 2020 było już tylko gorzej. Stan wody utrzymywał się znacznie poniżej średniej, a Wisła znikała w oczach.

I na koniec jeszcze jeden wykres dotyczący Wisły. To zbiór 1200 danych z warszawskiego wodowskazu, które pokazują poziom wody w rzece w kolejnych dniach kwietnia, na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat. Na pierwszy rzut oka może wydawać się mało czytelny, ale jak na dłoni pokazuje przerażającą prawdę - w 2020 jest gorzej niż kiedykolwiek. Gdyby wyobrazić sobie, że linie wykresu układają się w przekrój Wisły, 2020 byłby na jej dnie.

Stany wody na Wiśle w kwietniu w latach 1981-2020
Stany wody na Wiśle w kwietniu w latach 1981-2020
Źródło: IMGW
poziom wisły 1 ok
Poziom wody w Wiśle od połowy do końca kwietnia 2020
Źródło: Mateusz Szmelter/tvnwarszawa.pl

Odra i Warta

Największa polska rzeka nie jest niestety niechlubnym wyjątkiem. Równie źle jest na Odrze i Warcie. Na odrzańskim wodowskazie Nowa Sól 30 kwietnia zarejestrowano najniższy stan wody tego dnia od 1981 roku. Tak samo było też na Warcie na wodowskazie Sieradz - rok 2020 pobił rekord, jeśli chodzi o ostatni dzień kwietnia.

Kwietniowe pomiary wskazują, że tak jak w Wiśle, tak w Odrze i Warcie od 2018 roku poziom wody utrzymuje się znacznie poniżej średniej wieloletniej i z roku na rok osiąga coraz niższe wartości.

Obrazu dopełniają liczby dla kwietnia z niemal czterech dekad pomiarów. Blisko dwa i pół tysiąca pomiarów, zestawionych na poniższych wykresach, pokazuje jak na dłoni, że tak złej sytuacji jak obecnie, jeszcze nie mieliśmy.

Stany wody na Odrze w kwietniu w latach 1981-2020
Stany wody na Odrze w kwietniu w latach 1981-2020
Źródło: IMGW
Stany wody na Warcie w kwietniu w latach 1981-2020
Stany wody na Warcie w kwietniu w latach 1981-2020
Źródło: IMGW

Sytuacja Biebrzy

Rekordowo niski poziom wody dla 30 kwietnia odnotowano w tym roku także w Biebrzy na wodowskazie Dębowo. Wartość zanotowana tego dnia wyniosła 80 centymetrów i była najniższa w historii.

Ornitolodzy alarmowali o trudnej sytuacji ptaków, których siedliska znajdują się w dorzeczu Biebrzy.

- Ta sytuacja jest bardzo zła dla ptaków, szczególnie dla gatunków wodno-błotnych. Te, które do życia wymagają rozległych obszarów podmokłych po prostu nie mają gdzie gniazdować, gdzie żerować. Wiele nie przystąpi do lęgów - mówił na antenie "Wstajesz i Wiesz" ornitolog Adam Zbyryt.

Stany wody na Biebrzy w kwietniu w latach 1981-2020
Stany wody na Biebrzy w kwietniu w latach 1981-2020
Źródło: IMGW
biebrza
Niski poziom wody w Biebrzy. Nagranie z 25 kwietnia
Źródło: tvn24.pl

Pożary w Biebrzańskim Parku Narodowym

Susza przyczyniła się do znacznych utrudnień w gaszeniu pożaru, który wybuchł w drugiej połowie kwietnia na terenie Biebrzańskiego Parku Narodowego. Strażacy przez niemal tydzień walczyli z żywiołem, który trawił jeden z najbardziej cennych przyrodniczo obszarów w Polsce. W akcji uczestniczyło kilkuset strażaków z wielu regionów kraju, w tym również ochotnicy, ale też okoliczni mieszkańcy.

Wiosenne pożary suchych traw i trzcinowisk zdarzają się nad Biebrzą co roku, ale tegoroczny był największym w historii tego parku. Pożar objął łączną powierzchnię niemal 6 tysięcy hektarów. Akcja gaśnicza była znacznie utrudniona z powodu sytuacji pogodowej i suszy hydrologicznej.

- Skala tego pożaru znacznie przerosła to, co widzieliśmy do tej pory, bo nie jest to pierwszy pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym i niestety dotknął najważniejszych obszarów terenów dzikich, które skupiały rzadkie i najważniejsze gatunki, które występują na tym terenie - mówił Zbyryt.

Zdaniem hydrologa i rzecznika prasowego Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej Grzegorza Walijewskiego mamy do czynienia z najgorszą suszą od lat.

- Faktycznie, jeśli porównamy wszystkie okresy wczesnowiosenne od momentu, kiedy IMGW prowadzi pomiary na rzekach w Polsce, to wówczas okaże się, że tak niekorzystnej sytuacji hydrologicznej jeszcze nie było. Od początku 2020 roku przepływy wody we wszystkich rzekach były bardzo niskie, a poziomy wody w korytach rzecznych stale obniżały się. Dla przykładu, 28 kwietnia na prawie 70 procentach stacji wodowskazowych, a jest ich w Polsce ponad 630, zanotowano bardzo niski poziom wody - mówi Walijewski.

Walijewski: tak niekorzystnej sytuacji hydrologicznej jeszcze nie było
Walijewski: tak niekorzystnej sytuacji hydrologicznej jeszcze nie było
Źródło: tvn24.pl

Padało, ale za mało

Pod koniec kwietnia i na początku maja za sprawą niżów do Polski trafiły porcje wilgoci w postaci deszczu i burz. To trochę poprawiło sytuację, jednak pod koniec ubiegłego tygodnia stany wód w rzekach nadal układały się głównie w strefie wody niskiej i średniej. Największe zmiany zauważono na południowym wschodzie - tam przemieszczały się wody opadowe.

- Chwilowo na niektórych rzekach widać polepszenie. Lekką poprawę zauważamy też, jeśli chodzi o wilgotność gleby w warstwie powierzchniowej - tłumaczy Walijewski. Dodaje jednak, że w głębszej warstwie - czyli korzeniowej, od 7 do 28 centymetrów - nadal nie widać poprawy.

A potrzeby są ogromne. Żeby poprawić sytuację, deszcz musiałby padać po kilka godzin dziennie, przez kilka tygodni. A na to się nie zanosi.

poziom wisły 2
Tak spadał poziom wody w Wiśle w kwietniu
Źródło: Mateusz Szmelter/tvnwarszawa.pl

- Na Mazowszu brakuje nam opadów rzędu dwóch, a miejscami nawet trzech miesięcy. Aby rolnikom polepszyła się sytuacja na polach, potrzeba od dwóch do trzech tygodni deszczu, pod warunkiem, że byłby on rozłożony w czasie. Tutaj potrzeba kilkugodzinnego opadu, codziennie przez dwa-trzy tygodnie. Wtedy woda mogłaby wsiąknąć głębiej i gleba byłaby bardziej wilgotna. Susza to kataklizm, a jego skutki odczuwają wszystkie sektory gospodarki kraju. W pierwszej kolejności najbardziej poszkodowani są rolnicy, sadownicy i leśnicy. Później również żegluga śródlądowa, przemysł ciężki, energetyczny... Elektrownie, które wykorzystują wodę z rzeki do chłodzenia swoich bloków, mogą mieć problem. Wody może być albo za mało, albo jej temperatura będzie za wysoka - tłumaczy Walijewski.

Dodatkowo ostatnie opady w dużej mierze związane były z burzami. Takie gwałtowne deszcze zdaniem hydrologów mogą w okresie suszy przynieść więcej szkody niż pożytku.

- Zbyt duża ilość wody, która spadnie na przesuszoną glebę, zamiast wsiąkać w nią, spływa po jej powierzchni bezpośrednio do rzek, a dalej do Bałtyku. Wówczas na rzekach formują się wezbrania, nierzadko gwałtowne i niebezpieczne - tłumaczy Walijewski.

Skąd ta susza?

- Tegoroczny kwiecień był wyjątkowo suchy. Zależność wydaje się być oczywista: nie pada, więc mamy suszę. Ale przyczyna jest dużo bardziej złożona, to cały splot przyczyn, spowodowany antropogenną zmianą klimatu - zaznacza profesor doktor habilitowany Zbigniew Karaczun z Wydziału Ogrodnictwa, Biotechnologii i Architektury Krajobrazu Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.

Po pierwsze, tegoroczna zima. Zabrakło nie tylko ujemnych temperatur, ale przede wszystkim opadów śniegu. - Śnieg jest bardzo potrzebny, bo on, topiąc się, pozwala od dołu wodzie wnikać w glebę, zasilając ją, a także wody podziemne. Roztopy, które występowały na polach i na łąkach, napełniały glebę wodą i wyrównywały stosunki wodne na dużym obszarze - mówi Karaczun. Dodatkowo było bardzo ciepło, co sprzyjało większemu parowaniu oraz wcześniejszemu początkowi okresu wegetacji.

Po drugie, od wielu lat notowany jest coraz dłuższy okres pomiędzy opadami i coraz dłuższy okres bez opadów.

- Deszcze stały się bardziej gwałtowne, w krótkim okresie spada bardzo dużo wody, a później pojawia się długi okres bez opadów. To jest ten moment, kiedy wszystko wysycha. Gwałtowne opady przy systemie polskich melioracji powodują, że bardzo dużo wody nam ucieka. Woda nie zostaje w ekosystemie, tylko bardzo szybko odpływa do Bałtyku - tłumaczy Karaczun.

Według eksperta, przyczyną suszy są także wyższe temperatury, które zwiększają parowanie, przez co tracimy z gleby więcej wody, a susza postępuje szybciej.

- Dlatego możemy powiedzieć, że permanentne susze letnie, które obserwujemy już prawie 10 lat w Polsce, bez przerwy, są spowodowane tym splotem przyczyn, wywołanych przez zmianę klimatu. Kolejną jest jednak nasze nieumiejętne i nierozsądne postępowanie z wodą i gospodarką wodna, którą w Polsce realizujemy - dodaje Karaczun. - Możemy powiedzieć, że susze w Polsce są zawinione przez nas samych, przez nasze działania. Zmiana klimatu jest spowodowana działalnością człowieka. Negatywne skutki, które obserwujemy, są spowodowane nadmiernym spalaniem paliw kopalnych oraz nadmierną emisją gazów cieplarnianych - tłumaczy Karaczun.

- Gdyby tak niski stan wody występował tylko w tym roku i żeby to było po raz pierwszy, czy występował co kilka lat, to pewnie trudno byłoby powiedzieć, że jest to spowodowane skutkami zmiany klimatu. Ale, jak zauważa, jeśli popatrzymy na tendencję, na to, że mamy trzecią pod rząd bardzo suchą wiosnę, nie mieliśmy praktycznie zimy, że temperatura w kolejnych latach jest rekordowo wysoka, to "ona wskazuje już na to, że z klimatem coś się dzieje". - Ten trend mówi nam, że skutki zmiany klimatu już występują, czego przykładem jest obecna susza, która już jest dotkliwa, ale bardzo obawiamy się, że będzie jeszcze większa latem, a to spowoduje duże kłopoty dla wielu sektorów - wyjaśnia Karaczun.

Profesor Karaczun o przyczynach zmian klimatu
Profesor Karaczun o przyczynach zmian klimatu
Źródło: tvn24.pl

Wpływ człowieka na obecną sytuację widzi też hydrolog Grzegorz Walijewski.

- Od kilku lat obserwujemy zmianę w liczbie pór roku w Polsce. Według prognoz Światowej Organizacji Meteorologicznej (WMO) w naszym kraju częściej będziemy obserwowali tylko dwa okresy: chłodny i ciepły. To, że w Polsce obserwujemy coraz mniej opadów śniegu, coraz bardziej gwałtowne zjawiska atmosferyczne w postaci burz, trąb powietrznych czy wichur oraz częstsze napływy bardzo gorących mas powietrza, jest efektem zmieniającego się klimatu. Człowiek ma całkiem duży wpływ na tę zmianę - mówi Walijewski.

- Podczas minionej zimy obserwatorzy IMGW pokrywę śnieżną notowali właściwie tylko w górach. Przykładowo w Warszawie zalegała ona jedynie w styczniu przez niecałe 12 godzin. Były też takie stacje meteorologiczne na zachodzie kraju, które śniegu nie zanotowały w ogóle - mówi Walijewski.

Co dla przyrody oznacza zima bez śniegu
Źródło: TVN24

Rok 2019 według WMO był drugim najgorętszym w historii. Na pierwszym miejscu plasuje się rok 2016. Zdaniem WMO średnia globalna temperatura z 2019 roku była o 1,1 stopnia Celsjusza wyższa niż średnia z lat 1850-1900, która odzwierciedla warunki przedindustrialne.

Grzegorz Walijewski o zmianach klimatu
Grzegorz Walijewski o zmianach klimatu
Źródło: tvn24.pl

Woda na wagę złota

Susza wpłynie na wiele aspektów naszego życia, ale jej przebieg i skutki trudno w tym momencie oszacować. Brak wody w kranie na razie nam nie grozi, ale rosnące ceny żywności - już tak.

- Wiemy już, że ponad 100 gmin w Polsce wydało apel, aby oszczędzać wodę i nie wykorzystywać jej np. do podlewania roślin. Moim zdaniem takie apele pojawią się w gminach w całym kraju, ponieważ susza będzie cały czas postępować. W maju, kiedy opadów będzie więcej, będziemy mieli chwilę "oddechu". Natomiast w czerwcu, kiedy będzie zdecydowanie wyższa temperatura, powodująca wysokie parowanie, znacznie więcej gmin podejmie taką decyzję. W najbliższych tygodniach apele gmin będą codziennością. Myślę, że wzorem lat ubiegłych, niektóre z nich będą wprowadzały całkowite zakazy podlewania roślin i trawników wodą z kranu - tłumaczy rzecznik IMGW..

Zdaniem Karaczuna, kiedyś z suszą radzono sobie o tyle lepiej, że nie było jeszcze melioracji osuszających, bardzo dużo wody zostawało w systemie przyrodniczym.

- Polska była zawsze krajem z dużą ilością obszarów błotnych, podmokłych, bagien, młaków czy torfowisk. Tam woda przez długi czas zostawała. Dość powiedzieć, że przed II wojną światową mieliśmy ponad 20 tysięcy miejsc, w których woda była magazynowana, w których można było zbudować małe elektrownie wodne. Po drugiej wojnie światowej, kiedy zaczęliśmy gwałtownie osuszać tereny, ten system retencyjny utraciliśmy. Takich miejsc zostało już tylko około 600. To jest skala, w jaki sposób rzeczywiście zmieniliśmy system przyrodniczy powodując, że stał się on teraz bardzo wrażliwy na suszę - opisywał Karaczun.

Od zmian klimatu nie uciekniemy, ale możemy im zapobiec
Od zmian klimatu nie uciekniemy, ale możemy im zapobiec
Źródło: tvn24.pl

Przygotować się na katastrofę

Według eksperta nie mamy się co spodziewać, że w ciągu najbliższych kilkunastu lat zmienią się warunki atmosferyczne i obserwowane skutki zmiany klimatu będą mniej groźne czy uciążliwe.

- Musimy być przygotowani, że Polska będzie coraz bardziej narażona na taki przebieg pogody i na takie przypadki, jak w tym roku, taki wzrost zagrożenia suszą. Wiemy, jak to zrobić i myślę, że potrafimy to zrobić. Jeżeli rozpoczęlibyśmy wielki, narodowy program przeciwdziałania suszy, możemy zrobić to lepiej. Oczywiście będzie ona występowała, dotknie część użytkowników, ale jej skutki będą znacznie mniej dotkliwe i nie będą zagrażały funkcjonowaniu wielu sektorów. To, co przede wszystkim powinniśmy zrobić, to przywrócić zdolność naturalnego systemu przyrodniczego do zatrzymywania wody tam, gdzie ona spada - tłumaczy Karaczun.

Ekspert zaznacza, że w Polsce opady deszczu są nie duże. Średnio jest to 500-600 litrów wody na metr kwadratowy w roku.

- To jest bardzo niedużo. Trochę więcej jest w górach, około tysiąca litrów wody na metr kwadratowy, na Wybrzeżu - około 800 litrów wody na metr kwadratowy, za to znacznie mniej jest w centrum, bardzo mało jest w Wielkopolsce, na Ziemi Łódzkiej. To jest woda, którą dysponujemy, która powinna nam wystarczyć, aby zasilić system rolniczy i wodny kraju. Aby to zrobić, musimy tę wodę zatrzymywać - przestrzega Karaczun.

- Powinniśmy błogosławić to, że mamy bobry, bo one, budując tamy, zatrzymują wodę w systemie przyrodniczym. Powinniśmy w tej chwili odtwarzać tereny bagienne, chronić i utrzymywać miejsca jak naturalne torfowiska i mokradła. Ochraniać młaki, czyli takie miejsca, gdzie woda wypływa i zasila całe okolice, bo to są największe zbiorniki retencyjne. My musimy chronić zadrzewienia śródpolne, bo to także są zbiorniki retencyjne. To jest taka pierwsza, najłatwiejsza rzecz, którą można zrobić stosunkowo tanio - argumentuje Karaczun, uznając za skandaliczne wycinanie lasów górskich i na zboczach. - To przyspiesza wysychanie gleby oraz spływ wody, która zabiera całe zbocza ze sobą i powoduje ogromne zagrożenie powodziowe dla terenów położonych niżej, a z drugiej strony sprawia, że gdy spadnie woda, to ona szybko odpływa. Lasy górskie, lasy na zboczach powinny być traktowane jako ochronne, a nie użytkowe - tłumaczy.

Działajmy sami

Każdy z nas może też podjąć działania w skali mikro i starać się umiejętnie gospodarować wodą.

- Opady deszczu będą nam towarzyszyły w najbliższym czasie. Wykorzystajmy to i łapmy deszczówkę choćby nawet w wiaderka czy konewki. Możemy też posadzić rośliny, które zatrzymują retencję, takie jak trwa albo jeszcze lepiej - łąki kwietne - te zdecydowanie lepiej zatrzymują wodę w glebie, zmniejszają parowanie, dodatkowo mają większe walory estetyczne. Podobnie jest z krzewami i drzewami. Jest wiele sposobów, aby zatrzymać wodę i to jest dobry moment, aby tego dokonać - doradza Walijewski.

Do podobnego działania zachęca też Karaczun.

- W wielu gospodarstwach rolnych jest możliwość zatrzymywania wody w rowach melioracyjnych, czy też małych zagłębieniach. To też warto robić, dlatego, że im więcej wody zatrzymamy i będziemy ją mogli wykorzystać do podlania upraw, tym mniej innych źródeł zużyjemy i mniej będziemy narażeni na suszę. Jeżeli mamy dom jednorodzinny, to starajmy się wodę z rynien nie odprowadzać do kanalizacji, tylko spróbujmy zbudować system rozsączenia, żeby woda zasilała na przykład trawnik czy ogród, który jest obok, bo wtedy najmniej jej zmarnujemy. Zostanie w systemie, będzie zasilała nasz ogródek - opowiada Karaczun. Zwraca jednak uwagę, że indywidualne działanie jest ważne, ale nie zastąpi przemyślanej interwencji władz.

- Ja nie chciałbym, aby zwalać wszystko na konsumentów, mówić, że to oni w tej chwili mają dbać o efektywne wykorzystywanie wody. Piłka jest tak naprawdę po stronie instytucji publicznych. Bez wsparcia finansowego, legislacyjnego, organizacyjnego rządu, bez ogromnego programu dla rolnictwa, który będzie wspierał retencję wodną w glebie i zatrzymywanie wody przez rolników, to się nie uda - tłumaczy ekspert.

Hydrolog IMGW o prognozach na kolejne miesiące
Hydrolog IMGW o prognozach na kolejne miesiące
Źródło: tvn24.pl

Prognozy na lato

Majowe opady to wciąż za mało, by odrobić straty poniesione przez naturę. Czy najbliższe, wiosenne i letnie miesiące mogą choć trochę poprawić sytuację hydrologiczną w Polsce?

- Maj według prognozy sezonowej Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej na przeważającym obszarze kraju będzie suchy, z opadami raczej poniżej normy. Wschodnia część kraju, czyli Lubelszczyzna i Podkarpacie - tam tych opadów może być więcej, powyżej normy. Temperatura będzie oscylowała w granicach normy. To jest pozytywna informacja, bo zmniejszy to wielkość parowania - mówi Walijewski.

Kolejna dobra informacja jest taka, że czerwiec nie zapowiada się aż tak upalnie, jak ten ubiegłoroczny, który w Europie był najcieplejszym czerwcem od momentu prowadzenia pomiarów. W Polsce odnotowano wówczas rekordową temperaturę dla tego miesiąca. W Radzyniu w województwie lubuskim około godziny 15.20 zanotowano 38,2 st. C. Dotychczasowy czerwcowy rekord padł w czerwcu 1935 roku we Wrocławiu i wynosił 38 st. C.

Ale tegoroczny czerwiec, według synoptyków IMGW, wciąż ma być ciepły, z temperaturami średnimi wyższymi niż zazwyczaj. Opady będą bardzo podobne jak w maju. W zachodniej i centralnej części kraju deszczu spadnie poniżej normy, a na wschodzie będzie ich trochę więcej - wynika z wstępnych prognoz.

Miesiące wakacyjne, czyli lipiec i sierpień, zapowiadają się ciepłe, z temperaturą w normie lub nieco powyżej normy. Opadów, szczególnie w lipcu, może być więcej niż zazwyczaj. - Będą to w sporej mierze opady burzowe, które są mniej wskazane. To może powodować zagrożenie podtopieniami i powodziami - zaznacza Walijewski.

- Oczywiście jest to jeszcze daleki okres wyprzedzenia. Ponieważ mamy początek maja, więc dużo się może zmienić, i to w każdym miesiącu, ale na ten moment tak to wygląda. Wychodzi na to, że susza będzie nam towarzyszyć cały czas. Będą miejsca, gdzie opady będą większe i susza będzie łagodniejsza, ale w Polsce zachodniej, zgodnie z prognozą sezonową, te problemy będą znacznie większe - przestrzega.

*Na Wiśle w Warszawie do listopada 2017 roku istniała stacja wodowskazowa zlokalizowana w Porcie Praskim. Została przeniesiona w okolice Mostu Śląsko-Dąbrowskiego i nosi nazwę "Warszawa-Bulwary". Poziom wody na starej stacji odpowiada 14 centymetrom mniej na nowej. Dane na wykresach są odpowiednio skorygowane.

Czytaj także: