Coraz więcej nosicieli i zakażonych, ale wciąż brak lekarstwa. Tylko w Wielkopolsce w niespełna 2 lata potwierdzono 140 przypadków NDM, czyli enzymu superbakterii zwanej potocznie New Delhi. Jeśli przedostałaby się np. do krwi czy dróg oddechowych, mogłaby doprowadzić do poważnych powikłań, a nawet śmierci. Takich przypadków dotąd w Polsce nie odnotowano. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Bateria wywołuje zapalenie płuc i sepsę. Potoczna nazwa New Delhi, to efekt tego, że po raz pierwszy wykryto ją u Szweda, który wcześniej leczył się w Indiach. W Polsce choroba pojawiła się w 2011 roku.
- Jej supersytuacja polega przede wszystkim na posiadaniu zdolności niepoddawania się żadnemu antybiotykowi - wyjaśnia prof. Waleria Hryniewicz, konsultant krajowy w dziedzinie mikrobiologii lekarskiej.
W samym Poznaniu do tej pory wykryto siedem ognisk epidemicznych, w trzech szpitalach. - 30 pacjentów wykryliśmy jako nosicieli tej bakterii. Robimy szerokie badania bakteriologiczne, szczególnie na oddziale intensywnej terapii i tam głównie zanotowaliśmy te przypadki, ale nie tylko - mówi Jacek Łukomski, dyrektor szpitala wojewódzkiego przy ulicy Lutyckiej w Poznaniu, jednego z miejsc gdzie leczeni są zakażeni.
Pod lupą także domy pomocy społecznej
Nie wiadomo, jaka jest dokładnie skala zjawiska. Dlatego poznański sanepid chce stworzyć pierwszy w Polsce rejestr nosicieli superbakterii. A ponieważ New Delhi zaczęła rozprzestrzeniać się także poza szpitalami, epidemiolodzy sprawdzą m.in. domy pomocy społecznej.
- To są miedzy innymi badania przesiewowe w wybranych domach pomocy społecznej i zakładach opiekuńczo-leczniczych. Tych, do których są kierowani chorzy ze szpitali, w których ogniska bakterii NDM stwierdzano - wyjaśnia Andrzej Trybusz z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Poznaniu.
Jak mówi profesor Hryniewicz, rozpoznanie takie jest ważne dla dalszej polityki przeciwepidemicznej czy przeciwzakaźnej.
Potrzebne uregulowanie prawne
Z wypisów szpitalnych nie wynika, czy pacjenci byli badani pod kątem obecności tych bakterii. Tym bardziej, że szpitale nie mają obowiązku informowania o pojedynczych wykrytych przypadkach bakterii, bo New Delhi nie jest w Polsce wpisana na listę tzw. patogenów alarmowych. - Trwają prace, żeby od strony prawnej to uregulować. Natomiast szpital musi zgłaszać ogniska, a wiec jeśli jest więcej niż 2 pacjentów - mówi Trybusz.
Procedury postępowania w takich przypadkach są już szczegółowo opisane. - Musimy ich izolować, musi być dedykowany personel, muszą być diagnozowani bardzo szybko. Musimy patrzeć, czy pozbyli się takiego szczepu, bo to jest możliwe - wyjaśnia profesor Hryniewicz.
Zdecydowana większość przypadków w Polsce to nosicielstwo szczepu bakterii, a nie zakażenia. Nosicielstwo jest bezobjawowe, nie leczy się go. Dobrze jednak, żeby osoby, które są nosicielami, o tym wiedziały. Wiedza i restrykcyjnie przestrzegana higiena mogą pomóc ograniczyć rozprzestrzenianie się New Delhi.
Jeśli bakteria przedostałaby się np. do krwi czy dróg oddechowych, mogłaby doprowadzić do poważnych powikłań, a nawet śmierci. Takich przypadków na razie w Polsce nie odnotowano.
Autor: kło//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24