|

Dopadły ją koszty, pandemia i ambicje rodziców. "To jakiś horror"

Wolę świętować po maturze z najbliższymi niż teraz z ludźmi, których nawet nie znam - mówi maturzystka. Uczniowie, którzy za kilka miesięcy skończą szkołę średnią, przetrwali pandemię, naukę zdalną i powrót do klas. I wcale nie mają ochoty na zabawę. Jedną z przyczyn są koszty - wejście na studniówkę to nieraz już nawet tysiąc złotych.

Artykuł dostępny w subskrypcji

- To jakiś horror - denerwuje się Karolina, mama maturzystki Marianny z Warszawy. - Te ceny, u nas już ponad 800 złotych za osobę. Odpały rodziców: wybieranie pomiędzy salą w Hiltonie czy Marriotcie, specjalne menu, fotobudka, pokaz sztucznych ogni. W szkole od dawna nie rozmawia się o maturze. Jedyny temat to studniówka. Do tego odwołane lekcje z powodu nauki poloneza - opowiada.

Choć do tegorocznej matury zostało już trochę mniej czasu niż zwyczajowe sto dni, to sezon na studniówki jeszcze się nie skończył.

- To ważna chwila w życiu młodego człowieka, symboliczne domknięcie pewnego etapu - mówi Lucyna Kicińska, suicydolożka i pedagożka szkolna. - Ostatni moment na zabawę, na spędzenie czasu z koleżankami i kolegami. Pożegnanie ze szkołą.

Tylko że nie wszyscy zamierzają się żegnać w taki sposób. - Marianna zrezygnowała, nie przekonał jej argument, że to jedyna w życiu okazja. Z jednej strony jest mi przykro, że nie będzie miała takiego doświadczenia, z drugiej ją rozumiem. Nie czuje się szczególnie związana ze swoją klasą - mówi Karolina. I nie jest jedyna. W klasie Marianny zrezygnowała ze studniówki jedna trzecia uczniów.

Przyczyn jest kilka, jedną z nich są za wysokie koszty. Wejście na zabawę w niektórych szkołach kosztuje już tysiąc złotych, do tego dochodzą koszty odświętnego ubrania, czasem fryzury czy makijażu, a dla chętnych także opłata za zaproszenie osoby towarzyszącej.

"Studniówka wychodzi już tak drogo, że ja nie wiem co bym musiała tam robić, by za tą cenę być usatysfakcjonowana i bawić się dobrze" - czytam w mediach społecznościowych. "Odechciewa się iść" - dodaje inna osoba. "Studniówki są overrated" (przereklamowane). Stąd pomysły na alternatywne świętowanie: "Dziś moja studniówka, a ja baluję w domu. Będę oglądać "Chirurgów"".

Policzmy:

  • wejście to 300-800 zł od osoby; cena wzrasta, jeśli chce się zabrać drugą osobę - wtedy koszt to nawet 1200 zł;
  • strój - kilkadziesiąt-kilkaset złotych;
  • buty - jak wyżej;
  • fryzura - to również nawet kilkaset złotych.

W najtańszym wariancie (jeśli pożyczymy ubranie i buty oraz wybierzemy wersję solo) za studniówkę trzeba zapłacić ok. 300 zł. Za tę kwotę w marcu można polecieć z Warszawy np. do Madrytu i z powrotem.

Studniówka jak wesele

Studniówka zawsze była wydatkiem. Pamiętam, że moja koleżanka z ławki w 2006 roku przez kilka miesięcy odkładała pieniądze na zabawę. Niedługo przed planowaną imprezą w jej domu było włamanie, ale złodziej miał litościwe serce. Z wybebeszonych szuflad zniknęło wszystko, co miało jakąkolwiek wartość, lecz koperta z pieniędzmi opisana "na studniówkę" pozostała nietknięta.

Dziś jednak potencjalny złodziej powinien po taką kopertę sięgnąć w pierwszej kolejności. W środku można by znaleźć sporą sumę.

- U nas było wyjątkowo tanio. Płaciliśmy 330 złotych od osoby, bo mocno ścięliśmy koszty - tłumaczy Karolina, maturzystka z Poznania. - Zrezygnowaliśmy z fotobudki, zdjęcia robili absolwenci szkoły. Też trzeba było im zapłacić, ale mniej niż profesjonalistom z wieloletnią praktyką. Zdecydowaliśmy się też na tańsze oświetlenie.

Niemal dwa razy więcej płaciło się u Elizy z Gdańska. - 600 złotych za ucznia, 500 złotych za osobę towarzyszącą. To i tak jeszcze nieźle, u mojego kolegi płaciło się tysiaka za osobę - wspomina.

Polonez na studniówce uczniów z Piotrkowa Trybunalskiego hitem w internecie
Polonez na studniówce uczniów z Piotrkowa Trybunalskiego hitem w internecie

Najdrożej jest oczywiście w stolicy. Helena uczy się w szkole na Mokotowie. Impreza organizowana jest w Auli Politechniki Warszawskiej. - Samo wejście kosztuje 800 złotych, ale trzeba dołożyć na sukienkę czy makijaż. Ostatecznie nie poszłam. Nie czuję takiej potrzeby, żeby wydawać tyle pieniędzy na kilka godzin zabawy. Wolę, żeby mama wydała je na coś bardziej przydatnego dla mnie, na przykład na jakiś interesujący kurs - opowiada maturzystka.

- Te ceny zbijają z nóg. Dla mnie byłaby to tylko impreza, nie chciałabym tyle za to płacić. Jak się chce, to można samemu sobie coś mniejszego zorganizować - dodaje Eliza. Ona również zdecydowała się zostać w domu.

Krzysztof, ojciec maturzystki z Warszawy: - U nas koszt to 800 złotych za osobę, 1200 złotych za parę. Te ceny powalają. Drożej niż za wesele. Rozumiem, że tyle kosztuje sala, jedzenie, DJ czy orkiestra. Ale może warto w takim razie wybrać tańsze miejsce, a nie hotel w centrum? Córka zdecydowała, że nie idzie, ale zostałem już poproszony o wpłacenie zaliczki na studniówkę syna. A jego studniówka dopiero za rok.

Sposoby na obniżanie kosztów są różne. Radosław, nauczyciel ze Skarżyska Kamiennej, opowiada, że czasem pojawiają się pomysły zorganizowania imprezy np. w czwartek. Dzięki temu uczniowie płacą o 100 złotych mniej, bo czwartek to nie weekend i studniówka nie koliduje np. z weselami.

Najwięcej jednak zależy od sali. Jedną ze szkół, w których uczy Radosław, jest technikum - zabawę zorganizowano w lokalu w Skarżysku, koszt to 400 zł od osoby lub 700-750 zł od pary. Z kolei liceum ogólnokształcące zdecydowało się na imprezę w hotelu ze spa w Starachowicach (25 km od Skarżyska).

- Tam koszt to 1000-1200 złotych za parę bez możliwości negocjacji - opowiada nauczyciel. - W to wchodzi również ochrona, ewentualne szkody, DJ lub orkiestra, jedzenie, niekoniecznie wyszukane, choć dużo jest potraw i słodkich rzeczy. Zdarza się, że uczniowie rezygnują, ponieważ trzeba policzyć suknię, fryzjera, kosmetyczkę, garnitur, więc te koszty znacznie wzrastają. Coraz częściej na studniówce są też sami wychowawcy z dyrekcją, żeby nie płacić za pozostałych nauczycieli.

Uczniowie niczym Napoleon

Nie ma pewności, kiedy odbyła się pierwsza studniówka. Na pewno było to po 1788 roku, gdy dzięki staraniom Wilhelma von Humboldta, który zreformował pruski system edukacji, wprowadzono w Prusach egzamin maturalny. W Rzeczypospolitej jednolity system edukacji wraz z maturą wprowadzono w 1932 roku.

A dlaczego "studniówka" i skąd pomysł na bal właśnie na sto dni przed maturą? Hipotez jest wiele, jedna z najpopularniejszych głosi, że to odniesienie do Napoleona, który przez sto dni rządził po raz drugi Francją, zanim poniósł klęskę pod Waterloo. Inne wyjaśnienia są bardziej przyziemne - sto dni ma ponoć wystarczyć na dobre przygotowanie do egzaminu.

Choć przyzwyczailiśmy się, że studniówki odbywają się co roku, to ich organizacja nie jest dla szkoły obowiązkiem.

Słowa "studniówka" nie znajdziemy w żadnej ustawie ani rozporządzeniu. W oficjalnym systemie oświaty takie wydarzenie nie istnieje

- czytamy w tekście przygotowanym przez Sieć Obywatelską Whatchdog Polska. Po drugie - wiem, że u wielu może to wzbudzić zdziwienie - studniówka nie jest imprezą szkolną (dotyczy tych organizowanych poza szkołą).

To dlatego trudno mieć pretensje do szkoły, kiedy bal nie do końca spełnia oczekiwania.

Kilkadziesiąt lat temu studniówki były po prostu potańcówkami. Odbywały się na terenie szkoły. - Moja odbyła się na sali gimnastycznej. Bez osób towarzyszących i tylko kolory czarny, biały i granatowy były dozwolone w strojach - mówi Maja, dziś mama maturzysty. Ona zdawała maturę w 1996 roku. - Sami ogarnialiśmy dekoracje, a do jedzenia były paluszki i kanapki robione przez uczniów i ich mamy. Jedno się nie zmieniło: zarówno wtedy, jak i dziś na wejściu konfiskowany był alkohol - wspomina.

Niektórzy za tak wyglądającym balem tęsknią. "Tak rozumiana studniówka mieściła się w zadaniach szkoły. Było wzięcie jakiegoś ciężaru odpowiedzialności przez młodzież, była samoorganizacja, współpraca (...) A sam bal był zwieńczeniem pewnej wspólnej pracy, pomysłów, wysiłku. Nauczyciele byli "gośćmi" - piszę w cudzysłowie, ponieważ de facto byli u siebie, w szkole, a uczniowie - czuli się "gospodarzami"" - pisze Alina Czyżewska na stronie Sieci Obywatelskiej Watchdog.

W historii zdarzało się, że studniówki nie udało się zorganizować. Tak było na przykład w roku szkolnym 1981/82. Gdy wprowadzono stan wojenny, wszelkie wydarzenia musiały się kończyć przed godziną milicyjną (początkowo zaczynała się o 19, później przesunięto ją na 22, trwała do 6 rano). Niektórzy na znak protestu rezygnowali z balu, inni próbowali studniówkę jednak organizować. Na jednej z takich imprez zespół T. Love dał pierwszy, składający się z czterech piosenek koncert. Po nim zabawę rozwiązano. A rocznik Muńka i kolegów z IV LO w Częstochowie zorganizował swój bal wiele lat po maturze - w 2015 roku.

Muniek Staszczyk o upadku PRL
Muniek Staszczyk o upadku PRL (materiał z 2019 roku)
Źródło: TVN24

Problemy z organizacją zabaw wystąpiły także w 2021 roku, w samym środku pandemii COVID-19. Gdy zamykano szkoły, ówczesny wiceminister edukacji Dariusz Piontkowski mówił, że walka z pandemią jest ważniejsza niż zabawy przyszłych maturzystów. - Na razie są bardzo poważne ograniczenia i dopóki nie zostaną one zdjęte w innych dziedzinach życia dla osób dorosłych, to także dotyczą również uczniów - tłumaczył w programie "Newsroom" Wirtualnej Polski.

Od wybuchu pandemii w marcu 2020 roku miną za chwilę cztery lata. Ale czas lockdownów i nauki zdalnej nie pozostał bez wpływu na szkolną rzeczywistość.

Nie znam klasy

Uczniowie klasy maturalnej to w większości właśnie ci, którzy rozpoczęli naukę w pamiętnym roku szkolnym 2020/2021.

- Covid spowodował, że ciężej było nawiązywać przyjaźnie. Jak widzę moją klasę, to wydaje mi się, że jeszcze taki rok na przykład pomógłby nam razem się zintegrować - mówi maturzystka Helena. - Wolę świętować po maturze z najbliższymi, niż teraz z ludźmi, których nawet nie znam.

Maja, mama maturzysty Jurka, opisuje: - Poszli we wrześniu 2020 roku do pierwszej klasy dosłownie na chwilę. Później przez półtora roku mieli zajęcia zdalne z jakimiś miniprzerwami. Tak naprawdę poznali się w połowie drugiej klasy. Ale jakoś udało im się zgrać. Jedyni nieobecni na studniówce w naszej klasie to osoby z nauczaniem indywidualnym.

Poloneza czas zacząć. "To jest ostatni dzień, kiedy możemy nie myśleć o maturze"
Poloneza czas zacząć. "To jest ostatni dzień, kiedy możemy nie myśleć o maturze" (materiał z 2016 roku)
Źródło: TVN24

To także się zmieniło. Pandemia i miesiące nauczania zdalnego pokazały, że można się uczyć w domu. Na wzrost liczby uczniów korzystających z edukacji domowej wpłynęły również częstsze kryzysy zdrowia psychicznego u młodych osób, a także ciągłe zmiany w edukacji.

- Mam indywidualne nauczanie, więc klasy prawie nie znam - przyznaje Eliza. - Nie lubię też takich imprez, po dłuższym czasie jestem przebodźcowana. Uznałam, że nie pójdę.

Ilu jest takich uczniów, którzy "realizują obowiązek szkolny poza szkołą"? Według informacji Fundacji Edukacji Domowej, która na podstawie danych z MEN monitoruje ich liczbę, w roku szkolnym 2023/2024 (stan na 30 września 2023) dokładnie 48 114 osób uczy się w Polsce w ramach tzw. edukacji domowej. Dla porównania - w roku 2019 było to niecałe 20 tysięcy osób, a w roku 2020 - już 31 tysięcy.

Złożony wtedy poselski projekt nowelizacji Prawa oświatowego przypominał odrzuconą przez prezydenta propozycję, nazywaną właśnie Lex Czarnek, która zakładała zwiększenie roli kuratorów oświaty i ograniczała działalność organizacji pozarządowych w szkołach. Nowa wersja noweli dodawała zmiany w edukacji domowej, w tym m.in. powrót do rejonizacji na poziomie województw, konieczność posiadania "warunków lokalowych" na każdego ucznia, także tego w edukacji domowej i limity dla szkół - maksymalnie 50 proc. uczniów mogłoby się uczyć poza szkołą. Nic z tego jednak nie wyszło, "Lex Czarnek 2.0" także zawetował prezydent, ogłaszając, że "nie udało się osiągnąć społecznego kompromisu w sprawie tych zmian".

Lucyna Kicińska podpowiada, że "efekt pandemii" może być też odwrotny. - W mojej szkole zauważyliśmy łaknienie relacji. Uczniom bardzo zależało, żeby się poznać, żeby te relacje nawiązać. Spotykali się po szkole, starali się nadrobić stracony czas - opowiada pedagożka. - Natomiast jeśli ktoś był bardziej wycofany, wstydził się, nie dyskutował w czasie pandemii w sieci, nie grał w sieciowe gry, to powrót do szkoły mógł być trudny.

Rodzic biegnie z aparatem

A może studniówki to po prostu relikt przeszłości?

- Mam wrażenie, że gdyby nie rodzice i nauczyciele, to młodzież nawet by nie zapytała, czy taki bal się odbędzie - twierdzi Krzysztof, ojciec tegorocznej maturzystki. - Młodzież mówi tak: "Można pójść, można nie iść, o co to wielkie halo?". Dla nich to po prostu impreza jak wiele innych.

- W ostatnich latach studniówki mocno się zmieniły. Wyglądają inaczej niż jeszcze parę lat temu - opowiada Dariusz Chętkowski, polonista, pisarz, nauczyciel XXI Liceum Ogólnokształcącego im. Bolesława Prusa w Łodzi. - Dawniej na studniówkę przychodzili tylko rodzice zaangażowani w organizację. Teraz na początek zabawy, żeby zobaczyć poloneza, przychodzi cała rodzina: rodzice, dziadkowie, rodzeństwo, czasem bardzo małe dzieci plączą się pod nogami. To ogromne wydarzenie rodzinne. Wszyscy chcą robić zdjęcia, kręcą filmy. W trakcie poloneza nieraz zdarza się, że rodzic biegnie za tańczącym dzieckiem z aparatem. Profesjonalni filmowcy wynajęci przez klasy mają potem ogromny problem z usunięciem tych ludzi z kadru. Trzeba w zawoalowany sposób poprosić rodziny o wyjście.

Rodzice mają dużą rolę do spełnienia. Ale czasem angażują się aż za bardzo. - Zdecydowanie była to impreza mam z komitetu studniówkowego - przekonuje Maja, mama maturzysty. - Musiałam się z niego wypisać, bo te dyskusje były dla mnie zbyt intensywne. Niby młodzież miała swoich przedstawicieli i propozycje, ale zdaje się, ostatnie słowo należało do mam.

Podobnie mówi Karolina: - Chodzę na różne zebrania, większości rodziców nie kojarzyłam z jakichś dyskusji, zabierania głosu. Nagle w czwartej klasie mamy i ojcowie okazali się bardzo zaangażowani, ale nie w sprawy matury czy szkolne wydarzenia, tylko właśnie w temacie studniówki. Jakoś mnie to odrzuciło. Nauczyciele też mają swoje preferencje. Nie pójdą na studniówkę na salę weselną w Raszynie, tylko chcą do Hiltona. A w momencie, kiedy rezygnuje jedna trzecia uczniów, to te koszty robią się gigantyczne.

Dlaczego? Bo opłaty np. za wynajem sali, fotografa czy zaproszenie nauczycieli nie maleją. Im więcej uczniów się złoży, tym taniej wychodzi.

Inną sprawą są studniówkowe stylizacje. Zakup sukienki czy garnituru to kolejny wydatek.

Sukienkę na mój bal moja mama - jest nauczycielką - pożyczyła od swojej uczennicy. Look dopełniała fryzura "na predatora" z filmu "Obcy kontra Predator". Tak przynajmniej określił ją mój brat.

- Proszę się nie przejmować, taka wtedy była moda - śmieje się Lucyna Kicińska. - Oglądanie zdjęć ze studniówki z lekkim poczuciem zażenowania jest normalne. Dzisiaj obserwuję walkę pokoleń, rodzice mają swoje pomysły dotyczące strojów, młodzież - swoje. Nie mówię, żeby koniecznie iść na studniówkę w dżinsach, ale można ubrać się elegancko i jednocześnie modnie, a nie w balową suknię na kole. Dziewczyny chcą przyjść w garniturze albo w kombinezonie? Świetnie. Po takim wydarzeniu zostaną tysiące zdjęć, nikt nie chciałby pójść na taką zabawę przebrany pod czyjeś dyktando. Najważniejsze, żebyśmy byli ubrani po swojemu.

A to wcale nie jest takie oczywiste, nawet w 2024 roku. Wciąż obowiązują specyficzne "balowe" stroje. - Kiedy się zastanawiałam nad tym, czy iść na studniówkę, myślałam o tym, że poszłabym raczej w prostotę i nie wybrałabym butów na wysokim obcasie. A wszystkie moje koleżanki mają sukienki jak księżniczki, z dużymi dekoltami oraz dziesięciocentymetrowe szpilki - mówi Helena. - Obawiałabym się, że ludzie będą mnie obgadywać, że nie wyglądam jak wszyscy.

- Nie lubię siebie na zdjęciach, trzeba by było znaleźć sukienkę, w której bym się dobrze czuła - dodaje Eliza.

Krzysztof jest ojcem dwojga młodych dorosłych: maturzystki i ucznia trzeciej klasy liceum. Dziewczyna na studniówkę się nie wybiera, syn na razie zapowiada, że pójdzie. - Wydaje mi się, że córkę zniechęcił charakter tej imprezy. Ta celebra, wielomiesięczne dyskusje - opowiada. Ale są też zmiany na lepsze. - Ktoś zapytał, czy na bal można przyjść w parze jednopłciowej. W szkole usłyszeli, że nie ma problemu. Jestem ciekaw, czy tak samo by było, gdyby dziewczyna chciała tańczyć poloneza z dziewczyną albo chłopak z chłopakiem. Ale może jestem niepotrzebnie nieufny i ta zmiana w mentalności faktycznie następuje - dodaje.

Zmiana następuje. Przynajmniej w niektórych szkołach. W społecznym warszawskim liceum "Bednarska" już w 2019 roku tańczono podczas studniówki Poloneza Równości - w parach chłopcy z chłopcami, dziewczyny z dziewczynami. "Chodzi o to, żeby okazać wsparcie dla osób homoseksualnych, które wciąż są zmuszane do ukrywania się ze swoją miłością" - mówili wówczas uczniowie.

Polonez Równości w wykonaniu uczniów społecznego liceum ogólnokształcącego "Bednarska" w Warszawie (studniówka 2019)
Polonez Równości w wykonaniu uczniów społecznego liceum ogólnokształcącego "Bednarska" w Warszawie (studniówka 2019)
Źródło: TVN24

A jednak jest ważna

Według Dariusza Chętkowskiego, nauczyciela z Łodzi, większy nacisk na studniówki pojawił się wraz z rozwojem mediów społecznościowych. Nie chodzi tylko o wygląd.

- Cały świat może to w jednej chwili obejrzeć, nie może być wstydu - opowiada nauczyciel. - DJ musi być znany. Jedzenie ma wyglądać jak na królewskim balu, stoły mają się uginać. Młodzież bywała na wymianach zagranicznych, widziała, jak takie zabawy wyglądają na świecie, zależy im, żeby nic się nie zmarnowało. Rodzice są trochę z innego pokolenia. Te różnice pokoleniowe widać też w innych kwestiach. Wybór króla i królowej balu - młodzież uważa, że to obciach, ale rodzice bardzo chcą. Rodzice angażują menedżera balu, z którym ustalają na przykład menu, i który dba, żeby wszystko wyglądało idealnie. A młodzi chcą czegoś innego. Dużo zależy od nauczycieli i dyrekcji. Czasem udaje się opanować zapędy rodziców.

Dariusz Chętkowski dodaje, że mimo wszystko studniówki są w życiu młodych ludzi ważne. - W przyszłym roku będę miał wychowawstwo w klasie maturalnej. Zależy mi, żeby wszyscy poszli na studniówkę. Dlaczego? Bo jako wychowawca powinienem zadbać o to, żeby się zintegrowali. Jeśli jakaś zabawa kogoś wyklucza, to albo powinniśmy wszyscy z niej zrezygnować, albo zastanowić się, jak tę tradycję zreformować - przekonuje.

Nauczyciel podkreśla, iż w jego szkole tradycją jest, że jeśli jest taka potrzeba, nauczyciele podpowiadają osoby, które ze względów finansowych nie mogą na studniówkę pójść. Na ich wejście składają się inni. Wszystko odbywa się dyskretnie, żeby nikt nie poczuł się tą sytuacją zawstydzony.

Czy są pomysły na odgórne działania, które mogłyby przyczynić się do tego, by studniówki integrowały, a nie dzieliły? W poniedziałek zapytaliśmy o to MEN. Do momentu publikacji tekstu nie uzyskaliśmy odpowiedzi.

- Trzeba się zastanowić, dla kogo jest ta zabawa. Dla młodych czy dla rodziców? - mówi pedagożka Lucyna Kicińska. - Uważam, że to nastolatek decyduje. Ta noc nie będzie warta zapamiętania, jeśli atmosfera nie będzie miła, swobodna. Ten ostatni szkolny etap warto domknąć na swoich zasadach.

wejście to 300-800 zł od osoby; cena wzrasta, jeśli chce się zabrać drugą osobę - wtedy koszt to nawet 1200 zł;

strój - kilkadziesiąt-kilkaset złotych;

buty - jak wyżej;

fryzura - to również nawet kilkaset złotych.

Czytaj także: