- W każdym cywilizowanym państwie w momencie, kiedy nagle wyszłyby takie informacje, że rząd przez rok przyznawał sobie miesiąc w miesiąc dodatki do pensji w wysokości połowy wynagrodzenia, w sposób ewidentny obchodząc prawo, taki rząd podałby się do dymisji, natychmiast - powiedział w "Faktach po Faktach" w TVN24 Stanisław Tyszka (Kukiz'15). Zgodził się z nim Dariusz Rosati. - To jest po prostu podwyżka wynagrodzenia dokonana w sposób nielegalny - dodał.
W grudniu ubiegłego roku poseł PO Krzysztof Brejza zwrócił się z interpelacją w sprawie nagród przyznanych członkom Rady Ministrów. W przygotowanej w lutym odpowiedzi wiceszef Kancelarii Premiera Paweł Szrot zamieścił tabelę z łącznymi kwotami nagród brutto dla poszczególnych ministrów w 2017 roku. Wynika z niej, że nagrody otrzymało 21 konstytucyjnych ministrów (od 65 100 zł rocznie do 82 100 zł), 12 ministrów w KPRM (od 36 900 zł rocznie do 59 400 zł) oraz była premier Beata Szydło (65 100 zł).
W reakcji na przekazane informacje Brejza złożył kolejną interpelację, w której zapytał między innymi o to, kto podjął decyzje w sprawie przyznania nagród. Szef Kancelarii Michał Dworczyk poinformował, że decyzje o wypłacie nagród podjęła Beata Szydło
Później Henryk Kowalczyk (obecny minister środowiska, wcześniej przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów) przyznał w Radiu Zet, że dostał premię "brutto sześćdziesiąt parę tysięcy". Jak zaznaczył, "to był dodatek co miesiąc".
- W każdym cywilizowanym państwie, w momencie, kiedy nagle wyszłyby takie informacje, że rząd przez rok przyznawał sobie miesiąc w miesiąc dodatki do pensji w wysokości połowy wynagrodzenia w sposób ewidentny obchodząc prawo, taki rząd podałby się do dymisji, natychmiast - komentował w "Faktach po Faktach" Stanisław Tyszka, wicemarszałek Sejmu, Kukiz'15.
- Problem polega na tym, że Polacy niestety przyzwyczaili się, również w czasie rządów PO, że rząd nadużywa władzy, również w celach zapewnienia sobie dobrego bytu - mówił.
"Apeluję do członków rządu, by zwrócili nagrody"
Tyszka poinformował, że Kukiz'15 złożył "projekt zakazujący tak zwanego funduszu nagród na poziomie rządowym". Wicemarszałek Sejmu zaapelował również do członków rządu, aby zwrócili nagrody.
- To może nie jest złamanie prawa, ale to jest ewidentne obejście prawa. Nagrody przyznaje się za coś, a tutaj to był stały dodatek do pensji - powiedział.
"Będziemy się domagać zwrotu nagród"
Zgodził się z nim były szef MSZ i europoseł PO Dariusz Rosati. - Będziemy się domagać (zwrotu nagród - red.). Podzielam opinię, że tego typu dodatki przyznawane systematycznie wszystkim członkom rządu są po prostu podwyżką wynagrodzenia dokonaną w sposób nielegalny - mówił.
- Uważam, że ministrowie powinni bardzo porządnie zarabiać, dlatego że to są ludzie, którzy decydują o losach tego kraju - zaznaczył. Ale - jak dodał - powinno się to odbywać w sposób przejrzysty.
- I nagród nie powinni brać ministrowie, którzy zostali ewidentnie negatywnie ocenieni - mówił Rosati.
Przypomniał, że w wyniku rekonstrukcji rządu swoje stanowiska straciło kilku ministrów, m.in. Antoni Macierewicz, Konstanty Radziwiłł, Witold Waszczykowski czy Anna Streżyńska.
- Teraz dowiadujemy się, że ci ludzie dostają nagrody. A na czele pani premier - powiedział. - To jest wyjątkowa hipokryzja, charakterystyczna dla działań PiS niemalże w każdej dziedzinie. Ale myślę, że to wreszcie pozwoli Polakom otworzyć oczy i zorientować się, jaki charakter naprawdę ma ta PiS-owska władza - ocenił eurodeputowany PO.
Tyszka podkreślił, że "jest otwarty na poważną debatę na temat wynagrodzeń najwyższych urzędników".
- Ale te wynagrodzenia czy nagrody muszą być uzależnione od efektów pracy, jak w firmach. Jeżeli oni zaczną deregulować prawo, czyli likwidować niepotrzebne obowiązki ograniczające wolność obywateli, jeżeli zaczną rzeczywiście odchudzać administrację, jeżeli zaczną obniżać podatki, jeżeli zaczną oszczędzać pieniądze Polaków, to za takie rzeczy można rozważyć nagrody. Natomiast nie za to co się dzieje - podsumował wicemarszałek Sejmu.
"Bardzo żałuje, że nie będzie pakietu demokratycznego"
Goście "Faktów po Faktach" odnieśli się również do zmian w regulaminie Sejmu i pakietu demokratycznego.
W czwartek w Sejmie doszło do dyskusji w związku z uchwalonym zaostrzeniem regulaminu Sejmu. Najważniejsza ze zmian wprowadza kary finansowe dla posłów, którzy uniemożliwiają pracę Sejmu. Posłowie Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej uznali to za przejaw zastraszania opozycji. Jacek Protasiewicz z klubu PSL-UED, przypomniał że Prawo i Sprawiedliwość forsowało w przeszłości pakiet demokratyczny, który miał przyznać więcej praw opozycji.
Na zarzuty Protasiewicza odpowiedział przewodniczący klubu PiS Ryszard Terlecki, który powiedział, że PiS mówił o nim "wtedy, gdy funkcjonował jeszcze normalny Sejm i normalna opozycja". - Teraz jest opozycja totalna, teraz jest ulica i zagranica. I wy chcecie pakietu demokratycznego? Za granicą? Na ulicy? Nic z tego - oświadczył wicemarszałek Sejmu.
Tyszka podkreślił w "Faktach po Faktach", że "bardzo żałuje", iż "nie będzie pakietu demokratycznego, który proponowało PiS w 2015 roku".
- Nie tylko nie będzie pakietu demokratycznego, ale wprowadzono do regulaminu Sejmu poprawki, które szkodzą naszej debacie, między innymi uderzają w Kukiz'15, dlatego że będzie możliwość zmniejszenia liczby pytań, które można zadawać przy pierwszym czytaniu projektu - mówił Tyszka, dodając że będzie starał się bronić interesów obywateli na posiedzeniach prezydium Sejmu.
"PiS posługuje się kłamstwami, by zdyskredytować opozycję"
Eurodeputowany PO Dariusz Rosati stwierdził, że "ulica i zagranica" to "slogan wylansowany przez PiS". - Cały czas PiS posługuje się kłamstwami, żeby zdyskredytować opozycję. W ten sposób cierpi debata publiczna i demokracja w Polsce - ocenił.
Tyszka zaapelował natomiast do PiS i Platformy Obywatelskiej, żeby "nauczyć się normalnie, merytorycznie rozmawiać".
Autor: kb//kg / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24