W związku z sytuacją na granicy polsko-białoruskiej prezydent Andrzej Duda zdecydował o wprowadzeniu stanu wyjątkowego w części województw podlaskiego i lubelskiego. Jeszcze przed podjęciem przez prezydenta decyzji aktywiści zarejestrowali interwencje Straży Granicznej wobec uchodźców próbujących dostać się na terytorium Polski. - Tego tak naprawdę się dzieje bardzo dużo. Każdej nocy i każdego dnia zatrzymywane są osoby, które przekroczyły granice - tłumaczył Michał Borkiewicz z inicjatywy "Chlebem i solą". Materiał magazynu "Polska i Świat".
Prezydent Andrzej Duda zdecydował w czwartek o wydaniu rozporządzenia w sprawie wprowadzenia stanu wyjątkowego w części województw podlaskiego i lubelskiego w związku z sytuacją na granicy z Białorusią, o co wnioskował wcześniej rząd. Zostało ono tego samego dnia opublikowane w Dzienniku Ustaw i weszło życie. Ukazały się także dwa kolejne rozporządzenia dotyczące ograniczeń na terenie objętym stanem wyjątkowym. W poniedziałek natomiast prezydenckim rozporządzeniem ma zająć się Sejm. Izba może je uchylić.
Interwencje Straży Granicznej wobec uchodźców
Aktywiści wspierający migrantów koczujących na polsko-białoruskiej granicy jeszcze przed wprowadzeniem stanu wyjątkowego zarejestrowali interwencje Straży Granicznej wobec grup cudzoziemców, którzy próbowali przedostać się do Polski. - Tego tak naprawdę się dzieje bardzo dużo. Każdej nocy i każdego dnia zatrzymywane są osoby, które przekroczyły granice - mówił Michał Borkiewicz z inicjatywy "Chlebem i solą".
Na nagraniach zarejestrowano między innymi akcję polskich służb z 28 sierpnia wobec uchodźców w Jurowlanach w województwie podlaskim. - Była to grupa około 10 osób. Wśród tej grupy były dzieci. Była też starsza kobieta, która wymagała asysty podczas chodzenia - powiedział fotoreporter Antoni Mantorski.
Przy każdej takiej interwencji aktywiści starają się załatwić uchodźcom pełnomocnictwa, żeby później, już w komendzie, mieli dostęp do prawnika. To jednak nie zawsze się udaje. - Kiedy przyjeżdża straż graniczna, zabiera takie osoby do jednostki, to zaczyna podważać nasze pełnomocnictwo. (…) Że nie ma opłaty skarbowej, że ci ludzie nie zrozumieli co podpisują - tłumaczyła Maria Złonkiewicz z inicjatywy "Chlebem i solą".
W czasie interwencji w Nomikach (województwo podlaskie) 28 sierpnia, pogranicznicy nie dopuścili prawników do grupy zatrzymanych migrantów. Na nagraniu słychać, jak jedna z cudzoziemek prosi o ochronę międzynarodową. - Osoby, które są pełnomocnikami nie dostały żadnej informacji na temat tego, gdzie przebywają te osoby – zauważył Mantorski. W teorii pełnomocnicy powinni móc im towarzyszyć w placówkach Straży Granicznej, jednak z jakiegoś powodu tak się nie dzieje.
Czym jest pushback?
- Jest dla nas dosyć oczywiste, że to jest tuszowanie faktu, że wielu ludzi jest w sposób bezprawny wrzucanych na stronę białoruską – powiedział Borkiewicz. To tak zwany pushback, który polega na odsyłaniu cudzoziemców na białoruską stronę granicy i który służby stosują na podstawie ostatniego rozporządzenia MSWiA.
Tak miało być w przypadku grupy uchodźców w Narewce, którą znaleźli aktywiści. Prawnicy nie zostali wpuszczeni do komendy. – Następnego dnia dostałem informację, że te osoby znajdują się przy granicy polsko-białoruskiej na terenie Białowieskiego Parku Narodowego – powiedział Tadeusz Kołodziej, prawnik z Fundacji Ocalenie.
O pushbacku mówił też kuzyn jednego z zatrzymanych uchodźców, Mahmoud, który do Polski przyjechał z Niemiec. – Wiem, że zostali zatrzymani. Powiedziano im, że trafią do bezpiecznego miejsca. (…) To było kłamstwo. Zabrano ich na granicę i wypchnięto ze słowami: musicie wracać na Białoruś – powiedział Mahmoud.
Pytania do Straży Granicznej
TVN24 wysłało do Straży Granicznej pytania dotyczące tego, jak przebiegały interwencje w Jurowlanach i Nomikach 28 sierpnia, jak przebiegała interwencja w Supraślu 21 sierpnia, do której placówki została zabrana ta grupa, czy osoby te wyrażały chęć ubiegania się o ochronę międzynarodową i czy strażnicy przyjęli od nich wniosek oraz czy udzielono pomocy medycznej kobiecie leżącej na ziemi i czy wiadomo, jaki jest jej stan zdrowia.
Mimo szczegółowych pytać i precyzyjnego opisu kilku sytuacji, opartego na materiale zarejestrowanym przez aktywistów, TVN24 otrzymał ogólną odpowiedź, w której rzecznika podlaskiej Straży Granicznej powołała się na rozporządzenie MSWiA. "W przypadku ujawnienia takich osób bezpośrednio w przejściu granicznym, na którym ruch graniczny został zawieszony lub ograniczony, a także poza zasięgiem terytorialnym przejścia granicznego, są one zawracane do linii granicy państwowej. Stosowanie tych przepisów jest obligatoryjne" – czytamy.
Aktywiści i prawnicy zgłaszają jednak zastrzeżenia do zgodności tych przepisów z międzynarodowymi konwencjami. Nie widzą też, według jakich kryteriów część uchodźców zostaje w Polsce, a część odstawiana jest na granice. – Żołnierze Łukaszenki przerzucają ludzi, przepychają siłą na stronę Polski, a polska Straż Graniczna robi to samo. Po prostu gramy ludźmi w ping ponga – ocenił Borkiewicz.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24