|

Sprawca spadnie z drzewa genealogicznego. Skąd się wziął przełom w ściganiu przestępców

Przełom w kryminalistyce
Przełom w kryminalistyce
Źródło: Dall-e

Miliony Amerykanów wysyłało do prywatnych firm swoje DNA, żeby dowiedzieć się czegoś o swojej przeszłości. Nieświadomie doprowadzili do przełomu w kryminalistyce, dzięki któremu anonimowemu śladowi na miejscu przestępstwa można przypisać imię i nazwisko. Tak wpadł między innymi seryjny zabójca z USA. - Sprawcy najgłośniejszych zbrodni spadają nam z drzew genealogicznych jak jabłka z jabłoni - opowiada tvn24.pl prof. Henry C. Lee, legenda światowej kryminalistyki.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Contra Costa, USA. 2017 rok

Paul Holes, 49-letni śledczy pochodzący z Florydy, miał już dość. Frustracja łączyła się z poczuciem bezsilności, kiedy wracał myślami do sprawy, która nie dawała mu spokoju od 1994 roku. Wtedy to - niedługo po zaprzysiężeniu go w biurze szeryfa Contra Costa w Kalifornii po raz pierwszy otworzył akta sprawy Zabójcy ze Złotego Stanu (ang. Golden State Killer).

Rozwój technologii pomagał wyłuskiwać coraz to nowsze informacje o człowieku, który miał na sumieniu co najmniej 12 zabójstw i 50 gwałtów. Od 1974 do 1986 roku dokonywał przestępstw, do których w Kalifornii wracało się w rozmowach pomimo upływu lat. Grasującym po stanie okrutnym i przebiegłym przestępcą, który przez dekady wodził za nos amerykańskie organy ścigania, matki straszyły swoje dzieci.

Holes na wyrywki znał akta mężczyzny, którego złapanie stało się najważniejszym celem jego kariery. Potrafił z pamięci przytoczyć szczegóły włamań oraz pojawiających się później napaści i gwałtów. Potem sadystycznemu sprawcy przestało to wystarczać - zaczął zabijać. Pastwił się nad kobietami i ich najbliższymi. Działał z dużym wyrachowaniem, nie zostawiał po sobie śladów.

Wielokrotnie oprawca wykorzystywał ten sam okrutny pomysł - najpierw obezwładniał znajdującego się w zaatakowanym domu mężczyznę, związywał go i kładł na brzuchu. Potem na skrępowanych dłoniach umieszczał stos wyjętych z szafek talerzy. Piskliwy głos dochodzący spod ciemnej kominiarki ostrzegał, że jeżeli usłyszy hałas, zabije żonę skrępowanego, a potem jego. Kiedy stos talerzy już był ułożony, oprawca zabierał pojmaną kobietę do innego pokoju, gdzie dochodziło do gwałtu.

Portrety pamięciowe Zabójcy ze Złotego Stanu
Portrety pamięciowe Zabójcy ze Złotego Stanu
Źródło: FBI

Policja dbała, żeby te makabryczne szczegóły nie wyciekały do mediów. Modus operandi sprawcy był na tyle charakterystyczny, że istniała obawa, że inni przestępcy będą próbowali go naśladować, co jeszcze bardziej utrudniłoby śledztwo.

Dzięki zeznaniom świadków detektyw Holes miał wiedzę, jak może wyglądać zbrodniarz: ma umięśnioną posturę, jasną karnację, intensywnie niebieskie oczy i blond włosy. Mówi piskliwym, nieprzystającym do potężnego ciała głosem (pod tym względem stanowił przeciwieństwo detektywa, który mówił bardzo niskim basowym głosem). Z zeznań świadków wynikało, że ścigany przestępca ma na lewym przedramieniu wytatuowanego smoka.

Kalifornijski detektyw dobrze wiedział, dlaczego ścigany przez niego oprawca nagle przestał być aktywny. W 1986 roku amerykańskie media nagłośniły kulisy rozwiązania zabójstwa niezwiązanego z Zabójcą ze Złotego Stanu. Śledczym po raz pierwszy pomogły badania DNA. Mężczyzna, który od lat dokonywał przestępstw na terenie Kalifornii, musiał być na tyle zaznajomiony z dokonaniami kryminalistyki, że wiedział, że czas jego bezkarności się skończył. Wcześniej na miejscach zbrodni kilkukrotnie zostawił ślady biologiczne z kodem genetycznym.

Niestety - w żadnym miejscu policji dotąd nie udało się zabezpieczyć pełnego profilu DNA.

Paul Holes
Paul Holes
Źródło: Laura A. Oda/Digital First Media/The Mercury News/Getty Images

Warszawa, 2023 rok

Profesor Henry C. Lee to Amerykanin tajwańskiego pochodzenia, który jest jednym z najbardziej znanych kryminalistyków na świecie. Pracował między innymi przy sprawie zamachów z 11 września 2001 roku, badał głośną sprawę aktora O. J. Simpsona oskarżonego o podwójne zabójstwo i był jednym z ekspertów wyjaśniających seksaferę z udziałem amerykańskiego prezydenta Billa Clintona i ówczesnej stażystki w Białym Domu, Moniki Lewinsky.

Rozmawiamy przy okazji konferencji naukowej zorganizowanego przez Uniwersytet Warszawski. Tematem są wyzwania i przyszłość kryminalistyki. Niemal każdy z prelegentów wspomina o genealogii genetycznej - metodę, której użył Paul Holes, detektyw z Kalifornii. Legenda kryminalistyki nie jest pod tym względem wyjątkiem:

- To przełom. Niewielka grupa, która po latach wróciła do sprawy Zabójcy ze Złotego Stanu, dokonała czegoś, czego wcześniej nie mogła dokonać armia specjalistów - na pracę której wydano ponad 10 milionów dolarów. Trudno wyrazić mi większe słowa uznania - mówi profesor Henry C. Lee.

San Diego, 2007 rok

Barbara Rae-Venter, 58-letnia prawniczka zajmująca się rejestrowaniem patentów, usiadła na kanapie i rozmasowywała bolącą po treningu tenisa kostkę. Regularne treningi były czymś, co obiecała sobie, odchodząc na emeryturę. Wolny czas w większości jednak poświęcała badaniu historii swojej rodziny. Urodziła się w Nowej Zelandii, ale - jak ustaliła - jej przodkowie trafili tam ze Szkocji. Szczegółów nie znała. Wcześniejsze próby poznania losów swoich bliskich - realizowane nieco z doskoku, po godzinach - skończyły się na stwierdzeniu, że dokumentacja w nowozelandzkich urzędach jest szczątkowa.

Od dawna była przekonana, że odtworzenie rodzinnych korzeni będzie świetnym pomysłem na długie, słoneczne popołudnia w San Diego. Z wykształcenia była biologiem, więc z ekscytacją przyjęła informacje o uruchomieniu przez jedną z firm komercyjnego programu badania DNA. "Sprawdź, kim jesteś” - zachęcała emitowana w telewizji reklama. Program oferowany przez firmę generował raporty, w których wskazywał stopień pokrewieństwa pomiędzy innymi użytkownikami serwisu. Barbara na tym jednak nie planowała poprzestawać - odnalezionych krewnych traktowała jak punkty, wokół których tworzyła drzewo genealogiczne swojej rodziny.

Regularnie wydzwaniała do członków rodziny i prosiła, żeby poddawać się testom. "Im więcej DNA przekażemy, tym więcej dowiemy się o swojej historii" - przekonywała. Robiła to skutecznie - liczba raportów na jej biurku szybko rosła.

Przeglądając ogólnodostępne dokumenty - akty urodzin, zgonów, małżeństw czy list nagrobków - odtwarzała losy swoich bliskich. Szło jej dużo sprawniej, niż się spodziewała.

Już po kilku tygodniach pracy osiągnęła to, co - według planów - miało pochłonąć znaczną część czasu wolnego na emeryturze: udało jej się dotrzeć siedem pokoleń wstecz - kiedy jej praprapraprapradziadek opuścił Szkocję i wyruszył do Nowej Zelandii. Tłumaczyła sobie to tym, że pracując w urzędzie patentowym, wyrobiła sobie umiejętność łączenia niepowiązanych ze sobą faktów. Przydawało się, żeby ocenić, czy delikwent chcący zarejestrować patent nie przychodzi z czymś, co wymyślono już dawno temu i z powodzeniem używa się go w innej dziedzinie - na przykład w przemyśle.

Kiedy Barbara zaspokoiła ciekawość związaną ze swoją przeszłością, zaczęła pomagać porzuconym dzieciom w odnalezieniu swoich bliskich. Traktowała to jak hobby, nie miała pojęcia, że jej zainteresowanie za kilka lat sprawi, że będzie udzielała wywiadów w największych telewizjach świata, a jej książki będą rozchodzić się w setkach tysięcy egzemplarzy. Że zostanie hobbystką, która rozwiązała jedną z najtrudniejszych zagadek kryminalnych wszech czasów.

Eksperci mówią, że doszło do przełomu w kryminalistyce
Eksperci mówią, że doszło do przełomu w kryminalistyce
Źródło: tvn24.pl

Warszawa, 2023 rok

- Wyobraź sobie, że masz dwie talie kart - z czerwonym i czarnym rewersem. Kiedy je połączysz, otrzymasz sekwencję kart, w której poprzeplatane będą karty z czarnej i czerwonej talii - mówi mi Nicola Oldroyd Clark, Brytyjka, która od 30 lat zajmuje się wykorzystywaniem DNA w kryminalistyce. Kobieta była jedną z tworzących bazę danych DNA w Wielkiej Brytanii.

Tłumaczy, że karty zachowują się jak DNA, kiedy pojawia się nowe pokolenia: pół materiału genetycznego dostajemy od ojca, pół od matki.

- Karty, po połączeniu w wielu miejscach, zachowają pierwotny układ. To pozwala nam na śledzenie pokrewieństwa, dzięki temu zastosowanie nowej techniki jest możliwe. Im mniej wspólnych segmentów, tym dalsze pokrewieństwo - opowiada Brytyjka.

Rozmawiamy na kilka chwil przed tym, jak w auli Uniwersytetu Warszawskiego będzie opowiadać o historii seryjnego zabójcy z USA.

- To niezwykła historia, o której mówi się na każdym podobnym spotkaniu na świecie - przyznaje Clark.

Contra Costa, USA. 2017 rok

Detektyw Paul Holes z zazdrością przyglądał się, jak szybko i sprawnie pęcznieją prywatne bazy DNA prowadzone przez firmy, które obiecywały użytkownikom spojrzenie w ich własną przeszłość. Wrażenie robiła nie tylko liczba profili (blisko 30 milionów, czyli prawie dwa razy więcej niż prowadzona od 1990 roku baza amerykańskiej policji). Gromadzone dane były też dużo dokładniejsze. Co to znaczy?

W każdej komórce ciała znajdują się 23 pary chromosomów - jeden od matki i jeden od ojca. Na niektórych chromosomach znajdują się krótkie sekcje powtarzającego się DNA (na przykład aatg aatg aatg i tak dalej). Nazywa się je krótkimi powtórzeniami tandemowymi, czyli STR (z ang. short tandem repeats). Różne osoby mają różną liczbę powtórzeń. Laboratoria policyjne tworzą profile STR, licząc liczbę powtórzeń w każdej lokalizacji. Początkowo liczbę powtórzeń STR liczyło się tylko w 13 miejscach na DNA, ale w 2017 roku to zostało rozszerzone do 20. Może się wydawać, że to niewiele informacji, ale szanse, że dwie osoby będą miały dokładnie taką samą liczbę powtórzeń we wszystkich lokalizacjach, są niewiarygodnie małe.

W komercyjnych laboratoriach analizie poddaje się od 700 do nawet 800 tysięcy miejsc genomu.

Obecnie baza danych CODIS zawiera ponad 18 milionów profili STR.

Holes od lat domyślał się, że w prywatnych, bardzo rozbudowanych bazach danych może znajdować się coś, co może doprowadzić go do Zabójcy ze Złotego Stanu. Na domysłach musiało się jednak kończyć, bo komercyjne bazy danych nie pozwalają policji na analizowanie zebranych próbek do własnych celów.

Wszystko zmieniło się, kiedy dużą popularność zdobyła strona GedMatch. W założeniu strona miała łączyć możliwości różnych, niezwiązanych ze sobą baz komercyjnych. Użytkownik mógł załadować swoje wyniki i porównać je z osobami, które wcześniej korzystały z usług innych firm. Program dostępny jest za darmo. Logując się, trzeba odpowiedzieć na ważne pytanie: czy w razie potrzeby zgadzasz się na przekazanie Twojego profilu organom ścigania? 73 procent rejestrujących odpowiada twierdząco.

Kalifornijski detektyw wiedział o tym wszystkim dzięki nagłośnionym przez media sukcesom Barbary Rae-Venter. Emerytowana prawniczka z urzędu patentowego w San Diego ustaliła prawdziwą tożsamość kobiety, która została porwana jako niemowlę. Policja zwróciła się do niej po tym, jak udało jej się kilkukrotnie dokonać niemożliwego: po latach pomagała dorosłym, którzy zostali porzuceni przez rodziców jako niemowlęta, aby dotrzeć do ich korzeni. W 2015 roku funkcjonariusze poprosili ją o zajęcie się sprawą trzydziestokilkuletniej Lisy.

Barbara Rae-Venter
Barbara Rae-Venter
Źródło: LiPo Ching/Media News Group/The Mercury News/Getty Images

Kobieta latami żyła w przekonaniu, że jest córką Terrego Rasussena, który w 2002 roku został skazany w związku z podejrzeniami o wielokrotne morderstwo. W czasie procesu okazało się, że Lisa może tak naprawdę nie być jego córką. Okazało się, że przestępca porwał ją przed laty, kiedy była jeszcze niemowlęciem, a potem wychowywał jak własne dziecko. Zadanie postawione przez policję Barbarze Rae-Venter brzmiało następująco: pomóż ustalić, gdzie jest jej prawdziwa rodzina.

Emerytowana prawniczka wykorzystała metodę porównywania profilu DNA z tymi, które już były w bazie danych komercyjnych firm analizujących kod genetyczny. Drobiazgowa praca, która pochłonęła miesiące, zakończyła się sukcesem. Barbara ustaliła, że Lisa to tak naprawdę Denise Beaudin. Zaginęła w 1981 roku razem ze swoją matką, której losy do teraz pozostają niewyjaśnione.

Po wyjaśnieniu tej historii o Barbarze zrobiło się głośno. Detektyw Paul Holes stwierdził, że jeżeli ktoś może rzucić nowe światło na jego seryjnego zabójcę, to tylko emerytka z San Diego.

Warszawa, 2023 rok

Dr hab. Magdalena Spólnicka z Uniwersytetu Warszawskiego jest specjalistką laboratoryjnej genetyki sądowej i jedną z organizatorek konferencji. Przez lata współtworzyła polską bazę DNA. Kiedy pytam ją o genologię genetyczną, mówi, że to trzeci przełom na przestrzeni ostatnich dekad.

- Na początku, pod koniec lat 80. DNA był jak odciska palca. Można go było odnaleźć na miejscu zbrodni i porównać z DNA podejrzanego. Stwierdzić, czy profile do siebie pasują. Potem, około 2015 roku nauczyliśmy się nowej technologii umożliwiającej pozyskanie głębszych informacji. Przewidywać na podstawie śladu biologicznego, ile miał lat dawca śladu, jaki miał kolor skóry i oczu, jakie jest jego pochodzenie etniczne - opowiada ekspertka.

Rozszyfrowywanie przestępstw bez obecności sprawcy w bazie danych DNA to jednak nowość i rewolucja.

- Realistycznie każda osoba dzieli pewne fragmenty DNA z niemal tysiącem osób z przeszłości i przyszłości. Statystycznie wystarczy, że w bazie znajdzie się 1 procent populacji, żeby dotrzeć aż do 60 procent ludzi z danej populacji - podkreśla Magdalena Spólnicka.

San Diego, 2017 rok

Barbara Rae-Venter badawczo przyglądała się detektywowi Holesowi. Mężczyzna żywiołowo opowiadał szczegóły kolejnych przestępstw, które przypisywane były Zabójcy ze Złotego Stanu. Kiedy już przytoczył detale serii zbrodni, które ciągnęły od 1974 do 1986 roku, zapytał, czy kobieta jest w stanie mu pomóc odnaleźć sprawcę.

- Bez DNA? Nie - odpowiedziała krótko. Po głowie chodziła jej myśl, że obecny w jej domu policjant wydaje się bardziej zaangażowany w sprawę niż funkcjonariusze, z którymi wcześniej pracowała.

- Pełnego profilu DNA nie udało się zabezpieczyć. Ale zebrane dowody ciągle są w archiwach poszczególnych hrabstw - powiedział policjant.

- Od tego trzeba zacząć - powiedziała niespełna 69-letnia kobieta.

Poszukiwania śladu genetycznego zabójcy na początku szło jak po grudzie. Paul Holes zaczął poszukiwania od swojego hrabstwa, gdzie Zabójca ze Złotego Stanu dokonał trzech gwałtów. Problem w tym, że na przestrzeni lat policyjni kryminalistycy próbowali na zebranych próbkach testować coraz to nowe metody pozyskiwania DNA. Testy były destrukcyjne - czyli po nieudanej próbie nie można było ich powtórzyć, bo zebrany materiał biologiczny ulegał zniszczeniu.

- DNA nam się skończyło - usłyszał Holes.

Policjant od ściany odbił się też w hrabstwie Orange. Telefon do policjantów pracujących na północ od Los Angeles w hrabstwie Ventura wykonał w ostatniej chwili. Funkcjonariusze czyścili wtedy zamrażarkę, gdzie swoje próbki trzymał doktor Peter Smith, który odszedł właśnie na emeryturę. Technik miał własną metodę pracy - z miejsca zbrodni zawsze pobierał dwie próbki, jedną poddawał badaniom, a drugą zamrażał. Tak też się stało, kiedy wrócił z oględzin zbrodni dokonanej przez Zabójcę ze Złotego Stanu. Funkcjonariusze z hrabstwa Ventura chcieli pozbyć się - podobnie jak innych - probówki sprzed 38 lat. Wcześniej jednak odezwał się Holes.

- Chyba mamy coś, co może was zainteresować - usłyszał w słuchawce kalifornijski detektyw. Był październik 2017 roku.

Niedługo potem w posiadaniu techników pracujących na zlecenie Holesa była rozmrożona wymazówka, z której można było bez problemu pozyskać pełny profil DNA sprawcy.

Contra Costa, USA. 2018 rok

Paul Holes wielokrotnie przeglądał karty z ciasno zapisanymi literkami A, C, G i T. Kolejno to adenina, cytozyna, guanina i tymina. Tysiące znaków układały się w sekwencję DNA zabójcy. Układ organicznych związków chemicznych została załadowana na stronę GedMatch.

- Trzeba będzie odtworzyć całą historię jego rodziny. Kim były jego dzieci, kim były wnuki, prawnuki i praprawnuki. Na tej ostatniej gałęzi drzewa genealogicznego wisi gość, którego szukamy - mówiła spokojnym głosem Barbara. Można było odnieść wrażenie, że mówi o nowym przepisie na ciasto, a nie metodzie schwytania zabójcy, której nikt jeszcze dotąd nie stosował.

- Będziemy musieli znaleźć mnóstwo ludzi. W latach 40. ubiegłego wieku para miała zwykle 15 dzieci - wyliczała. Milczący policjant już wcześniej przekazał przełożonym wiedzę, że będzie potrzebował zespołu ludzi, którzy będą musieli grzebać w archiwalnych księgach urzędu stanu cywilnego, gazetach i nekrologach. Barbara miała wskazywać, jakie kroki trzeba podejmować.

Zaczęło się budowanie drzewa genealogicznego mężczyzny, który był krewnym Zabójcy ze Złotego Stanu. Trzeba było zbudować kilka pięter drzewa, aż do prapradziadka, który łączył odnalezionego poprzez internetową bazę danych krewnego i zbrodniarza, którego tożsamość była jeszcze tajemnicą. Drzewo genealogiczne bardzo szybko się rozrastało - policyjny zespół, w którym pracowała Barbara Rae-Venter, ustalił tożsamość ponad tysiąca spokrewnionych ze sobą osób, które żyły w USA w ciągu ostatnich kilku pokoleń.

Na szczęście policjanci wiedzieli, którą gałęzią drzewa genealogicznego powinni się zająć. Odnaleziony poprzez internetową bazę danych krewny mordercy mieszkał na Wschodnim Wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Policja była pewna, że ścigany zbrodniarz co najmniej od 1976 mieszkał w Sacramento w Kalifornii - na Zachodnim Wybrzeżu. To akurat była bardzo dobra wiadomość. Śledczy mogli skupić się na krewnych, którzy w połowie XX wieku przenieśli się na zachód. Z ponad tysiąca osób znajdujących się na drzewie udało się wyselekcjonować dziewięciu mężczyzn, którzy mieszkali w Kalifornii i urodzili się pomiędzy 1945 a 1960 rokiem.

Jak namierzono Zabójcę ze Złotego Stanu?
Jak namierzono Zabójcę ze Złotego Stanu?
Źródło: tvn24.pl

- Zabójca atakował ludzi z klasy średniej, często tych, którzy dopiero wprowadzili się do mieszkań. Może być przedstawicielem dewelopera albo handlowcem - snuł domysły detektyw Paul Holes. Zespół, którym kierowała Barbara Rae-Venter, wskazał takiego mężczyznę - mieszkał w Kalifornii i sprzedawał domy. Niedługo potem do siostry wytypowanego mężczyzny zapukali funkcjonariusze FBI i poprosili ją o próbkę DNA. Badania wykazały jednak, że to ślepa uliczka - zabójca był na innej gałęzi drzewa genealogicznego.

Liczba podejrzanych spadła do sześciu. Testy DNA wykazały, że sprawca ma niebieskie oczy. To pasowało do zeznań świadków, którzy mówili o "bardzo niebieskich, martwych oczach jak u lalki". Każdy z pozostałych w śledztwie sześciu mężczyzn miał prawo jazdy. W dokumentach znajduje się informacja, jaki kolor oczu miał sprawca.

Tylko jeden miał niebieskie.

Warszawa, 2023 rok

- To nie jest metoda, którą da się wykorzystać w drobnych przestępstwach. Genealogię genetyczną można zaprzęgnąć do pracy w sprawie najtrudniejszych zbrodni, nie tylko sprzed lat - mówi mi Nicola Oldroyd Clark.

Przyznaje, że namierzanie sprawcy za pomocą DNA krewnych jest nie tylko czasochłonne, ale też kosztowne. Lecz - jak zaznacza - na wszystko trzeba patrzeć przez pryzmat skali.

- Ekspertyzy naukowe, wynagrodzenie dla śledczych drobiazgowo analizujących stare akta też generują koszty. Jednak genealogia genetyczna w samych Stanach Zjednoczonych wykorzystywana jest już w 500 sprawach. Pierwsze metody użycia są już za nami też w Europie - opowiada ekspertka.

Kiedy pytam ją o Polskę, odpowiada, że może jedynie powiedzieć, że "Polska jest jednym z krajów, które są najbardziej zainteresowane tą technologią". Zaznacza, że więcej obecnie nie może powiedzieć.

Sacramento, 2018 rok

Przed bliźniaczo podobnymi parterowymi domami na Canyon Oak Drive widać schludnie przystrzyżone trawniki. Oprócz nich, na ulicy na przedmieściach Sacramento w Kalifornii, nie ma zbyt wiele zieleni - w pobliżu jest ledwie kilka palm kokosowych.

Przy podjeździe domu z brązowym dachem stoi czarna skrzynka pocztowa z numerem 8318. Na trawniku jest niewielki skalniak. W dwa duże okna domu od dłuższego czasu wpatrują się z ukrycia agenci FBI. Wiedzą, że mogą tam zobaczyć Josepha DeAngelo, byłego funkcjonariusza policji. Mężczyzna ma 73 lata, ale jest bardzo żywotny. Sąsiedzi kojarzą go z tego, że potrafi bez powodu mieć wybuchy furii i głośno złorzeczyć. Czasami krzyczy w stronę żony, ale zazwyczaj robi to tak, jakby krzyczał do siebie.

Dom, w którym mieszkał Joseph James DeAngelo
Dom, w którym mieszkał Joseph James DeAngelo
Źródło: Google Street View

Od dziesięciu dni śmieci z okolicy odbierają podstawieni agenci. Zawartość kubłów przeszukiwana jest potem w poszukiwaniu czegoś, z czego można by było wyodrębnić DNA sprawcy. Funkcjonariusze pewnego dnia widzą, że DeAngelo wsiada do auta i jedzie do pobliskiego centrum handlowego. Kiedy wchodzi do środka, przy drzwiach jego auta pojawia się policyjny technik, który błyskawicznie zabezpiecza DNA z jego klamki.

Wydobyty profil DNA nie jest kompletny, ale pozwala z pewnością 99,9 procent stwierdzić, że to właśnie były policjant jest Zabójcą ze Złotego Stanu. Funkcjonariusze jednak akcję zatrzymania przeprowadzają dopiero po tym, kiedy w kuble odnajdują zużytą chusteczkę higieniczną Josepha DeAngelo.

Wyrok zapadł w 2020 roku. Zabójca przyznał się do 13 morderstw i 13 gwałtów. Były policjant poszedł na układ z prokuraturą, która zagwarantowała mu, że nie zostanie skazany na karę śmierci.

Joseph James DeAngelo
Joseph James DeAngelo
Źródło: Biuro szeryfa stanu Sacramento

Zanim dochodzi do skazania, FBI skrzętnie ukrywa, w jaki sposób odnaleziono zabójcę. Agencja federalna powołała się na przywilej prawny, który chroni nazwy poufnych źródeł. Kulisy sprawy - po przejrzeniu akt - przybliżają potem dziennikarze "Los Angeles Times". Paul Holes i Barbara Rae-Venter udzielają setek wywiadów. Kobieta wydaje książkę "Wiem, kim jesteś. O tym, jak miłośniczka DNA namierzyła Zabójcę ze Złotego Stanu". Księgarnie sprzedają ponad milion pozycji.

Linköping, Szwecja. 2021 rok

Szwedzcy policjanci z tamtejszego odpowiednika archiwum X pracują nad sprawą z 2004 roku. Mimo upływu lat wciąż nie udało się ustalić, kto zabił nożem na ulicy w mieście Linkoping ośmioletniego chłopca, a potem świadka tej zbrodni - 56-letnią kobietę. Na miejscu zbrodni odnaleziono DNA sprawcy, ale nie udało się go połączyć z nikim w policyjnej bazie danych.

Szwedzi decydują się skorzystać z metody, która jest głośna za oceanem. Profil genetyczny sprawcy trafia zatem do komercyjnych baz danych oferujących testy DNA. Niedługo potem funkcjonariusze otrzymują listę dość odległych krewnych zabójcy. Podobnie jak Barbara Rae-Venter tworzą rozbudowane drzewa genealogiczne, na których pojawiają się dwaj bracia, którzy pasują do opisu sprawcy. Jeden z nich okazuje się mordercą i przyznaje się do winy.

Branżowy magazyn "Science Direct" opisuje, że to pierwsze w Europie udane użycie genealogii genetycznej.

- Obecnie w Szwecji rozpoczęły się prace, które mają jasno wytyczyć prawne granice wykorzystania nowej technologii. Podobne ruchy podejmowane są też w innych europejskich krajach. Technologia - jak to ma w zwyczaju - wyprzedziła prawodawstwo - komentuje Nicola Oldroyd Clark od trzech dekad wykorzystująca DNA w kryminalistyce.

Korzystałem z wywiadów udzielonych przez Paula Holesa oraz Barbarę Rae-Venter.

Czytaj także: