W piątek Donald Trump i Władimir Putin spotkają się na Alasce, by rozmawiać o możliwości zakończenia wojny w Ukrainie, wywołanej brutalną rosyjską agresją w 2022 roku.
Ambasador Ukrainy w Polsce w latach 2014-2022 Andrij Deszczycia przyznał w "Jeden na jeden" w TVN24, że przed tym spotkaniem "emocje i oczekiwania są wielkie, ale jest dużo niewiadomych". Mówił, że "jest nadzieja na to, że Trump przekona się, iż Putin nie chce kończyć wojny".
Przypuszczał, że kiedy amerykański przywódca "spotka z nim, porozmawia z nim i dopiero wtedy zrozumie, że jest taka sytuacja". - Trump cały czas zmienia zdanie w zależności od tego, jaką informację dostaje i jacy doradcy mu tę informację dostarczają. Prawdopodobne, że zechciał osobiście się przekonać. I mamy nadzieję, że to do tego dojdzie - powiedział dyplomata.
Ocenił, że najlepszym efektem tego spotkania byłby "brak decyzji albo brak jakichś ustaleń". - Bo byłoby bardzo źle, jeżeli by Trump i Putin dogadali się o czymś, o czym my nie wiemy, bez udziału Ukrainy, bez udziału Europy. To byłoby naprawdę niedobrze dla żadnej ze stron - argumentował.
USA "muszą być częścią porozumienia"
Ocenił też, że "ze Stanami (Zjednoczonymi) trzeba pracować". - Stany muszą być częścią tego porozumienia o zawieszeniu broni i o gwarancjach bezpieczeństwa. I musimy też pracować z Trumpem - kontynuował.
Jak mówił, "Trump musi dostawać informację prawdziwą". - Jeżeli ta informacja jest przekazywana mu przez prezydenta Zełenskiego lub któregoś z liderów europejskich, z którymi się spotyka, to też ma wpływ na jego stanowisko. Dlatego uważam, że trzeba z Trumpem cały czas pracować - wyjaśniał były ambasador.
Mówił, że po środowej rozmowie z europejskimi przywódcami i prezydentem Ukrainy amerykański lider "ma już trochę inne zdanie o wynikach tego spotkania" na Alasce. - Ma plany na następne spotkanie - zauważył.
I dodał: - Nie wykluczam oczywiście, że mogą się z Putinem dogadywać o czymś innym, nie tylko o Ukrainie. To nie jest wykluczone. Nie znamy wszystkich szczegółów. Ale jest ważne dla nas, jeżeli mają rozmawiać o Ukrainie, żeby Ukraina była włączona w ten proces.
Na co zgodzi się Ukraina? Dyplomata o kwestii terytoriów
Gość TVN24 był też pytany, czy Ukraina mogłaby zgodzić się na to, aby niektóre terytoria pozostały pod rosyjską okupacją wojskową, ale prawnie nadal należały do Ukrainy.
Odpowiedział, że "to będzie zależeć od tego, jaką pomoc będziemy dostawać po tych rozmowach, czy po tych negocjacjach na Alasce, czy po kolejnym spotkaniu trójstronnym".
- Jeżeli tej pomocy wojskowej nie będziemy mieli, nie będziemy mieli czym walczyć, bronić się i atakować, to oczywiście będziemy zmuszeni zgodzić się z tym, że część terytorium ukraińskich jest pod okupacją rosyjską. Ale nie zgodzimy się nigdy prawnie, że te terytoria wchodzą do Rosji - oznajmił.
- Podejrzewam, że społeczeństwo ukraińskie zgodzi się na to, że linia frontu, która jest w tej chwili, będzie taką linią podziału, ale bez uznania tych terytoriów za rosyjskie. Z myślą o tym, że kiedyś te terytoria powrócą do Ukrainy. Czy wojskowo, czy dyplomatycznie, to będzie zależeć od sytuacji i wsparcia Ukrainy przez naszych sojuszników - zastrzegł.
Polska nie zamierza wysłać wojska. "Może i dobrze, ma rolę"
Deszczycia podkreślał też, że "bez gwarancji bezpieczeństwa nie możemy zakończyć wojny". - Najlepszą gwarancją bezpieczeństwa byłoby członkostwo Ukrainy w NATO, ale szans na osiągnięcie tego w tej chwili nie ma - przyznał.
- W takim razie gwarancją bezpieczeństwa byłyby dwustronne umowy z tymi państwami, które są gotowe przekazać gwarancję dla Ukrainy. To mogą być gwarancje dostarczania broni Ukrainie, to mogą być jeszcze lepsze rozwiązania - wojska innych państw na terytorium Ukrainy - mówił.
Na uwagę, że Polska zapowiedziała, że nie wyśle swoich żołnierzy na Ukrainę, odparł: - Uważam, że może i dobrze. Bo Polska ma inną rolę.
Jego zdaniem "musimy rozłożyć odpowiedzialność na te państwa, które najlepiej się sprawują w tej czy innej sytuacji". - Polska odgrywa bardzo ważną rolę logistyczną i bardzo za to dziękujemy. Będziemy o tym zawsze pamiętać i będzie dobrze, jak Polska będzie to kontynuować - zaznaczył.
Deszczycia o Nawrockim. "Powinien się bardziej zapoznać z Ukrainą"
Ambasador komentował też orędzie nowego prezydenta Karola Nawrockiego. Nie wspomniał o Ukrainie.
- Uważam, że pan prezydent Karol Nawrocki też powinien się bardziej zapoznać z Ukrainą. On był w Ukrainie (jako prezes Instytutu Pamięci Narodowej - przyp. red.) - przypominał Deszczycia. - Wydaje mi się, że wtedy był bardziej jako ekspert do spraw polityki historycznej. Teraz powinien pojechać jako przywódca państwa - dodał.
Zaznaczył, że "Polska ma większe znaczenie dla geopolityki, większe znaczenie dla Stanów Zjednoczonych". - I może ta ważna bardzo kwestia polityki historycznej nie będzie już tak na pierwszoplanowej agendzie pana prezydenta - ocenił. - Tym bardziej że robimy dobry progres w polityce historycznej - doprecyzował.
Odniósł się też do słów Nawrockiego o tym, że nie widzi on przyszłości Ukrainy w Unii Europejskiej ani w NATO, jeżeli nie będzie rozwiązania całej kwestii rzezi wołyńskiej i ekshumacji. - Jesteśmy otwarci na ekshumacje. Prowadzimy tę ekshumacje - powiedział były ambasador. - Jeżeli trzeba będzie więcej, będą prowadzone w innych miejscach też - dodał.
Ambasador o lotnisku w Rzeszowie
Skomentował również słowa byłego prezydenta Andrzeja Dudy o lotnisku w Rzeszowie. - Ukraińcy i nasi sojusznicy po prostu uważają, że lotnisko w Rzeszowie i nasze autostrady należą im się, jakby to było ich - mówił Duda w wywiadzie. - Jak się komuś coś nie podoba, to zamykamy i do widzenia. Tak, robimy remont - dodał.
Jak stwierdził Deszczycia, "to na pewno są polskie terytoria, na pewno jest polska własność, ale jeżeli mówimy o bezpieczeństwie, to jest wspólne dla nas wszystkich ważne miejsce i punkt". Przyznał, że zaskoczyły go trochę te słowa. - Trochę trudno mi to wytłumaczyć, może to emocjonalne - dodał.
- Prezydent Andrzej Duda się spotykał z prezydentem Zełenskim tam na tym lotnisku, było dużo rozmów, dużo planów i to było ważne miejsce. Ten hub odegrał bardzo ważną rolę i bardzo dobrze, że dużo rzeczy wciąż przez Polskę idzie, bardzo dużo polskich firm pomaga Ukrainie, przekazuje broń i bez tego nie wytrzymalibyśmy tego najazdu rosyjskiego - zaznaczył.
Pokłosie koncertu. "Muszą ponieść odpowiedzialność"
Odniósł się także do słów ambasadora Ukrainy w Polsce Wasyla Bodnara, który komentował burdy na Stadionie Narodowym podczas koncertu białoruskiego rapera Maksa Korzha. - Nie rozumiem, po co w ogóle Ukraińcy na ten stadion poszli. Koncert był w języku rosyjskim, a ci, którzy posługują się tym językiem, zabijają teraz Ukraińców, prowadzą wojnę i niszczą Ukrainę - komentował ambasador Wasyl Bodnar.
Deszczycia przyznał, że nie zdziwiła go deportacja chuliganów, którzy byli na stadionie. - Absolutnie wspieram stanowisko pana ambasadora Wasyla Bodnara, miałem wczoraj z nim krótką rozmowę - mówił. Wyraził też niezrozumienie, jak raper, który jest przeciwko Aleksandrowi Łukaszence, będzie występował po Warszawie w Petersburgu.
- Oczywiście ja absolutnie się zgadzam z panem ambasadorem, że osoby, które popełniły jakieś przestępstwa na terytorium Polski, muszą ponieść odpowiedzialność za to - podkreślił.
"Rosja chce nas poróżnić"
Skomentował też słowa Donalda Tuska, o tym, że Rosja w obliczu zbliżającego się rozstrzygnięcia w wojnie robi wszystko, by skłócić Kijów z Warszawą. Premier ocenił też, że "nakręcanie antyukraińskich nastrojów w Polsce to scenariusz Putina organizowany przez obcych agentów i miejscowych idiotów".
- Z panem prezydentem Dudą się nie zgadzam, z panem premierem się zgadzam - odpowiedział ambasador. Dodał, że niepokoją go nastroje antyukraińskie w Polsce. Ocenił, że nakręcanie takich nastrojów to wynik działania niektórych polityków. - I to jest odpowiedzialność polityków i mediów też, żeby te nastroje nie były tak rozkręcane - mówił dyplomata.
Odnosząc się do sytuacji ze wspomnianego koncertu, na którym jeden z uczestników pokazał banderowską flagę, stwierdził, że są to "prowokacje". - Ten młody człowiek powiedział, że on w ogóle nie wiedział, co to jest za flaga, że tutaj ta flaga może uderzyć w uczucie Polaków - powiedział.
- Tutaj muszą działać polskie służby specjalne i nie doprowadzić do takiej prowokacji. Bo pan premier Donald Tusk mówi prawdę, że Rosja chce nas poróżnić. Chce napięcia pomiędzy Ukrainą a Polską. Chce napięcia pomiędzy Ukrainą a Węgrami czy Słowacją. Bo wtedy Ukraina będzie osłabiona. Będzie wtedy Ukrainę łatwiej okupować. A dla nas jest ważne, żeby utrzymywać tę solidarność. Bo jeżeli jesteśmy razem, tak jak na początku pełnoskalowej inwazji rosyjskiej w 2022 roku, te działania są wspólne, solidarne, to wtedy możemy wytrzymać - podsumował.
Autorka/Autor: akr, mart/ads
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24