Kolejna odsłona sporu o ubój rytualny w Polsce. Pojawiły się zarzucty, wobec przewodniczącego Muzułmańskiego Związku Religijnego w RP Tomaszowi Miśkiewiczowi, że wykorzystuje swoją funkcję do czerpania zysków. Powód? Certyfikaty potwierdzające zgodność mięsa z wymogami islamu wystawia firma należąca do jego rodziny. Sam Miśkiewicz nie widzi w tym niczego nadzwyczajnego.
Gdański imam Hani Hraish zarzucił muftiemu Tomaszowi Miśkiewiczowi, że wykorzystuje swoją funkcję do czerpania zysków z prywatnych interesów. - To karygodne - twierdzi Hraish. Według niego, chodzi o miliony złotych, które firma, należąca do żony Miśkiewicza, czerpie z wystawiania certyfikatów halal i koszer. - Zysk powinien iść na potrzeby społeczności muzułmańskiej czy żydowskiej - uważa Hraish. Jak dodaje, w polskich gminach muzułmańskich czy żydowskich nie przelewa się, a dodatkowe pieniądze z pewnością by się przydały.
Mufti nie jest muftim?
Sam Miśkiewicz nie widzi w sprawie niczego złego. - Każda osoba ma prawo prowadzić firmę i podpisać umowę z Muzułmańskim Związkiem Religijnym - przekonuje. - Najważniejsze, żeby ta osoba była wyznania muzułmańskiego i prowadziła ubój według odpowiednich standardów - dodaje. Na tym jednak sprawa się nie kończy. Choć Miśkiewicz reprezentuje muzułmanów m.in. w rozmowach z ministrem Bonim, odpowiedzialnym za kontakty ze związkami religijnymi, według Hraisha nie jest muftim od listopada ubiegłego roku. Sam Miśkiewicz jest zdania, że nadal pełni swoją funkcję.
Autor: jk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24