Jako komisja wiedzieliśmy o tych sprawach, które były pod koniec grudnia i na początku stycznia, czyli sprawach związanych z ewidentnym publikowaniem materiałów, które mogły doprowadzić do tego, że osoba skrzywdzona została rozpoznana - mówił w "Tak jest" w TVN24 szef państwowej komisji do spraw pedofili Błażej Kmieciak, odnosząc się do sprawy śmierci 15-letniego syna posłanki KO Magdaleny Filiks. Jak dodał, w sprawie tej "bez trudu można było dotrzeć do informacji dotyczących tego, kim osoby skrzywdzone były".
Posłanka Koalicji Obywatelskiej Magdalena Filiks poinformowała w piątek wieczorem o śmierci jej syna, Mikołaja. Chłopiec miał 15 lat, popełnił samobójstwo. Nie da się jednoznacznie wyrokować co do przyczyn odebrania sobie życia, śledztwo w sprawie śmierci 15-latka prowadzi szczecińska prokuratura. Według szefa państwowej komisji do spraw pedofili Błażeja Kmieciaka, rządowe media na przełomie roku doprowadziły do identyfikacji syna posłanki jako ofiary skazanego pedofila.
We wtorek odbyły się uroczystości pogrzebowe syna posłanki Magdaleny Filiks. Miały charakter prywatny. Brali w nich udział między innymi politycy Koalicji Obywatelskiej.
Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer 997 lub 112.
Kmieciak: bez trudu można było dotrzeć do informacji, kim osoby skrzywdzone były
Błażej Kmieciak był gościem wtorkowego wydania "Tak jest" w TVN24. - Wiedzieliśmy przede wszystkim, jako państwowa komisja, o tych sprawach, które były pod koniec grudnia i na początku stycznia, czyli sprawach związanych z ewidentnym publikowaniem materiałów, które mogły doprowadzić do tego, że osoba skrzywdzona została rozpoznana. Nie znaliśmy wtedy - ani ja, ani moi koledzy i koleżanki z komisji - personaliów teraz znanego nam Mikołaja - mówił gość TVN24.
- Zabrakło dyskrecji, jak i zabrakło pewnej reguły ostrożności, która w każdym zawodzie zaufania publicznego, a takim zawodem jest zawód dziennikarza, powinna być realizowana i stosowana - ocenił.
Kmieciak dodał, że może "podać przykłady świetnych dziennikarzy, rzetelnych dziennikarzy, którzy podejmują swoje działania zgodnie z zasadami elementarnych norm postępowania etycznego, które piętnują postępowanie sprawców wykorzystania seksualnego, nazywając je po imieniu, a jednocześnie tak prezentują dane osób skrzywdzonych, że ani pani redaktor, ani ja, ani nasi widzowie nie zorientują się, że chodzi na przykład o dziewczynkę, która chodzi do szkoły w tej albo w tamtej miejscowości".
- Tutaj bez trudu można było dotrzeć do informacji dotyczących tego, kim osoby skrzywdzone były - zaznaczył.
Szef komisji ds. pedofilii: nie jest to działanie rozsądne
Zdaniem szefa państwowej komisji do spraw pedofilii, "dziennikarz opisujący tę sprawę miał mnóstwo mocnego materiału". - Po pierwsze, mówimy o sprawcy wysoko funkcjonującym, o człowieku, który - co jest przerażające, kuriozalne i tragiczne - wypowiadał się w mediach w roli eksperta na temat pedofilii. Po drugie, mówimy o psychoterapeucie, a więc o osobie, która jest w jakiś sposób osobą zaufania publicznego, którą obowiązuje tajemnica, którą obowiązują konkretne normy postępowania etycznego. Po trzecie, mówimy o osobie, która - okazuje się - była bardzo bliską osobą rodziny osoby skrzywdzonej - wymieniał.
- Gdybyśmy tego typu informacje włączyli, gdybyśmy nie wrzucali na siłę kontekstów politycznych, tak naprawdę ta sytuacja w ogóle by nas w pewien sposób nie interesowała, dlatego że tutaj organy ścigania - co wiemy na bazie obecnych informacji - zareagowały w sposób natychmiastowy, w sposób konkretny, oddzielając sprawcę od osób skrzywdzonych – powiedział.
- Sprawca został skazany na konkretny wymiar kary i nagle, po półta roku, dowiadujemy się, że jest ktoś taki jak Krzysztof F., dowiadujemy się nagle, że pojawiają się jakieś konteksty polityczne (…). Nie jest to działanie ostrożne, nie jest to działanie rozsądne, nie jest to niestety działanie, które ma spojrzenie: "kurczę, czy te dzieciaki nie oberwą rykoszetem?" - ocenił.
Kmieciak zaznaczył, że "to nie jest tak, że ja czy ktokolwiek inny mówi, że te publikacje doprowadziły do tragicznej śmierci tego młodego, zapewne wspaniałego chłopaka". - Działania samobójcze (…) to jest zawsze element wieloczynnikowy, ale na pewno, jeżeli spojrzymy na treść tych materiałów, na dyskusję, jaka potem miała miejsce, jeżeli spojrzymy na tweety publicznych osób, które prezentują informację, zdjęcie mamy dziecka ze sprawcą, to proszę mi odpowiedzieć na pytanie, jakie intencje mają te osoby? - pytał.
Kmieciak: dziecko skrzywdzone czuje, jakby mu coś elementarnego zabrano
Kmieciak wspominał, że na początku pracy w komisji pojawiło się w jego głowie "takie zdanie, taki zwrot, jak 'wyobraźnia cierpienia'". - Myślę, że każdy, kto nie doświadczył takiego złego dotyku, takiego potwornego skrzywdzenia... My nie jesteśmy w stanie wpisać się w rolę osoby skrzywdzonej, ale spróbujmy na chwilę - apelował.
Dodał, że "dziecko skrzywdzone czuje się w sposób taki, jakby mu coś elementarnego zabrano". - Jest brutalnie wepchnięte w świat dorosłych, być może doświadcza zupełnie niezrozumiałych dla siebie kontekstów i zachowań seksualnych - powiedział.
- Jeżeli na siłę próbujemy opisać osoby skrzywdzone w materiale dotyczących polityki, to zabrakło (…) jakiejś elementarnej empatii, elementarnego zastanowienia się, po co, jakie będą tego efekty i skutki - wskazał.
Szef komisji ds. pedofilii: nie było wyobraźni w tej kwestii
Błażej Kmieciak odniósł się również do zjawiska wtórnej wiktymizacji. Podkreślił, że "podstawowym sprawcą wykorzystania seksualnego jest człowiek, który skrzywdził dzieci".
- Nie ulega wątpliwości, że to sprawca wykorzystania seksualnego niszczy dzieciństwo. (…) To jest podstawowy sprawca, ale jeżeli mówimy o wtórnej wiktymizacji, to mówimy o sytuacji takiej, że jest krzywda, idę na terapię, staram się powoli, krok po kroku, układać, jestem w jakiejś relacji terapeutycznej i nagle okazuje się, że internet żyje życiem mojej rodziny, nagle okazuje się, że wszyscy wiedzą - tłumaczył.
- Wychodzę na dwór, idę do takiego czy innego sklepu, i wszyscy wiedzą, że to ja. I być może tak nawet nie jest, ale ból i cierpienie zmienia całkowicie perspektywę osoby skrzywdzonej. Niestety nie było wyobraźni w tej kwestii - dodał.
"Tutaj nie wzięto pod uwagę perspektywy dziecka"
Pytany o to, jak w przyszłości uniknąć takich sytuacji, szef państwowej komisji przyznał, że "nie ma odpowiedzi na to pytanie". - Ta sytuacja mnie także uświadamia dwie rzeczy. Po pierwsze uświadamia mi, że nie ma czasem gotowych rozwiązań. Tutaj na pewno uważam, że nie wzięto pod uwagę perspektywy dziecka. Wzięto pod uwagę tak naprawdę odgrzewanie pewnych tematów politycznych, które miały służyć jako - niestety wszystko na to wskazuje - element pewnej walki i kłótni o charakterze politycznym - powiedział.
- Druga rzecz jest taka, że mnie, jako członka państwowej komisji, uświadamia, jaka jest istota moich działań - mówił.
- Mam tylko taką nadzieję, i to być może naiwna nadzieja, że ta potworna lekcja, której jesteśmy uczestnikami, (…) że z niej wyciągniemy jakieś wnioski. Ale obserwuję od kilku dni debatę publiczną, obserwuję kolejne wpisy i przeraża mnie to, że nie ma żadnego odrabiania lekcji. Tak naprawdę nic się nie zmienia - przyznał.
"Wystąpiliśmy do trzech instytucji"
Kmieciak mówił również o działaniach, jakie w tej sprawie podjęła komisja ds. pedofilii. - Obecnie wystąpiliśmy do trzech instytucji. Po pierwsze, wystąpiliśmy do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, która wiem, że interweniuje i wiem, że wskazywała na potencjalne naruszenie (…) artykułu 18 ustawy o radiofonii i telewizji, które doprowadza tak naprawdę do tego, że można było zidentyfikować osoby pokrzywdzone - mówił.
- Po drugie, wystąpiliśmy do Prokuratury Okręgowej w Szczecinie, chcąc uzyskać informację, czy w postępowaniu należycie chronione były dane osób skrzywdzonych - powiedział. Dodał, że choć publikacja oparta była na aktach sądowych, to "cały czas się zastanawiam, jak to się stało, że nagle dziennikarze takiej czy innej rozgłośni radiowej albo portalu skojarzyli, że ten Krzysztof F. to jest właśnie ten człowiek, który skrzywdził dzieci tej pani parlamentarzystki".
- Ostatnią osobą, do której wystąpiliśmy, jest Rzecznik Praw Dziecka, który - wydaje się - w tej sytuacji powinien bardzo głośno mówić - zaznaczył.
Źródło: TVN24