Chciał umrzeć i pozwolił sfilmować własne samobójstwo. Poświęcony eutanazji film dokumentalny "Prawo do śmierci" o chorym na postępujący paraliż Craigu Ewercie, został wyemitowany w środę, w brytyjskiej stacji Sky. Wzbudził wiele kontrowersji i pytań o etyczne granice w pokazywaniu ludzkiego cierpienia. - To śmierć odarta z godności - uważa Tadeusz Gadacz, religioznawca.
- Po raz kolejny zostało przełamane bardzo ważne tabu ludzkiego życia, jakim jest śmierć –mówił Gadacz w "Poranku" TVN24.
Filmowanie i pokazywanie takiego doświadczenia jest porażające, bo śmierć była najbardziej intymną częścią życia. Tadeusz Gadacz, religioznawca
Śmierć jak kanapka?
- To samobójstwo w świetle prawa i kamer. To śmierć odarta z godności – twierdzi religioznawca. Według niego, śmierć jest doświadczeniem, do którego się przygotowujemy. – Jest tajemnicą i nagle to, co było tajemnicą, się skończyło i podaje się nam to jak kanapkę do zjedzenia – twierdzi religioznawca. I – według niego – jeśli nawet sfilmowanie śmierci było wolą zmarłego, to "mogło to zostać nagrane, ale nie wiem, dlaczego zostało wyemitowane".
Kontrowersyjny dokument
Nagranie śmierci 59-letniego Craiga Ewerta, który skorzystał z pomocy przy samobójstwie w szwajcarskiej klinice w 2006 roku, jest częścią dokumentu "Prawo do śmierci" Kanadyjczyka Johna Zaritsky'ego. - Jeśli tego nie zrobię, będę mógł wybrać jedynie cierpienie, którym zarażę również moją rodzinę, a potem i tak umrę - mówił Ewert w filmie pokazanym przez Sky.
W filmie Ewert, który był częściowo sparaliżowany w wyniku stwardnienia zanikowego bocznego, ze swoją żoną Mary u boku pije mieszankę środków uspokajających i wyłącza respirator. Przeciwnicy eutanazji uważają, że emisja jest nieodpowiedzialnym "eutanazyjnym voyeuryzmem", który stworzy fałszywe wrażenie, że w Wielkiej Brytanii rośnie zapotrzebowanie na pomoc w samobójstwie.
- To tylko nasili presję odczuwaną przez takie osoby, nieważne, czy prawdziwą, czy wymyśloną, by zastanawiać się nad samobójstwem z obawy przed tym, by nie być ciężarem dla kochających je osób - uważa stowarzyszenie Care Not Killing.
"Chciał podnieść zasłonę"
Żona Ewerta napisała do dziennika "The Independent", że jej mąż, który był wykładowcą uniwersyteckim, chciał pokazać swoją śmierć, by uspokoić obawy przed nią u innych ludzi. - Zależało mu na tym, ponieważ kiedy śmierć jest ukryta i prywatna, ludzie nie stawiają czoła obawom przed nią. Chciał podnieść zasłonę, by ludzie zobaczyli, jak spokojnie może umrzeć ktoś, kto bez możliwości pomocy przy samobójstwie mógłby mieć bardzo bolesną śmierć - napisała.
Reżyser się broni
Reżyser filmu, który za swoją twórczość otrzymał Oscara, powiedział w radiu BBC, że chciał pokazać cały proces umierania. - Nie bylibyśmy całkowicie szczerzy, jeśli zrobilibyśmy film o pomocy przy samobójstwie i nie pokazalibyśmy całości tego zdarzenia. W takim przypadku bylibyśmy otwarci na oskarżenia, że śmierć taka jest nieprzyjemna i okrutna. Pokazując ją w całości, pozwalamy ludziom samemu to osądzić - przekonywał.
Pomoc przy samobójstwie jest dozwolona w Szwajcarii od lat 40. zeszłego wieku, jeśli dokona jej osoba, która nie jest lekarzem i nie jest zainteresowana śmiercią chorego. Zazwyczaj wykorzystywane są do tego śmiertelne dawki leków przepisanych przez lekarzy.
Wyjeżdżają do Szwajcarii po śmierć
Ilu ludzi czeka w kolejce na eutanazję? Dziennikarze "Superwizjera" TVN dotarli do szefa szwajcarskiego stowarzyszenia, które pomaga popełnić samobójstwo. O tym, że do Szwajcarii ludzie przyjeżdżają nie tylko dla sielskich widoków, zegarków czy czekolady wiadomo od jakiegoś czasu. Opowiada o tym m.in. film "The suicide tourist", w którego bardzo przejmujących scenach widać ostatnie chwile życia śmiertelnie chorych ludzi. - Czy mam przygotować środek? Mogę dać ci ogromnego buziaka? Kocham cię. Bezpiecznej podróży i do zobaczenia kiedyś - mówi jedna z kobiet na filmie do podłączonego do kroplówki mężczyzny. CZYTAJ WIĘCEJ
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24