Kilka całościowych eksperckich opracowań o przyczynach katastrofy smoleńskiej, różne wnioski z odsłuchu tych samych czarnych skrzynek i odmienne analizy - to główne efekty pięcioletniego badania tragedii przez różne instytucje.
Samolot Tu-154 z delegacją na obchody 70-lecia zbrodni katyńskiej rozbił się pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 r. o godz. 8.41. Zginęli wszyscy na pokładzie, w tym prezydent Lech Kaczyński, jego żona i wielu wysokich rangą urzędników państwowych i dowódców wojskowych - łącznie 96 osób.
Określeniem przyczyn tragedii - jak zwykle w przypadkach katastrof lotniczych - zajmowały się komisje badania wypadków lotniczych, które jeszcze w 2011 r. przedstawiły swoje wnioski. Zapis z czarnych skrzynek był odsłuchiwany kilkakrotnie. Jedną z pierwszych osób, mających do nich dostęp, był polski psycholog, który 14 maja 2010 roku poleciał do Moskwy. Miał ocenić, czy na załogę były wywierane naciski.
31 maja 2010 roku strona rosyjska przekazała polskiej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego kopie zapisów trzech czarnych skrzynek. To z tego nagrania korzystały Komisja Millera, Instytut im. Sehna czy Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji. Opinię i stenogram z "czarnej skrzynki" Tu-154M przygotował również krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych na polecenie Prokuratury Wojskowej.
Raport MAK
REKONSTRUKCJA LOTU MAK ZE STENOGRAMEM PO POLSKU CZYTAJ RAPORT MAK PO POLSKU
MAK jako pierwszy - w styczniu 2011 r. - swoje ustalenia przekazał opinii publicznej. Zdaniem MAK winę za katastrofę ponosi strona polska. W raporcie Komitetu do bezpośrednich przyczyn katastrofy zaliczono m.in. zejście znacznie poniżej minimalnej wysokości odejścia na drugi krąg (100 m) i niezareagowanie na ostrzeżenia systemu TAWS. Żadne z wytkniętych w raporcie uchybień nie obciążyło strony rosyjskiej.
MAK na podstawie zapisu z czarnych skrzynek uznał m.in., że obecność dowódcy Sił Powietrznych RP, gen. Andrzeja Błasika, w kabinie pilotów aż do momentu zderzenia tupolewa z ziemią wywierała presję psychologiczną na dowódcę samolotu, kapitana Arkadiusza Protasiuka. Podał również, że we krwi gen. Błasika stwierdzono 0,6 promila alkoholu.
W marcu 2014 r. biegli przygotowujący opinię dla polskiej prokuratury, opierając się na badaniach toksykologicznych, podkreślili, iż zarówno gen. Błasik, jak i załoga Tu-154, personel pokładowy i funkcjonariusze BOR byli trzeźwi w momencie katastrofy.
Raport Komisji Millera
Tezy zaprezentowane przez MAK spotkały się z krytyką ze strony polskiej. Polskie władze uznały ten raport za niepełny i jednostronny. Jeszcze tego samego dnia - w styczniu 2011 r. - Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego pod kierownictwem ówczesnego szefa MSWiA Jerzego Millera zaprezentowała polskie uwagi do tego raportu. Wskazała na błędy w organizacji ruchu powietrznego na lotnisku w Smoleńsku. Zdaniem strony polskiej do katastrofy przyczyniły się brak decyzji o skierowaniu samolotu na lotnisko zapasowe, brak informacji o widzialności pionowej i spóźniona komenda odejścia.
18 stycznia 2011 r. komisja Millera ujawniła część nagrań z wieży w Smoleńsku. Wskazywała, że rosyjscy kontrolerzy lotu popełnili 10 kwietnia 2010 r. liczne błędy, działali pod presją i nie byli wystarczającym wsparciem dla załogi Tu-154. Wówczas w odpowiedzi, jeszcze tego samego dnia, Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) opublikował zapisy rozmów kontrolerów lotów.
Raport końcowy Komisji Millera został opublikowany 29 lipca 2011. Wynika z niego m.in., że załoga tupolewa nie była odpowiednio wyszkolona. Raport wspomina, że "nie została zachowana sterylność kokpitu", ale wśród przyczyn wypadku obecność gen. Błasika w kabinie nie została wymieniona. Eksperci komisji piszą wprost: "Dowódca Sił Powietrznych w żaden bezpośredni sposób nie ingerował w proces pilotowania".
Polski raport wśród czynników mających wpływ na katastrofę wymienia błędy popełnione przez stronę rosyjską, o których raport MAK milczy.
Raport Macierewicza
Jeszcze w 2010 r. utworzony został zespół parlamentarny ds. katastrofy smoleńskiej, w skład którego weszli posłowie i senatorowie PiS. Na jego czele stanął Antoni Macierewicz. Jego zdaniem ustalenia prokuratury ws. przyczyn katastrofy w Smoleńsku nie mają nic wspólnego z faktami, a jej działania mają podłoże polityczne. Przed rokiem zespół opublikował 200-stronnicowy raport z dotychczasowych prac. We wstępie Macierewicz napisał, że po czterech latach od katastrofy przedstawiciele administracji rządu "i powolnej mu prokuratury" wciąż nie chcą uczciwie zbadać, jak zginęła elita państwa polskiego. Jedną z głównych tez raportu było, że Tu-154 rozpadł się w powietrzu. Podkreślano w nim, że zdjęć szczątków Tu-154 pokazują "jak doszło do wybuchu i zniszczenia salonki prezydenckiej".
25 marca tego roku Macierewicz zaprezentował animację, która ma przedstawiać najbardziej prawdopodobny – według zespołu parlamentarnego – scenariusz wydarzeń z 10 kwietnia 2010 r. Na filmie w samolocie dochodzi do trzech eksplozji – na skrzydle, w kadłubie i salonce prezydenta.
Współpracownik zespołu, inżynier z Danii Glenn Joergensen, odnosił się głównie do sytuacji z ostatnich sekund lotu, gdy samolot utracił część skrzydła po zderzeniu z brzozą. Duńczyk na podstawie własnych obliczeń doszedł do wniosku, że Tu-154M musiał utracić dwa razy większy odcinek skrzydła niż to jest opisane w raporcie Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK), a ponadto powinien był znajdować się na wysokości ok. 50 metrów, czyli nad drzewami. Jego zdaniem w powietrzu doszło do dwóch lub więcej eksplozji.
Śledztwo Prokuratury Wojskowej
Niezależnie od badań komisji, wyjaśnianiem przyczyn tragedii i ich oceną prawno-karną zajmują się prokuratury. Główne polskie śledztwo ws. katastrofy prowadzi Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie.
W styczniu 2012 r. prokuratura ujawniła wnioski oraz zamieściła na stronie internetowej stenogram z opinii dotyczącej nagrania z kokpitu Tu-154M.
Jednak z powodu niskiej jakości nagrania w lutym zeszłego roku prokuratorzy wojskowi i biegli dokonali w Rosji ponownego skopiowania nagrania z kokpitu. Biegli liczyli, że przy użyciu nowej metodologii i sprzętu uda się dokonać "skuteczniejszego odsłuchu" tego zapisu. Efekty tych prac mają znaleźć się w całościowym opracowaniu dotyczącym tragicznego lotu z 10 kwietnia 2010 r., które dla prokuratury przygotowuje od lata 2011 r. zespół biegłych.
- Sporządzony stenogram zawiera o 30 procent więcej odczytanych słów z kanału mikrofonowego w porównaniu z Instytutem Ekspertyz Sądowych i o 40 procent odczytanych słów więcej niż stenogram Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji - poinformował we wtorek mjr Marcin Maksjan z NPW. Dodał, że do czasu zakończenia analizy i weryfikacji opinii biegłych prokuratura nie upubliczni nowego stenogramu z kokpitu tupolewa.
We wtorek RMF FM poinformowało, że dotarło do opinii biegłych, którzy na nowo odczytali zapis rozmów w kokpicie TU-154M. OTO, CO ZAWIERA
Oryginały czarnych skrzynek cały czas w Rosji
W Rosji cały czas znajdują się wrak oraz oryginały rejestratorów samolotu. Polska prokuratura wielokrotnie występowała o ich przekazanie, rosyjscy śledczy odpowiadali, że będzie to możliwe dopiero po zakończeniu prowadzonego przez nią postępowania w sprawie katastrofy w Smoleńsku. Prokuratura Generalna przypomniała, że możliwe jest zakończenie polskiego śledztwa bez przekazania Polsce wraku Tu-154M i rejestratorów samolotu.
Autor: eos/ja / Źródło: PAP, tvn24.pl