Policja nie odnalazła jeszcze sześciu osób, których szukała w związku z rasistowskimi hasłami na marszu narodowców w stolicy. Jak poinformowała Prokuratura Okręgowa w Warszawie, w śledztwie do tej pory nie wytypowano też podejrzanych. Na podobnym etapie znajduje się postępowanie prowadzone przez Prokuraturę Okręgową w Katowicach, które dotyczy powieszenia na szubienicach wizerunków europosłów PO.
- Dotychczas przesłuchano funkcjonariuszy zabezpieczających te zgromadzenie. Ustalono organizatora, uczestnika i wszystkie organizacje, które brały w nim udział. Prokurator planuje również przesłuchanie europosłów [których wizerunki zawisły na szubienicy – red.] – poinformowała Agnieszka Wichary z zespołu prasowego Prokuratury Okręgowej w Katowicach.
Dodała, że na razie nie wytypowano osób podejrzanych, a śledztwo prowadzone jest "w sprawie".
Eurodeputowani na szubienicach
Przypomnijmy, że postępowanie, które wszczęto 29 listopada 2017 roku prowadzone jest z urzędu. Chodzi o art. 119 Kodeksu karnego: "kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną wobec grupy osób lub poszczególnej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej lub z powodu jej bezwyznaniowości, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5".
Wszczęto je po tym, jak zdjęcia sześciu eurodeputowanych Platformy Obywatelskiej zawisły na atrapach szubienic podczas demonstracji narodowców w centrum Katowic.
Happening odbył się w 25 listopada. Policja monitorowali jego przebieg, ale nie interweniowała. Dopiero później sprawdzono nagrania z kamer monitoringu miejskiego i ustalano uczestników zgromadzenia.
Wśród zgromadzonych byli: Jacek Lanuszny, asystent prezesa Ruchu Narodowego, posła Roberta Winnickiego oraz reprezentant stowarzyszenia "Duma i Nowoczesność".
Marsz narodowców
Podejrzanych nie wytypowała również Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która prowadzi śledztwo w sprawie rasistowskich haseł na marszu narodowców w stolicy.
- Trwają oględziny zabezpieczonego monitoringu pod kątem wytypowania osób, które mogły się dopuścić czynów zabronionych. Ponadto realizowane są przesłuchania osób, które składały w tej sprawie zawiadomienia o przestępstwie oraz świadków – poinformował prokurator Łukasz Łapczyński.
11 listopada pod hasłem "My chcemy Boga" ulicami Warszawy przeszło - jak szacuje policja - około 60 tysięcy osób. Niektórzy uczestnicy marszu, oprócz polskich flag, nieśli także transparenty z rasistowskimi hasłami: "Wszyscy różni, wszyscy biali" czy "Europa tylko dla białych". Pojawiły się także doniesienia o wykrzykiwaniu haseł: "Sieg Heil", "Biała siła", "Żydzi won z Polski" i "Usunąć żydostwo z władzy".
W tym przypadku śledztwo prowadzone jest w sprawie publicznego propagowania faszystowskiego ustroju państwa i publicznego nawoływania do nienawiści na tle różnic rasowych, etnicznych i wyznaniowych - czyli czyn z art. 256 § 1 Kodeksu karnego.
Jak poinformował nas Łapczyński, postępowanie obejmuje także inne incydenty związane z marszem, między innymi "naruszenie nietykalności cielesnej, spowodowanie uszczerbku na zdrowiu, znieważenie oraz zniesławienie (...) przez uczestników Marszu Niepodległości dwunastu uczestniczek kontrmanifestacji zorganizowanej przez ruch Obywateli RP oraz Strajk Kobiet"
W grudniu ubiegłego roku funkcjonariusze Komendy Stołecznej Policji ustalili wizerunki sześciu osób, które mogły mieć związek ze sprawą. Nie opublikowali ich jednak w mediach i internecie. Warto przypomnieć, że rok wcześniej po grudniowych ulicznych demonstracjach przed Sejmem policja po niecałym tygodniu opublikowała zdjęcia demonstrantów z sugestią, że są to osoby podejrzane o naruszenie prawa.
Autor: Mateusz Dolak / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24