- Myślę, że człowiekowi jest po prostu przykro - tak ambasador Rosji przy NATO Dmitrij Rogozin skomentował zastrzeżenia Radosława Sikorskiego do niedawnych manewrów rosyjsko-białoruskich. Szefowi polskiej dyplomacji miałoby być "przykro" z powodu porażki z Andersem Fogh Rasmussenem w walce o fotel szefa NATO. - Do nogawki Rasmussena przyczepiła się wielka liczba politycznych karłów - ocenił Rogozin.
Ambasador Rosji przy NATO przypuścił atak na Sikorskiego na łamach dziennika "Izwiestija" a pretekstem do tego stało się środowe oświadczenie NATO, w którym Sojusz wyraził zaniepokojenie z powodu rosyjsko-białoruskich manewrów wojskowych, przeprowadzonych we wrześniu w pobliżu granic Polski. NATO podkreśliło, że ćwiczenia te nie pasowały do obserwowanej poprawy w stosunkach politycznych i we współpracy między Sojuszem a Rosją.
Polski spektakl
Rogozin "niedopasowania" nie zauważa i podkreśla, że były to "absolutnie rutynowe ćwiczenia". - O wszystkim naszych partnerów zawczasu poinformowaliśmy. Nie powinni mieć żadnych powodów do obaw. Rosja nikomu nie zagraża. Podobnie jak NATO - mam nadzieję - nie zagraża nam - powiedział rosyjski dyplomata. Dlaczego Sojusz zdecydował się na wystosowanie oświadczenia?
Zdaniem Rogozina wszystko przez "spektakl jaki urządziła we wrześniu strona polska na ambasadorskim posiedzeniu Rady Rosja-NATO".
Myślę, że człowiekowi jest po prostu przykro ("że nie zdołał przekonać kolegów, iż to właśnie on powinien zasiąść w fotelu nowego sekretarza generalnego") i próbuje teraz znaleźć jakieś nowe nisze. Ćwiczy rolę "łowczego". (...) Rasmussen jest politykiem, a nie urzędnikiem. Bardzo dobrze, że tak jest. Jednak do jego nogawki przyczepiła się wielka liczba politycznych karłów, które nie dają mu szerokim krokiem iść naprzód. Dmitrij Rogozin
Sikorski jak "łowczy" i "polityczny karzeł"
NATO miało ugiąć się pod naciskiem Polski i wyrazić zaniepokojenie, mimo że w ocenie Rogozina, od z chwilą przejęcia sterów w Sojuszu przez nowego sekretarza generalnego w relacjach między NATO a Rosją "powstała atmosfera głębszej współpracy". - Niektórzy członkowie (Sojuszu) przyjęli to z entuzjazmem. Wszelako są i tacy, którzy nie znajdują sobie miejsca - powiedział ambasador.
Do tej grupy należy właśnie szef polskiej dyplomacji, który "zachowuje się dziwnie" od porażki z Duńczykiem. - Myślę, że człowiekowi jest po prostu przykro ("że nie zdołał przekonać kolegów, iż to właśnie on powinien zasiąść w fotelu nowego sekretarza generalnego") i próbuje teraz znaleźć jakieś nowe nisze. Ćwiczy rolę "łowczego" - zdiagnozował dyplomata. - Rasmussen jest politykiem, a nie urzędnikiem. Bardzo dobrze, że tak jest. Jednak do jego nogawki przyczepiła się wielka liczba politycznych karłów, które nie dają mu szerokim krokiem iść naprzód - dodał.
"Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie"
Ćwiczenia "Zachód-2009" były jednymi z największych manewrów rosyjsko-białoruskich od rozpadu ZSRR. Ich celem było przećwiczenie współdziałania armii Rosji i Białorusi w odpieraniu agresji z kierunku zachodniego. Ich ostatnią fazę obserwowali prezydenci Rosji i Białorusi: Dmitrij Miedwiediew i Alaksandr Łukaszenka.
Radosław Sikorski oświadczył 12 listopada, że rosyjskie manewry w pobliżu polskiej granicy są niepokojące. Minister wystosował w tej sprawie list do sekretarza generalnego NATO. - Chcemy mieć z Rosją jak najlepsze stosunki, ale mamy filozofię "jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie". Gdy wykonujemy nawzajem przyjazne gesty, jest miło, a wtedy gdy Rosja takie manewry przy naszych granicach odbywa, to nas niepokoi i naturalnie Sojusz o tym zawiadamiamy i domagamy się, aby Sojusz wziął to pod uwagę w swoich działaniach - podkreślał polski minister.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24