Szef MON Tomasz Siemoniak zleci pilną kontrolę procedur w Agencji Mienia Wojskowego. To reakcja na informacje ujawnione przez portal tvn24, z których wynika, że AMW sprzedała prywatnej firmie 153 komplety ręcznych wyrzutni rakiet przeciwlotniczych „Strzała-2M”, czym mogła naruszyć traktat z Wassenaar ograniczający obrót tego typu bronią. Minister zapowiedział, że wyjaśnienie i wnioski z tej sprawy zostaną przedstawione "możliwie szybko". "Nie powinno tu być niedomówień" - napisał na Twitterze.
W środę rano, tuż po publikacji tekstu na portalu tvn24.pl, Tomasz Siemoniak napisał na Twitterze: "Sprawa do gruntownego wyjaśnienia. Obok działań prokuratury zlecę pilną kontrolę procedur w AMW". Zapewnił, że wyjaśnienie i wnioski z tej sprawy zostaną przedstawione możliwie szybko i tak, by nie było niedomówień.
Potwierdził to także w późniejszej rozmowie z dziennikarzami. Jak wyjaśnił, kontrola ma wykazać, czy wszystko po stronie wojska "było jak trzeba".
.@leskiewicz @robertzielinski @tvn24 Sprawa do gruntownego wyjaśnienia. Obok działań prokuratury zlecę pilną kontrolę procedur w AMW.
— Tomasz Siemoniak (@TomaszSiemoniak) wrzesień 24, 2014
.@leskiewicz @robertzielinski @tvn24 Wyjaśnienie i wnioski z tej sprawy przedstawimy możliwie szybko. Nie powinno tu być niedomówień.
— Tomasz Siemoniak (@TomaszSiemoniak) wrzesień 24, 2014
"Raczej nie dmuchnięto na zimne"
Zdaniem Tomasza Siemoniaka sprzedany sprzęt nie nadawał się do użytku, a transakcja, której dokonano, odbyła się zgodnie z prawem. - Z dokumentów, z którymi miałem okazję zapoznać się w maju, wynikało, że te zestawy były pozbawione cech użytkowych i nawet złożone nie byłyby w stanie działać - tłumaczył. Przeciwnego zdania jest były szef MON gen. Waldemar Skrzypczak, który stwierdził na antenie TVN24, że, gdy "Strzały" trafią w niepowołane ręce, mogą stanowić zagrożenie.
Z informacji naszego dziennikarza wynika, że rakiety i wyrzutnie miały trafić z Polski do Czech. Siemoniak podkreślał, że ta kwestia jest sprawą ministerstwa gospodarki. - Ono zareagowało właściwie, uznając, że ani polski podmiot nie jest uprawniony do eksportu tego rodzaju sprzętu, ani podmioty po tamtej stronie nie są uprawnione do jego przyjęcia - powiedział szef resortu obrony.
- Wydaje się, że nawet jeżeli jakieś błędy ktokolwiek popełnił, to polegały one na tym, że raczej nie dmuchnięto na zimne, a nie, że naruszono jakieś procedury, ale nie chcę uprzedzać faktów, zobaczymy - powiedział minister.
Rakiety przeciwlotnicze sprzedane
Jak ustalił dziennikarz tvn24.pl przetarg, na którym można było kupić 153 rakiety "Strzała-2M", 153 wyrzutnie do nich oraz 78 mechanizmów startowych w 2012 r. zorganizowała Agencja Mienia Wojskowego. Wygrała go firma ze Śląska, która następnie sprzedała rakiety przedsiębiorcy z Wielkopolski. Ten zamierzał je wyeksportować do Czech. Okazało się jednak, że AMW sprzedając broń mogła naruszyć traktat z Wassenaar, który Polska podpisała w 2003 roku.
Traktat został zainicjowany w 1996 roku. Państwa, które są jego stronami, umówiły się że „przenośnymi, przeciwlotniczymi, zestawami rakietowymi (w skrócie MANPADS - red.) mogą handlować między sobą wyłącznie rządy i ich agendy.
Resort obrony, który nadzoruje Agencję Mienia Wojskowego, wcześniej nie widział w całej sprawie żadnego problemu. "Minister Obrony Narodowej nie jest stroną tej umowy. AMW realizuje swoje ustawowe zadania i przy zachowaniu wszystkich wymaganych prawem krajowym reżimów sprzedała mienie przekazane jej przez wojsko. AMW nie miała wiedzy, że polska firma docelowo chciała te rakiety eksportować do Czech. Najistotniejszych aspektem jest jednak to, że Agencja nie sprzedała tego mienia kontrahentowi zagranicznemu tylko podmiotowi krajowemu, który dysponował odpowiednią koncesją” - informował Jacek Sońta, rzecznik ministra Tomasza Siemoniaka.
Doniesienie do prokuratury
Tymczasem Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego złożyła doniesienie do wojskowej prokuratury okręgowej w Poznaniu ws. sprzedaży broni. Śledztwo dotyczy niedopełnienia obowiązków przez urzędników (artykułu 231 KK), a także art. 36 ustawy „o działalności gospodarczej w zakresie wytwarzania, obrotu materiałami wybuchowymi i bronią”. Za jego złamanie grozi nawet 10 lat więzienia. Ta przekazała sprawę prokuraturze cywilnej. Dotąd nikomu nie przedstawiono zarzutów.
Autor: db//plw / Źródło: tvn24