- Nie ma kolejnej wersji. Jestem pewny w 100 proc., że ta wersja jest jedyna i się potwierdzi – powiedział Krzysztof Rutkowski o wyznaniu matki półrocznej Magdy, że jej córka zginęła w wyniku wypadku. Detektyw podczas konferencji prasowej podkreślał, że od samego początku podejrzewał kobietę, ale dla dobra śledztwa wersji tej nie ujawniał.
Podejrzewaliśmy, że mogło dojść do takiego zdarzenia - powiedział na wstępie konferencji prasowej detektyw Krzysztof Rutkowski, który postanowił podsumować sprawę zniknięcia 6-miesięcznej Magdy, którą prowadził w imieniu jej rodziców. Rutkowski stwierdził, że wariant, w którym to matka ukryła dziecko lub zrobiła mu krzywdę sprawdził się "jednoznacznie" dzięki nagraniu, które przedstawił mediom. Na nim kobieta opowiada o wypadku, jakiemu uległa jej córka i o tym, że ją później ukryła.
"Chciała pójść do kina, na horror"
Rutkowski stwierdził, że matka dziecka, Katarzyna, "jednoznacznie" przyznała się, że dziecko wypadło jej z rąk i uderzyło głową w próg. Powiedział, że podejrzane zachowanie 22-letniej kobiety dało się zauważyć najlepiej w wieczór przed ustalonym badaniem za pomocą wariografu. - Odmówiła praktycznie w ostatniej chwili. Wieczór przed badaniem rozbiła też głowę Bartkowi (ojcu dziecka - red.), uderzając nią w drzwi.
Według detektywa przyznała też, że sprawdzała w internecie jak oszukać wariograf. Ekipa Rutkowskiego miała to potwierdzić śledząc adres IP jej komputera, który wykazał, że odwiedza strony internetowe - w jej opinii - pomagające w oszukaniu badania na "wykrywaczu kłamstw".
Rutkowski przypomniał, że od samego początku zakładał pięć wariantów zdarzeń, choć ten ostatni, w którym podejrzewał matkę dziecka, ukrywał. Wskazywał na dziwne zachowanie matki, m.in. podczas konferencji prasowej czy wywiadu, kiedy to trzasnęła drzwiami, krzyknęła "czy jesteście zadowoleni" i wyszła. Jak podkreślał, kobieta zamiast być wdzięczną za pomoc ze strony mediów i policji, była zdenerwowana.
Kolejną z przesłanek, mających świadczyć o winie kobiety był dla detektywa fakt, że w niedzielę, w dniu kiedy odbywała się konferencja ws. poszukiwań Magdy, matka dziecka poprosiła męża, by poszli do kina, na horror. Rutkowski ujawnił też, że Katarzynę podejrzewali rodzice jej męża – Bartka. Według relacji matki mężczyzny, Katarzyna zostawiła u niej Magdę na dwa tygodnie i dzieckiem się nie zajmowała.
Sfingowany napad
Według Rutkowskiego Katarzyna sfingowała napad, którego miała być ofiarą. Do tego nie mogło bowiem dojść w wersji, jaką początkowo przedstawiła z kilku przyczyn. Przede wszystkim kobieta po tym, jak ocknęła się po rzekomym uderzeniu przez napastnika w głowę, "wszystko pamiętała", a "nie można pamiętać czegoś, co sie zdarzyło tuż przed uderzeniem".
Rutkowski wyjaśnił też, że - w jego opinii - zdecydowała się na symulowanie napadu "w ostatnim miejscu, w jakim nikt jej nie widział", między dwoma blokami, gdy szła do swojej mamy na umówioną wcześniej wizytę.
- Przejście między blokami było ostatnim miejscem, jakie mogła wykorzystać do sfingowanego napadu. Sama upadła, a zbicie tylnej części czaszki było wynikiem uderzenia z rozmysłem w płytę chodnikową - relacjonował detektyw.
Ojciec niewinny
Równocześnie Rutkowski podtrzymał swój sąd o tym, że ojciec dziecka nie wiedział o wypadku i ukryciu zwłok dziewczynki. Na potwierdzenie tego przywołał reakcję Katarzyny na jego stwierdzenie, że ma dowód na to, iż jadąc do swojej mamy nie miała już w wózku 6-miesięcznej Magdy. - Pierwszym pytaniem, jakie wtedy zadawała było: "Czy Bartek już wie?".
W końcu, w czwartkowy wieczór w trakcie długiej rozmowy matka miała wyprosić wszystkich z pokoju i tylko w obecności Rutkowskiego przyznać się do winy. - Wdziałem w jej oczach, że to zrobiła - mówił detektyw.
Rutkowski oświadczył też, że w żaden sposób nie zmuszał kobiety do wyznania, na jakie sama się zdobyła i odparł zarzuty policji, która mówiła o "medialnych igrzyskach", jakie wokół całej sprawy stworzył.
Ktoś pomagał matce dziewczynki?
Detektyw odpierał zarzuty, że przesłuchanie, podczas którego kobieta przyznała się do winy, było brutalne. – Była to rozmowa bardzo bliska, (Katarzyna – red.) opowiadała o swoich problemach z życia, młodości – mówił Rutkowski. I dodał: - Na moje jedno pytanie, miała ogromny strach w oczach. Ja wiedziałem, że ona to zrobiła. Jestem w 100 proc. przekonany.
Rutkowski nie wyklucza, że ktoś mógł pomagać matce dziecka. Jego zdaniem, jeśli ktoś to robił, musiał być osobą z jej najbliższego otoczenia. Detektyw nie chciał jednak wskazać kto może być podejrzany. - Reakcje były bardzo różne z grona jej osób najbliższych. Ale to już pozostawiam do działań specgrupy, która myślę, że sobie poradził – powiedział.
"Jestem pewny, że ta wersja jest jedyna"
- Dla mnie ta sprawa ma swój finał, jest zakończona – podsumował Rutkowski sprawę poszukiwania półrocznej Magdy. - Nie ma kolejnej wersji. Jestem pewny w 100 proc., że ta wersja jest jedyna i się potwierdzi – dodał.. Zaznaczył jednak, jest przekonany o tym, że dziecko nie żyje, a nie że był to wypadek, a nie zabójstwo.
Detektyw podczas trwającej ponad godzinę konferencji krytykował pracę policjantów, którzy jego zdaniem pracowali "jak dzieci we mgle i to gęstej". Zarzucił funkcjonariuszom, że choć mogli zabrać matkę Magdy na miejsce, w którym miała porzucić dziecko, to jednak tego nie zrobili.
Dodatkowo, zaznaczył detektyw, gdyby wcześniej została wytyczona dokładnie droga za pomocą nadajników sieci komórkowych, to wtedy okazałoby się, że mogłoby to wzbudzić czujność policji.
Według niego, wtedy podejrzenia wzbudziła również matka.
Nie będę krytykował policji
Rutkowski odniósł się ponadto do działań podejmowanych przed śledczych. - Ja nie będę krytykował pracy policji. Mogę jedynie powiedzieć o normalnym stosunku do sprawy policjantów z Sosnowca, o zbieżnych poglądach naczelnika wydziału kryminalnego w stosunku do Katarzyny (matki dziecka) – zaznaczył detektyw.
Jak powiedział, jeden z policjantów skarżył się, że nie pozwolono funkcjonariuszom na podjęcie odpowiednich czynności pod tym kątem. - Wystarczyłoby, gdyby jeden funkcjonariusz dobrze komunikujący z nią pojechał w miejsce gdzie to dziecko złożyła i sprawa byłaby bardzo szybko wyjaśniona – powiedział Rutkowski i dodał: - Jeżeli policja przyjmuje w dalszym ciągu cztery warianty, to trochę mnie to dziwi.
Miał podejrzenia. "To nie było normalne zachowanie"
Detektyw dodał, że zarówno on jak i wielu ludzi z którymi rozmawiał, miało podejrzenia wobec matki dziecka. - Na dziesięć otrzymanych telefonów od znajomych, kolegów, policjantów, dziennikarzy, nie przesadzę, jeśli powiem, że 8 z nich było kierowanych na podejrzenia w stosunku do Katarzyny. Ludzie, którzy obserwowali to z boku, mieli bardzo poważne wątpliwości. To nie było normalne zachowanie. - podsumował Rutkowski.
Źródło: tvn24