Wysyłał pracownikom zdjęcia o charakterze pornograficznym, jeden z nich dostał ich ponad sto. Nadawał prześmiewcze przezwiska, takie jak "Śmierdziel" czy "Czopek". Do sekretarki mówił: "Nalej mi czarnej cipuleńki". Były już dyrektor delegatury kuratorium oświaty w Ciechanowie Jacek Zawiśliński po publikacjach tvn24.pl został zawieszony w pełnieniu obowiązków. Od września wrócił jednak w roli nauczyciela. - Nigdy nie było na niego żadnych skarg - mówi Marzena Chodkowska, dyrektorka Zespołu Szkół nr 3 w Ciechanowie.
Jacek Zawiśliński był nauczycielem, a od 2014 roku radnym PiS. Złożył mandat, gdy został dyrektorem delegatury Mazowieckiego Kuratorium Oświaty w Ciechanowie.
Jego praca w kuratorium zakończyła się w atmosferze skandalu. Pracownicy kuratorium regularnie słyszeli wulgaryzmy, otrzymywali seksistowskie memy i rysunki o charakterze erotycznym. Sprawę zgłosili prokuraturze, w sądzie pracy toczą się postępowania w sprawie mobbingu i naruszenia praw pracowniczych.
Po naszych publikacjach dyrektor został zawieszony, a potem objął stanowisko wizytatora.
Teraz wrócił jako nauczyciel i wychowawca klasy w jednej z ciechanowskich szkół ponadpodstawowych.
Postawa, która zasługuje na potępienie
Przypomnijmy: sprawę Jacka Zawiślińskiego, byłego już dyrektora delegatury Mazowieckiego Kuratorium Oświaty w Ciechanowie i byłego polityka PiS, wraz z Justyną Suchecką opisałyśmy po raz pierwszy w grudniu 2022 roku. To wtedy pracownicy kuratorium powiedzieli "dość". Na łamach tvn24.pl opowiedzieli o mobbingu, którego doświadczają ze strony dyrektora, wcześniej o sytuacji powiadomili różne instytucje, w tym prokuraturę. Po naszych publikacjach dyrektor został zawieszony w obowiązkach.
W swojej skardze pracownicy pisali: "Dyrektor ośmiesza nagminnie pracowników między innymi za wygląd, wiek, za pochodzenie, a nawet za płeć. Nadał pracownikom obraźliwe wyzwiska i stosuje je zamiast nazwisk. Są to: 'Czopek', (…) 'Śmierdziel'".
"Najgorsze jest to, że dyrektor nachalnie rozsyłał do pracowników treści nie tylko pornograficzne, ale i pedofilskie".
"Powiedzenie dyrektora 'proste jak jeb…e dzieci' doprowadziło nas, autorów tego pisma, do ostateczności".
Jacek Zawiśliński miał wysyłać pracownikom zdjęcia i memy o charakterze pornograficznym. Sprawę badała i komisja antymobbingowa w kuratorium, i prokuratura. W zachowaniach Zawiślińskiego nie dopatrzono się niczego niewłaściwego. Komisja głosami 2:1 uznała, że dyrektor nie dopuścił się nadużyć, a prokuratura w Ciechanowie umorzyła sprawę o rozpowszechnianie pornografii. Prokuratura uznała, że treści wysyłane przez Zawiślińskiego mają charakter memiczny. Już po tym umorzeniu otrzymaliśmy kolejne przykłady pornograficznych treści, które dostawali pracownicy. Wszystkie podmioty (prokuratura, komisja antymobbingowa w kuratorium, Państwowa Inspekcja Pracy) były w posiadaniu tych materiałów.
Prokurator Przemysław Bońkowski, szef Prokuratury Rejonowej w Ciechanowie, przyznał, że treści były "ohydne". Mimo to postępowanie zostało umorzone. Pracownicy kuratorium odwołali się od tej decyzji. Sąd Rejonowy w Ciechanowie, choć przychylił się do decyzji prokuratury, surowo ocenił zachowanie dyrektora. Wskazał w uzasadnieniu, że
postawa Jacka Zawiślińskiego zasługuje na wyraźne potępienie oraz dobitną krytykę. Stanowi przejaw braku profesjonalizmu czy wręcz arogancji afiszowanej względem swoich podwładnych.
Sąd wskazał też, że zachowanie dyrektora powinno być rozpatrywane w ramach postępowania dyscyplinarnego. Tak się jednak nie stało: ani Państwowa Inspekcja Pracy, ani komisja antymobbingowa powołana przez kuratorium po zbadaniu sprawy nie dopatrzyły się w zachowaniu byłego dyrektora nadużyć.
Sąd odniósł się też do zarzutów z artykułu 218 par. 1a Kodeksu karnego, czyli naruszania praw pracowniczych. Zwrócił uwagę, że Jacek Zawiśliński, choć był dyrektorem delegatury kuratorium oświaty, to nie zatrudniał pracujących w niej urzędników. Dlatego nie mógł popełnić przestępstwa opisanego w powyższym przepisie.
"Z dokumentów zgromadzonych w aktach sprawy wynika wprost, że kompetencje związane stricte ze stosunkiem pracy wobec pracowników zatrudnionych w Delegaturze w Ciechanowie ma nie dyrektor tej delegatury J. Zawiśliński, a Mazowiecki Kurator Oświaty w Warszawie. Słusznie w uzasadnieniu zaskarżonego postanowienia wskazano zatem, że zarzuty niektórych pracowników Delegatury w Ciechanowie Kuratorium Oświaty w Warszawie względem J. Zawiślińskiego pod kątem realizacji znamion z art. 218 § 1a k.k. są w świetle powyższych rozważań chybione" - napisał sąd.
Nieprawidłowości w delegaturze w Ciechanowie nie stwierdziła również Państwowa Inspekcja Pracy. Przemysław Worek, rzecznik Okręgowego Inspektoratu Pracy w Warszawie, zapytany o wyniki kontroli w placówce, odpisał: "Po zakończeniu kontroli inspektor pracy nie wydał pracodawcy środków prawnych".
Cztery pozwy, jedna instytucja
W sprawie od tamtej pory wiele się wydarzyło.
Stanowisko straciła Janina Witkowska, która pracowała jako wizytatorka. Jej historię opisywaliśmy na łamach tvn24.pl w czerwcu - została zwolniona po tym, jak stanęła w obronie swoich koleżanek i kolegów, i jako jedyna podczas posiedzenia komisji antymobbingowej zagłosowała za dyscyplinarnym ukaraniem Jacka Zawiślińskiego.
CZYTAJ WIĘCEJ: STANĘŁA PO STRONIE OFIAR, ZOSTAŁA ZWOLNIONA >>>
Troje pozostałych pracowników, którzy oskarżali Jacka Zawiślińskiego o mobbing, dziś również nie pracuje już w kuratorium oświaty w Ciechanowie. Wszyscy złożyli wypowiedzenie (dwie osoby w lipcu, jedna w sierpniu tego roku), a następnie pozwy do Wydziału Pracy w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Pracownicy domagają się zadośćuczynienia i odszkodowania za naruszenie dóbr osobistych i mobbing, którego, jak twierdzą, doświadczyli ze strony dyrektora.
Agnieszka: - Decyzję podjęliśmy w lipcu, mieliśmy już po prostu dosyć atmosfery w kuratorium, gdzie traktowano nas jak zło konieczne. Złożyliśmy wypowiedzenie, poszliśmy po nasze rzeczy. Okazało się, że nie było już naszych biurek, wszystko poprzenoszone, w różnych miejscach. Szukaliśmy naszych rzeczy osobistych, wszystko odbywało się w nieprzyjemnej atmosferze, podnoszono na nas głos. To, że nie było naszych stanowisk pracy, odebraliśmy jako sygnał, że zostaniemy zwolnieni. Na szczęście sami zrezygnowaliśmy z pracy. To była trudna decyzja. Trudna, ale słuszna i z pewnością jej nie żałujemy. Dziś możemy zacząć normalnie "oddychać".
Monika: - Ogólnie lubiłam tę pracę. Jednak jak sobie pomyślałam, że mam tam wrócić, po takim grillowaniu nas, bo inaczej nie można tego nazwać, to uznałam, że nie dam rady. Szkoda życia i zdrowia.
Rozchorowałam się, kilka miesięcy byłam na zwolnieniu, potrzebowałam specjalistycznej pomocy, tak na mnie wpłynęło to, jak zachowywał się dyrektor. Po raz pierwszy w życiu spotkała mnie taka sytuacja. Dojmujący był brak zrozumienia i konkretnego wsparcia ze strony pracodawcy. To jak zderzyć się ze ścianą. Ze stresu cierpiałam na bezsenność, byłam w rozsypce.Monika
Monika opowiada, że kiedy zwolniono Janinę Witkowską, wiedziała, że dla nich, sygnalistów, oznacza to dalszy ciąg odwetów.
- Każdy pozamykał się w swoim pokoju, prawie nikt z nikim nie rozmawiał, czuć było atmosferę strachu. Nas w jakiś sposób naznaczono, inni pracownicy już nie rozmawiali z nami tak, jak kiedyś. Człowiek czuł się poza nawiasem grupy pracowników. Tak to niestety działa mimo unijnych dyrektyw, dostosowań i wszelkich zarządzeń. Piękna teoria w starciu z realiami przegrywa, a stara maksyma "Umiesz liczyć? Licz na siebie!" wciąż jest bardzo aktualna - uważa Monika.
Podkreśla, że nie mogła dłużej pracować w takiej atmosferze i odeszła. Mówi, że czuje niesmak, gdy o tym wszystkim myśli.
- Ale poczułam też ulgę, że nikt już mnie nie będzie w pracy trzymać w strachu i bez poszanowania moich praw tylko dlatego, że jest na stanowisku wyżej i myśli, że wszystko może - dodaje Monika.
- My też czujemy ulgę, mieliśmy poczucie, że najpierw byliśmy źle traktowani przez dyrektora, a potem staliśmy się w pracy niemal trędowaci. Odnoszono się do nas z nieukrywaną niechęcią, drugi pracownik został oddelegowany do pracy w archiwum, dojeżdżał do Warszawy. Ta atmosfera była dla nas sygnałem, że szefostwo i część pracowników jest po stronie dyrektora.Agnieszka
- Nie dostaliśmy żadnego odszkodowania, a nam się należało za trzymiesięczny okres wypowiedzenia. Oczywiście nie zostało nam wypłacone, bo oni się upierają, że żadnego mobbingu, dyskryminacji, nic nie było - mówi Agnieszka.
Według prawa pozwanym przez byłych pracowników jest pracodawca, a więc Mazowieckie Kuratorium Oświaty w Warszawie, formalnie reprezentowane przez mazowiecką kurator oświaty Aurelię Michałowską.
Łącznie złożono cztery pozwy w sprawie nieprawidłowych działań w kuratorium w Ciechanowie. Poza trzema złożonymi przez osoby, które odeszły latem z kuratorium, pojawił się też pozew o przywrócenie do pracy. Złożyła go Janina Witkowska. Uważa, że zwolnienie z pracy to działania odwetowe i kara za głośną niezgodę na mobbing w kuratorium. Pierwsza rozprawa już się odbyła, teraz czeka na kolejną.
Zapytany o komentarz w sprawie zwolnień pracowników i złożonych przez nich pozwów, rzecznik mazowieckiego kuratorium oświaty Andrzej Kulmatycki odpowiedział nam w mailu:
"Informuję, że wypowiedzenie umowy o pracę przez pracodawcę w Delegaturze w Ciechanowie dotyczyło tylko jednego pracownika (miało miejsce w marcu br.). Nie wypowiadano umów o pracę innym pracownikom. W pozostałych przypadkach rozwiązanie stosunku pracy nastąpiło z inicjatywy pracowników Delegatury. Z uwagi na to, że wspomniani pracownicy nie pełnili funkcji publicznych, ich sprawy mają charakter indywidualny objęty prawem do ochrony prywatności. Stąd też nie jest możliwe publiczne odniesienie się do Pani pytania".
Rzecznik dodał także, że do Kuratorium Oświaty w Warszawie, jako pracodawcy, został doręczony jeden pozew sądowy pracownika.
"Stanowisko Mazowieckiego Kuratora Oświaty zostało przedstawione podczas rozprawy sądowej. Specyfika treści odpowiedzi na pozew oraz zajętego stanowiska do zarzutów pozwu w konkretnej sprawie sądowej, powoduje, że ich ujawnienie w toku postępowania mogłoby prowadzić do naruszenia uprawnień procesowych stron. Ponadto, ponieważ pytanie dotyczy indywidualnej sprawy pracowniczej, z uwagi na ochronę prywatności pracownika również ta kwestia nie może być publicznie komentowana przez Urząd" - odpowiada Kulmatycki.
Na nauczyciela nie było skarg
Sytuacja zmieniła się nie tylko w delegaturze kuratorium oświaty w Ciechanowie. We wrześniu tego roku Jacek Zawiśliński wrócił do pracy jako nauczyciel. Jest w tej chwili wychowawcą jednej z klas w Zespole Szkół nr 3 im. Stanisława Staszica w Ciechanowie i uczy geografii. Placówka to szkoła ponadpodstawowa, w jej skład wchodzą liceum, technikum i szkoła branżowa.
Przed objęciem stanowiska dyrektora delegatury kuratorium Zawiśliński też pracował w tej szkole, uczył informatyki i fizyki. Ale w lipcu 2016 roku został zatrudniony na stanowisku zastępcy dyrektora delegatury. Wygrał wówczas konkurs i już po kilku dniach zaczął pełnić obowiązki dyrektora. Oficjalnie dyrektorem został w marcu 2018 roku "w ramach awansu wewnętrznego".
Zanim rozpoczął karierę w kuratorium, był nauczycielem i dyrektorem placówek oświatowych, m.in. Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Ciechanowie i Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Gołotczyźnie. Od 2014 roku był też ciechanowskim radnym Prawa i Sprawiedliwości. W 2016 roku musiał jednak złożyć mandat, ponieważ - zgodnie z ustawą o służbie cywilnej - nie można łączyć pełnienia mandatu radnego z pracą na stanowisku, na które został powołany.
Gdy Jacek Zawiśliński został dyrektorem delegatury kuratorium oświaty, był też zatrudniony w Zespole Szkół nr 3 im. Stanisława Staszica w Ciechanowie. Wziął w szkole urlop bezpłatny. Po skandalu, który wybuchł w kuratorium, został zawieszony w pełnieniu funkcji dyrektora. Wrócił więc do swojego dawnego miejsca pracy.
Marzena Chodkowska, dyrektorka Zespołu Szkół nr 3 w Ciechanowie: - Znam Jacka Zawiślińskiego prawie 20 lat. Przed objęciem stanowiska dyrektora delegatury kuratorium oświaty pracował jako nauczyciel w mojej szkole. Zawsze darzyłam go sympatią. Nigdy nie było na niego żadnych skarg.
Pytam dyrektorkę, czy słyszała o zarzutach wobec jej pracownika.
- Coś słyszałam, ale nie znam dokładnie sprawy. W Ciechanowie jest na ten temat wiele plotek - mówi.
Proponuję, by przeczytała publikacje na łamach tvn24.pl. Dyrektorka dopytuje, czy są dowody, które wskazują, że Zawiśliński wysyłał zdjęcia o pornograficznym charakterze swoim pracownikom. Potwierdzam.
Rysunkowe memy i wyzwiska, o których informowaliśmy w grudniu ubiegłego roku, to nie wszystko. Dotarły do nas inne zdjęcia i filmy, które były dyrektor wysyłał pracownikom. Nie mogliśmy, z uwagi na ich charakter, pokazać tych materiałów na naszych łamach.
Wśród zdjęć są na przykład takie, na których widać nagie, związane kobiety, wiszące głową w dół, przywiązane do belki. Widać ich narządy intymne. Na innych zdjęciach są nagie kobiety w wyzywających pozach, również widać ich narządy intymne. Jest też filmik, na którym nagie dziecko bawi się genitaliami albo zdjęcie innego nagiego dziecka z wklejonym w miejsce genitaliów penisem dorosłego mężczyzny.
Opowiadam o charakterze tych zdjęć dyrektorce. Jest zaskoczona.
- Musiałam z powrotem przyjąć pana Zawiślińskiego, bo w świetle prawa jest osobą niewinną i niekaraną. Jeśli to się zmieni, to oczywiście podejmę kroki. Natomiast chciałabym podkreślić, że rodzice na zebraniu nie podnosili sprzeciwu, że akurat ta osoba objęła wychowawstwo w klasie - mówi Chodkowska.
"Nie mogliśmy w to uwierzyć"
Od dyrektorki dowiaduję się jednak, że do Starostwa Powiatowego w Ciechanowie, któremu podlega Zespół Szkół nr 3, wpłynął anonimowy list rodzica oburzonego tym, że Zawiśliński wrócił jako nauczyciel.
Dzwonię do Anety Głuszniewskiej z Powiatowego Centrum Usług Wspólnych, która zajmuje się w starostwie w Ciechanowie sprawami edukacji.
- Pan Jacek Zawiśliński przebywał na urlopie bezpłatnym zgodnie z artykułem 17 ust. 2 Karty Nauczyciela i w momencie, kiedy ten urlop bezpłatny się skończył, ponieważ przestał pełnić funkcję dyrektora, później wizytatora w kuratorium, to wrócił na stanowisko, które zajmował przed tym urlopem bezpłatnym. My nie byliśmy stroną, więc żadne materiały dotyczące postępowań, które toczyły się wobec pana Zawiślińskiego, nie docierały do pani dyrektor i my też do nich dostępu nie mieliśmy. Pani dyrektor dopełniła wszystkich swoich obowiązków, które musi spełnić jako dyrektor placówki, czyli sprawdziła pana Zawiślińskiego i innych nauczycieli - mówi Głuszniewska.
I dodaje: - Pan Zawiśliński ma kwalifikacje do nauczanych przedmiotów. Nie było możliwości, żeby nie pracował w szkole, ponieważ prawo zapewnia mu powrót po urlopie na zajmowane wcześniej stanowisko. Nie było na niego żadnych skarg wcześniej, jak był nauczycielem. Nie ma też informacji od rodziców, by byli zaniepokojeni. Nikt nie dzwonił, nie zgłaszał, że jest jakiś problem.
Mówię, że wiem od dyrektorki szkoły, że wpłynęła anonimowa skarga od jednego z rodziców.
- Dostaliśmy anonimowego maila, był to jeden zaniepokojony rodzic, tę wiadomość przekazaliśmy pani dyrektor. Z informacji od pani dyrektor wiem, że na zebraniu rodzice żadnych skarg nie zgłaszali.Aneta Głuszniewska, Starostwo Powiatowe w Ciechanowie
Powrotem Zawiślińskiego na stanowisko nauczyciela zdumieni są byli pracownicy kuratorium, którzy czują się pokrzywdzeni jego działaniami, gdy był jeszcze dyrektorem delegatury.
Agnieszka: - W Ciechanowie aż wrze. Kuratorium doskonale wiedziało, że ten pan wróci jako nauczyciel, bo przecież szkolne arkusze organizacyjne przechodzą przez kuratorium. I arkusz jest opiniowany, więc decyzja musiała być pozytywna.
O komentarz w tej sprawie pytam rzecznika Mazowieckiego Kuratorium Oświaty Andrzeja Kulmatyckiego.
Rzecznik pisze w mailu: "Nie posiadamy informacji o zatrudnieniu wskazanej osoby w szkole. Kompetencje w zakresie zatrudnienia nauczyciela w szkole oraz określenia jego zadań i zakresu obowiązków zgodnie z przepisami posiada dyrektor szkoły. Także dyrektor szkoły sprawuje nadzór pedagogiczny nad pracą zatrudnionych w placówce nauczycieli".
O komentarz prosiliśmy także Jacka Zawiślińskiego. W jego imieniu skontaktował się z nami mecenas Grzegorz Rusiecki.
- Pan Zawiśliński bardzo przeżył tę sprawę, odbiera ją jako formę nagonki. Nie ma nic więcej do dodania i nie chce jej komentować - powiedział mecenas Rusiecki.
Imiona niektórych bohaterek zostały na ich prośbę zmienione.
Autorka/Autor: Iga Dzieciuchowicz
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24