Wraca sprawa pikniku w Sarnowej Górze pod Ciechanowem, gdzie za sprawą policyjnego Black Hawka doszło do zerwania linii energetycznej. Incydent bada prokuratura w Płocku. Jak przekazał reporter TVN24 Mariusz Sidorkiewicz, za sterami śmigłowca siedział szef szkolenia lotniczego policji, który 2009 roku doprowadził do wypadku wojskowej maszyny, w której zginął drugi pilot.
Szczegóły w sprawie incydentu, do którego doszło w sierpniu w Sarnowej Górze, przedstawił reporter TVN24 Mariusz Sidorkiewicz.
- Prokuratura w Płocku, która bada tę sprawę, ma już komplet dokumentów dotyczących organizacji i przebiegu tego lotu i ustaliła, kto w krytycznym momencie był dowódcą Black Hawka i kto siedział za sterami. Moje ustalenia, oparte na informacjach ze śledztwa, wskazują na to, że to szef szkolenia lotniczego policji - powiedział Sidorkiewicz.
Ten sam pilot doprowadził do wypadku wojskowego śmigłowca
Jak ustalił reporter, ten sam pilot w 2009 roku doprowadził do wypadku wojskowego śmigłowca Mi-24 na poligonie w okolicach Torunia. - Wtedy zginął 32-letni drugi pilot, a pozostali członkowie załogi, łącznie ze sprawcą, mieli naprawdę wiele szczęścia, że wyszli z tego wypadku - dodał reporter, który wówczas również relacjonował tę katastrofę. - Śmigłowiec był kompletnie rozbity, doszło do wycieku paliwa. Niewiele brakowało, a doszłoby do pożaru i eksplozji - przypomniał Sidorkiewicz.
Wtedy pilot został skazany za ten wypadek na dwa lata więzienia, w zawieszeniu na pięcioletni okres próby i przyznał się do winy. Ustalono, że przyczyną wypadku, jedną z wielu, była brawura. - Śmigłowiec leciał zbyt nisko. Po tym, jak w 2016 roku doszło do zatarcia skazania, pilot z czystą kartą podjął pracę w policji. Cieszył się bardzo dobrą opinią, aż do tego incydentu, do którego doszło w sierpniu w okolicach Ciechanowa - zauważył nasz reporter.
Zwrócił też uwagę na to, że i w tym przypadku wszystko wskazuje na to, że śmigłowiec leciał zbyt nisko. Można to zauważyć na nagraniach, na których widać maszynę tuż nad głowami ludzi. W konsekwencji śmigłowiec doprowadził do zerwania linii wysokiego napięcia. - To są wstępne ustalenia prokuratury oparte na dokumentacji. Prokuratorzy analizują teraz, a dokładniej biegły, dane z czarnej skrzynki, czyli z rejestratora lotu. One dadzą więcej informacji na temat tego, jakie decyzje zapadały w kokpicie śmigłowca w momencie, kiedy doszło do tej niebezpiecznej sytuacji - wskazał Sidorkiewicz.
- W tym śledztwie nie przesłuchano jeszcze członków załogi. Nie znamy ich stanowiska w tej sprawie - podsumował reporter.
Lot szkoleniowy, a nie pokaz lotniczy
Od trzech tygodni czekamy też na stanowisko Macieja Wąsika, wiceszefa MSWiA, który jak tłumaczył wcześniej: wysłał tam maszynę, bo chciał pomóc wójtowi. Co jeszcze wiadomo o statusie lotu? - Wiele wnosi pismo ministra spraw wewnętrznych i administracji skierowane do sejmowej komisji administracji, która badała ten incydent. Z tego pisma wynika, że to był lot szkoleniowy, czyli nie pokaz lotniczy. Właśnie dlatego Urząd Lotnictwa Cywilnego o tym locie nie został poinformowany - opisał Sidorkiewicz. Jak dodał, wiarygodność tego stanowiska także będzie badała prokuratura.
Jeśli chodzi o organizację pikniku, prokuratorzy cały czas czekają na dokumenty z urzędu gminy, która organizowała imprezę. - Prokuratorzy, obok głównego wątku, prowadzą też wątek organizacji i zabezpieczenia tej imprezy. Ale tu stosowne dokumenty do prokuratury jeszcze nie wpłynęły - wskazał reporter.
Incydent ze śmigłowcem
Do incydentu z udziałem Black Hawka doszło w niedzielę, 20 sierpnia w trakcie pikniku zorganizowanego przez Urząd Gminy Sońsk z okazji 103. rocznicy bitwy pod Sarnową Górą koło Ciechanowa w województwie mazowieckim. Na pikniku obecny był między innymi wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Maciej Wąsik.
Jak podały lokalne media, policyjny Black Hawk - mający być główną atrakcją pikniku - po wystartowaniu nie odleciał od razu, ale zatoczył koło i wrócił nad miejsce imprezy. Gdy przemieszczał się nad terenem pikniku, doprowadził do zerwania linii energetycznej.
Na jednym z nagrań widać bardzo niski przelot maszyny. Początkowo nie wzbudzał on niepokoju, a zainteresowanie widzów, w tym dzieci. W pewnym momencie, prawdopodobnie gdy doszło do zerwania linii energetycznej, zgromadzeni zaczęli krzyczeć, a część z nich upadła na ziemię. "Uciekamy, chodźcie!" - słychać.
Pojawiły się też nagrania, na których widać moment zerwania linii.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Krzysztof Lasocki