System prawny to jest też taka zbiorowa pamięć, która powoduje, że nawet w długich perspektywach bezprawność jest usuwana - mówił w "Jeden na jeden" sędzia Sądu Najwyższego Włodzimierz Wróbel, odnosząc się do upolitycznienia polskiego wymiaru sprawiedliwości. - Sędziowie się głównie zastanawiają nad tym, kto wygra wybory w październiku. (…) To jest kompletna patologia - dodał.
Gość "Jeden na jeden" sędzia Włodzimierz Wróbel komentował w piątek sytuację w polskim wymiarze sprawiedliwości, w tym nowe kandydatury i nominacje w Sądzie Najwyższym oraz spór w Trybunale Konstytucyjnym.
Komentując nowe kandydatury do Sądu Najwyższego, sędzia Wróbel przyznał, że zastanawia się, "o czym myślą ci ludzie". - System prawny to jest też taka zbiorowa pamięć. To jest taka rozproszona pamięć, zapisana w różnego typu aktach normatywnych, ale także w głowach prawników. I ta pamięć powoduje, że nawet w długich perspektywach bezprawność jest usuwana, gdzieś na końcu trzeba zrobić jakąś sanację tej bezprawności - powiedział.
- Ci ludzie dzisiaj kandydujący głównie się zastanawiają, kto wygra wybory w październiku. Sędziowie się głównie zastanawiają nad tym, kto wygra wybory w październiku. Jeżeli wygra ktoś, kto nie będzie zwolennikiem dzisiejszych reform, to jest ogromne zagrożenie, że i ci sędziowie stracą swoje stanowiska. To jest kompletna patologia - ocenił.
- Nie bardzo rozumiem motywację, żeby w takich warunkach uczestniczyć w czymś, co widzimy, do jakich konsekwencji w państwie prowadzi - zaznaczył.
Sędzia Wróbel: w Polsce nie ma Trybunału Konstytucyjnego
Pytany o spór w Trybunale Konstytucyjnym dotyczący kadencji prezes Julii Przyłębskiej, który uniemożliwia zebranie się pełnego składu i wydanie decyzji w sprawie noweli ustawy sądowej, mającej umożliwić wypłatę pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy, gość TVN24 odparł, że "bardzo chętnie by po prostu o prawie porozmawiał, o tym, co jest ciekawego w prawie, a tymczasem mamy rozmawiać o degrengoladzie, o jakichś fikcjach, atrapach". - W Polsce nie ma Trybunału Konstytucyjnego - dodał.
Zaznaczył, że "ten organ dzisiaj ma znaczenie polityczne". - Politycy tam kierują różne gorące kartofle, później udają, że coś z tego organu wychodzi, że będą tego przestrzegać - powiedział.
Zdaniem sędziego "to wszystko przypomina jakiś sitcom i może by było zabawne, tylko że to nas dotyka". - Brak organu, który jest niezależny od polityków, który reaguje w sytuacjach patologii w systemie prawnym, powoduje, że politycy nie boją się niczego, uchwalają ustawy, które stają się niebezpieczne dla nas wszystkich - zaznaczył.
Dopytywany o to, kto ponosi odpowiedzialność za sytuację w TK, gość "Jeden na jeden" odpowiedział, że "to jest dość oczywiste pytanie i oczywista odpowiedź". - To się zaczęło w 2015 roku, kiedy wymyślili sobie politycy, że Trybunał Konstytucyjny nie pomaga, a na pewno może być przeszkodą przed realizacją różnych dziwnych pomysłów politycznych. Wtedy zaczęła się ta degrengolada, od powołania osób, które nie powinny być sędziami w Trybunale, nieodebrania przysięgi od tych, którzy zostali prawidłowo wybrani, później naruszenia wszelkich możliwych procedur, kiedy powoływano prezesa Trybunału Konstytucyjnego - wymieniał.
- Nie jest to poważna instytucja dzisiaj, nad czym trzeba ubolewać. (…) To jest ogromna strata dla nas, że nie mamy poważnego organu konstytucyjnego, chroniącego nas przed polityką - dodał.
- W tym momencie politycznie niemożliwe jest zrobienie czegokolwiek w tym Trybunale. To wszystko to jest problem woli polityków. Tych pieniędzy nie ma, bo politycy nie chcą się przyznać, że zniszczyli w Polsce praworządność - powiedział.
Sędzia Wróbel: nie możemy ciągle liczyć na to, że sąsiedzi zainteresują się tym, co się dzieje za ścianą
Sędzia Wróbel pytany był również o sprawę śmierci ośmioletniego Kamila, który został skatowany przez ojczyma oraz o deklarację ministra edukacji Przemysła Czarnka, który pytany o to, czy system nie wymaga zmian, odparł, że "nie wymaga". - Pamiętam taki tekst pana ministra Czarnka z 2011 roku, kiedy jeszcze publikował teksty naukowe, kiedy bronił kar cielesnych. Taki bardzo słynny tekst i znamienny - przypomniał gość TVN24.
- Tragedie będą się wydarzać i się wydarzają, i na to nie mamy wpływu na tym ziemskim padole. To są straszne rzeczy, ale z drugiej strony to przede wszystkim jest obowiązek władz państwowych analizowanie tego, czy (…) zrobiono wszystko, żeby takiej tragedii zapobiec. Nie mam żadnych wątpliwości, że wszystkiego nie zrobiono - ocenił.
Zaznaczył, że "to jest wiedza powszechna, że sądy rodzinne są przeładowane sprawami, wydłużają się postępowania, są te sądy niedoinwestowane, brak jest pracowników pomocniczych, brak jest asystentów, brak jest systemowej analizy tego, co nie działa w komunikacji między organami władz publicznych".
Sędzia podkreślił, że potrzebna jest ustawa przeciwdziałająca przemocy w rodzinie, przypominając, że projekt takiego aktu został złożony przez organizacje społeczne, jednak "nic się nie zdarzyło w tej sprawie". - To jest kwestia reakcji państwa wtedy, kiedy nie działają normalne systemy reakcji społecznej. Nie możemy ciągle liczyć na to, że sąsiedzi zainteresują się tym, co się dzieje za ścianą - podkreślił.
- System ma powodować, żeby takie sytuacje były diagnozowane i żeby obok znalazł się ktoś, kto pomoże tej rodzinie - dodał.
Sędzia SN zaznaczył, że "rodzina wymaga pomocy i jest szereg regulacji prawnych, który do tego zmierza, ale pomocą dla rodziny jest także pomoc, która ma wykluczyć przemoc w tej rodzinie". - To nie jest pomoc dla rodziny, kiedy w środku tej rodziny mamy do czynienia z przemocą. Te rzeczy się nie wykluczają. Ochrona dziecka, także w rodzinie, to miejsce może być niebezpieczne dla dzieci, nie wyklucza tego, że równocześnie chroni się rodzinę jako miejsce, gdzie w sposób naturalny dzieci się powinny wychowywać - ocenił.
Komentując śmierć Kamila, premier Mateusz Morawiecki przyznał, że "dla przestępstw ze szczególnym okrucieństwem, z taką premedytacją, wobec niewinnych ofiar, jestem osobiście zwolennikiem przywrócenia kary śmierci, ale ona dzisiaj została zniesiona w całej Europie". - Wołanie o karę śmierci to jest tani populizm. On się wydarza w sytuacji, kiedy do takich tragedii dochodzi, ale to jest zagłuszanie swojego sumienia - ocenił sędzia Wróbel.
- Najpierw, zanim się zacznie krzyczeć o karze śmierci, trzeba się samego siebie zapytać, co ja zrobiłem, kiedy słyszałem, jak jakieś dziecko było bite, co ja zrobiłem, kiedy słyszałem, że rodzice wydzierają się na dziecko, uważając, że to jest jakaś metoda wychowawcza. Akceptacja dla przemocy wobec dzieci, dla stosowania kar cielesnych wobec dzieci, to jest równocześnie tworzenie środowiska dla takich sytuacji, z którą mieliśmy do czynienia - dodał.
"To jest bardzo poważne, zwłaszcza jeżeli dzieje się to przed wyborami parlamentarnymi"
Senat podjął w czwartek uchwałę o odrzuceniu ustawy w sprawie powołania komisji do spraw zbadania rosyjskich wpływów.
Pytany o to, czy komisję taką należy traktować poważnie, sędzia Wróbel ocenił, że "w tym sensie poważnie, że być może poważny jest zamiar polityków, żeby mieć taką speckomisję (…) do usuwania z życia politycznego swoich przeciwników, konkurentów". - To jest wtedy bardzo poważne, zwłaszcza jeżeli dzieje się to przed wyborami parlamentarnymi - powiedział.
- Natomiast kiedy byśmy to analizowali od strony prawnej, to mamy do czynienia z kolejną udawaną ustawą, atrapą, takim niby-sądem, który nie jest sądem, bo się nazywa organem administracyjnym, czymś, czego nie przewiduje polski system prawny w ogóle - zaznaczył.
- To, że to jest taka instytucja charakterystyczna dla państwa autorytarnego czy wręcz dyktatury, to z faktu, że nazwiemy to sobie jakąś komisją, to nic nie zmieni - ocenił.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24