Rząd ma zamiar zmienić projekt reformy ochrony zdrowia, który utknął w Sejmie. Przekształcanie szpitali w spółki prawa handlowego ma być obligatoryjne, a nie (jak zapowiadano) dobrowolne - pisze "Rzeczpospolita".
W takiej formie szpitale trafią w ręce samorządów, które zdecydują, co z nimi zrobić. Aby jednak brzemię nie było aż tak ciężkie rząd ma kolejny pomysł: oddłużenie placówek - dodaje "Dziennik".
Projekty dotychczasowych, dość zachowawczych, ustaw zdrowotnych zgłoszonych już do Sejmu mają zostać poważnie zliberalizowane. – Mówiliśmy, że samorządy sygnalizują nam, iż konieczna jest korekta projektów – komentuje polityk z kierownictwa Klubu PO.
Oficjalnie nikt wypowiadać się nie chce. – Premier wyraźnie prosił, żeby o tym nie mówić – ucinają członkowie prezydium. - Obligatoryjne przekształcenie szpitali w spółki jest cały czas rozważane, sprawa nie jest jednak przesądzona - mówi "Rz" wiceminister zdrowia Krzysztof Grzegorek.
"Samorządy to nie rodzina Sawickiej"
Według nowego planu wszystkie szpitale mają zostać przekształcone w spółki prawa handlowego i przejść na własność swoich dotychczasowych organów założycielskich, czyli samorządów. I to one będą miały prawo decydować o tym, co dalej z placówkami. Mogą je więc prywatyzować nawet w całości. Wcześniejszy projekt zakładał, że samorządy muszą utrzymać 51 proc. udziałów w spółkach. – Stwierdziliśmy, że nie ma sensu ograniczać ustawowo kompetencji samorządów – mówi osoba z kręgów rządowych.
To oznacza jednak kłopoty z prezydentem. Niedopuszczenie do prywatyzacji szpitali to główny cel, jaki założył sobie Lech Kaczyński. Krytykował już obecną wersję ustawy o ZOZ, zgłaszając wątpliwości, co do dobrowolnej prywatyzacji. Jednak PO zdaje sobie z tego sprawę. - O wszystkim decydują samorządy. Jeśli prezydent i PiS chcą znów szafować argumentami o złodziejskiej prywatyzacji, muszą uznać, że tysiące samorządowców to siostry i bracia Beaty Sawickiej (b. posłanka PO Beata Sawicka zatrzymana przez CBA pod zarzutem korupcji miała "patronować dobrym interesom" przy przekształcaniu szpitali - red.) - tłumaczy "Dz" poseł PO. - Odsuwamy od siebie na rzecz samorządów te decyzje, żeby nie było żadnych zarzutów - dodaje inny polityk.
"Prezent" wolny od długów
Ale to nie koniec. "Dziennik" dowiedział się także, że Donald Tusk podjął decyzję o oddłużeniu szpitali. Dziś długi według różnych szacunków wynoszą od 4 do 6 mld zł i rosną. Na tej linii przebiegał główny konflikt w rządzie: między Ministerstwem Zdrowia i resortem finansów, który sprzeciwiał się oddłużaniu. Z jednej strony słychać było argumenty, że to worek bez dna, z drugiej, że szpitalom trzeba jednak pomóc. Wygrał resort zdrowia: oddłużanie będzie, choć premier miał przestrzegać posłów, by na razie jak ognia wystrzegali się hasła "oddłużanie".
- Premier obawia się, że taki przekaz spowoduje, iż szpitale pomyślą sobie: hulaj dusza, piekła nie ma - mówi "Dz" poseł PO. Na razie rząd nie ma doprecyzowanej formuły zabrania ze szpitali długów. Wstępne plany zakładają, że będzie się ono odbywać stopniowo, poprzez obligacje Skarbu Państwa. Posłowie szacują, że to pozwoliłoby na zmniejszenie długów w ciągu trzech lat o 20 - 30 proc.
Szpital jak państwowa firma
Trzecie, rewolucyjne rozwiązanie, o którym pisze "Rz", to przejście szpitali klinicznych pod bezpośredni nadzór resortu zdrowia. W tej chwili podlegają one akademiom medycznym. – Chcemy traktować najważniejsze szpitale tak, jak inne sektory strategiczne, które państwo kontroluje – mówi jeden z polityków PO. - Mają one działać tak jak spółki Skarbu Państwa, nie znaczy to jednak, że będą tak samo prywatyzowane - dodaje.
Źródło: Rzeczpospolita, Dziennik
Źródło zdjęcia głównego: TVN24