Rzecznik prasowy Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych Jacek Goryszewski poinformował, że jutro od rana ponad 480 żołnierzy wznowi działania na terenie miejscowości Sosnowa-Dębowa. - Mamy już wstępne potwierdzenie od strony ukraińskiej, że ta rakieta wleciała z powrotem w przestrzeń powietrzną Ukrainy. Musimy jednak wykluczyć wszystkie możliwe scenariusze i zbadać dogłębnie, czy na pewno nie pozostało nic na terenie naszego kraju - powiedział w "Faktach po Faktach".
Gościem "Faktów po Faktach" był ppłk Jacek Goryszewski, rzecznik prasowy Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Był pytany o działanie służb po informacji, że na terytorium Polski wleciał "niezidentyfikowany obiekt".
Stało się to w piątek około godziny 7 rano w piątek. Szef Sztabu Generalnego generał Wiesław Kukuła poinformował po południu, że "wszystko wskazuje na to, że rosyjska rakieta wtargnęła w polską przestrzeń powietrzną", którą następnie opuściła. - Mamy na to potwierdzenie radarowe narodowe i sojusznicze - dodał.
Ponad 480 żołnierzy będzie jutro badać, czy "nic nie pozostało na terenie naszego kraju"
Rzecznik Dowództwa Operacyjnego RSZ w "Faktach po Faktach" został zapytany, dlaczego działania żołnierzy nadal trwają, skoro pojawiła się informacja, że rakieta po niespełna trzech minutach wróciła na terytorium Ukrainy. Jak tłumaczył, należy "wykluczyć wszystkie możliwe scenariusze".
- Jutro również będą kontynuowane poszukiwania. Od samego rana, od godziny 8, będzie zaangażowanych ponad 480 żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej po to, żeby zweryfikować te wszystkie informacje. Mamy już wstępne potwierdzenie od strony ukraińskiej, że ta rakieta wleciała z powrotem w przestrzeń powietrzną Ukrainy. Musimy jednak wykluczyć wszystkie możliwe scenariusze i zbadać dogłębnie, czy na pewno nie pozostało nic na terenie naszego kraju - wyjaśnił.
"Gdyby ten obiekt (...) nie zawrócił, pewnie byłyby podjęte dalsze kroki"
Jak powiedział, już w nocy dowódca operacyjny podjął decyzję o postawieniu "obrony powietrznej w stan wyższej gotowości bojowej".
- Od godzin nocnych dowództwo operacyjne, jednostki bezpośrednio podległe dowódcy operacyjnemu i wszystkie elementy obrony powietrznej były postawione w stany wyższej gotowości bojowej. Wynikało to z tego, że otrzymaliśmy już pewne informacje, że na terytorium Ukrainy będzie zmasowany atak rakietowy. Mieliśmy informacje o aktywności ich lotnictwa dalekiego zasięgu i dowódca operacyjny już w nocy podejmował decyzję na temat podniesienia gotowości bojowej i poderwania par dyżurnych stacjonujących i sojuszniczych stacjonujących w Polsce. Miało to zapewnić bezpieczeństwo w przestrzeni powietrznej - mówił rzecznik.
- Już przed godziną 5 została poderwana pierwsza para dyżurna (samolotów - red.) z Krzesin. Następnie pół godziny później amerykańska ze stacji w Łasku. One już patrolowały naszą przestrzeń powietrzną, w szczególności wschód kraju. Gdyby ten obiekt, zidentyfikowany później jako rakieta, nie zmienił trajektorii lotu, czyli nie zawrócił, pewnie byłyby podjęte dalsze kroki - powiedział Goryszewski.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24