Ten podatek jest progresywny, jednak nikt nie będzie płacił więcej niż łączna kwota na PIT oraz składki na ZUS i NFZ - powiedział w "Faktach po Faktach" były wicepremier i minister finansów Jacek Rostowski odnosząc się do zapowiedzi premier Ewy Kopacz o jednolitej podstawowej stawce PIT na poziomie 10 proc.
Likwidacja składki na ZUS i NFZ, jednolita stawka PIT na poziomie 10 proc. - to najważniejsze punkty programu, który przedstawiła w sobotę na konwencji PO premier Ewa Kopacz.
Jak powiedział w "Faktach po Faktach" Jacek Rostowski, podoba mu się ten pomysł. Przyznał, że to docelowy kierunek do osiągnięcia w końcu kadencji. - To plan na 4 lata. To nie jest obietnica na już - dodał.
Stwierdził, że to rewolucja w podatkach, fundamentalna przebudowa całego systemu podatkowego i składkowego. Wyjaśnił, że jej celem jest to, żeby więcej ludzi mogło pracować, przedsiębiorca miał łatwiejsze życie, a gospodarka się rozwijała.
"Stawka będzie rosła"
Rostowski tłumaczył jednak, że 10 proc. "to stawka najniższa obowiązująca przy dochodzie minimalnym, potem ta stawka będzie rosła".
Przyznał, że premier o tym nie wspomniała, ale zwrócił uwagę, że wyjaśnił to Janusz Lewandowski.
Rostowski dodał, że Lewandowski wspominał, iż ten podatek jest progresywny i nikt nie będzie płacił więcej niż płaci dzisiaj łącznie biorąc pod uwagę PIT oraz składki na ZUS i NFZ. - Nikt na tym nie straci - podkreślił.
- Jak to będzie dokładnie rozłożone, to będziemy musieli nad tym pracować - powiedział Rostowski.
Jak tę kwestię przedstawiła na konwencji Ewa Kopacz? - Postanowiliśmy, że zaproponujemy Polakom jednolitą stawkę podatku PIT, dużo niższą niż w tej chwili, bo na poziomie 10 proc. Zaproponujemy tę jednolitą stawkę, która będzie jednocześnie podatkiem powszechnym, sprawiedliwym i prostym - mówiła premier.
Po konwencji minister finansów Mateusz Szczurek wyjaśnił, że jednolity podatek PIT ma wynosić w zależności od dochodów od 10 do 39,5 proc. Dodał, że zmiany miałyby obowiązywać od 2017 lub 2018 r.
"To nie jest typowa obietnica wyborcza"
Rostowski powiedział, że ten plan będzie kosztował około 10 mld zł w momencie, kiedy zostanie wprowadzony. - Nie wprowadzimy tego do momentu, kiedy będziemy wiedzieli, że możemy to sfinansować dzięki wzrostowi dochodów podatkowych ogółem - zaznaczył. Podkreślił, że PO będzie oszczędnie gospodarowała pieniądzem publicznym. Były minister finansów zwrócił uwagę, że, to nie jest typowa obietnica wyborcza. Dodał, że to system, który ma zdynamizować polską gospodarkę. „Nie ma wędki, nie ma rybki, chodzi o cel" - powiedział.
Odniósł się również do konwencji PiS i propozycji ustaw tej partii, m.in. programu "Rodzina 500 plus".
Jego zdaniem, jeżeli PiS dojdzie do władzy i wprowadzi te propozycje, będzie katastrofa gospodarcza. Dodał, że pomysły PiS będą kosztowały 56 mld zł rocznie. - Myśmy musieli je obliczyć i im przedstawić. Wtedy się do tego przyznali - dodał.
Autor: js/tr / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24