Koziej: Rosjanom nie udał się szybki rajd na KijówTVN24
Goście "Faktów po Faktach" komentowali dotychczasowy przebieg inwazji Rosji na Ukrainę. - Taktyka działań opóźniających plus dobre wyposażenie, wyszkolenie, a także miejscowe działania oporu bardzo opóźniają rosyjski ruch - ocenił generał Stanisław Koziej. - Im dłużej trwa opór ukraiński, tym większe koszty ponosi Rosja i osobiście Putin - mówiła analityczka PISM Anna Maria Dyner. - Wydaje mi się, że punktem ciężkości będzie operacja na południowo-wschodniej Ukrainie; że tutaj rozegra się decydująca bitwa o przyszłość Ukrainy - stwierdził Koziej.
Gośćmi sobotniego wydania "Faktów po Faktach" byli Anna Maria Dyner - analityczka ds. Białorusi i polityki bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych oraz generał Stanisław Koziej - były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Komentowali wydarzenia trzeciej doby rosyjskiego ataku na Ukrainę.
Koziej pytany był, czy Władimir Putin może być zaskoczony siłą ukraińskiego oporu. - Zapewne Rosjanom nie udał się szybki rajd na Kijów. Oceniam, że zamiarem było błyskawiczne wtargnięcie, w ciągu pierwszej doby, omijając wszelkie punkty oporu. To mu się nie udało - odpowiedział.
- Dzisiaj, na podstawie działań wojskowych, widać wyraźnie dwie operacje na Ukrainie - zwrócił uwagę. - Jedna: frontu północnego na Kijów, druga: frontu południowo-wschodniego, donbasko-czarnomorskiego, gdzie działania są lokalne, ale gdzie wydaje się przygotowywana jest główna ofensywa okrążająca siły ukraińskie na południowym wschodzie - wymienił.
Ocenił, że "najwyraźniej armia ukraińska jest zupełnie nieporównywalna do tej z 2014 roku", czyli z czasów rosyjskiej aneksji Krymu. - Zarządzana jest też inaczej - dodał. - W 2014 roku wszystko zaczynało się od góry, armia nie dostawała żadnych komend, żadnych dyrektyw politycznych - wspomniał.
- Dzisiaj ta armia jest już dobrze, skonsolidowanie dowodzona. Jest dużo lepiej wyposażona, dzięki pomocy Zachodu, zwłaszcza w nowoczesne systemy przeciwpancerne i przeciwlotnicze. Widać wyraźnie, że lekkie środki przeciwpancerne bardzo skutecznie nadają się do działań opóźniających, które Ukraina skutecznie prowadzi na froncie północnym, powstrzymując wojska na kolejnych punktach oporu - komentował.
Podsumował, że "taktyka działań opóźniających plus dobre wyposażenie, wyszkolenie, a także miejscowe działania oporu bardzo opóźniają ruch rosyjski".
Wypowiadając się na temat strategii Rosji, Koziej ocenił, że "załamała się" ona w ostatnich dwóch dniach. - Ale nie przenosiłbym tego na całą wojnę. Załamał się jeden element tej strategii: błyskawiczne wtargnięcie do Kijowa, być może szybkie obalenie tam władzy. Ani działania desantowe się nie powiodły, ani szybki ruch wojsk lądowym - mówił.
- Wydaje mi się, że jednak punktem ciężkości, z punktu widzenia wojskowego, a politycznego w konsekwencji, będzie operacja na południowo-wschodniej Ukrainie - wydaje się, że w tych strategicznych zamiarach Putina jest włączenie do Rosji tej części Ukrainy - stwierdził. - Wydaje mi się, że tutaj rozegra się decydująca bitwa o przyszłość Ukrainy - ocenił.
Atak Rosji na Ukrainę
"Rosjanie widzą co się dzieje"
Dyner zauważyła, że "im dłużej trwa ukraiński opór, tym większe koszty ponosi Rosja i osobiście Putin". - To nie tylko koszty finansowe, ale i społeczne, bo Rosjanie widzą, co się dzieje, reakcja światowa jest widoczna - komentowała.
Oceniła, że "strat wojennych nie da się ukryć". Dyner zwróciła uwagę, że "w rosyjskich mediach słowo "wojna" jest zakazane w stosunku do tego, co się dzieje na Ukrainie", niemniej punktowała, że między innymi "reakcja różnego rodzaju organizacji sportowych, internetu, Nowajej Gaziety (dziennik ukazujący się w Moskwie - red.)" będzie "miała swoją siłę społecznego rażenia".
- Na razie informacje płynące z Ukrainy są takie, że raczej straty rosyjskie są duże. Tego się nie da ukryć - powiedziała.
Dyner wspomniała też, że u ukraińskich żołnierzy jest "wysokie morale". - Oni mają prawo do stosowania wszelkich sił środków, żeby bronić swojej ziemi - zaznaczyła.