Jeżeli będziemy słabi, to Rosja nas zaatakuje - powiedział w "Faktach po Faktach" dowódca operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych generał Maciej Klisz. Przyznał, że byłby daleki od opinii, że "zaatakuje nas czołgami", natomiast "ekonomicznie, cybernetycznie, kognitywnie" - w jego ocenie - to "dzieje się codziennie". Mówił też o rosyjskiej rakiecie, która weszła w polską przestrzeń powietrzną w ostatnich dniach. Zapewnił, że w takich sytuacjach nie ma "wątpliwości, czy zestrzelić", bo jest do tego przygotowany. - Mam w głowie pytanie, co się stanie po zestrzeleniu. Mówię tu nie tylko o tej domenie wojskowej - zaznaczył.
Generał dywizji Maciej Klisz, dowódca operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych, mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 o zagrożeniu ze strony Rosji. Jego zdaniem "Rosja wykorzysta każdą naszą słabość". - Jeżeli będziemy słabi, to Rosja nas zaatakuje - stwierdził.
- Pytanie, czy Rosja zaatakuje nas czołgami, które przejadą przez granicę. Jako dowódca operacyjny jestem na dzisiaj bardzo od tego daleki. Czy Rosja zaatakuje nas ekonomicznie, cybernetycznie, kognitywnie? Już nie do końca mógłbym powiedzieć, że to się nie stanie. A powiem więcej, (...) to się w mojej ocenie dzieje codziennie - powiedział generał.
- Widząc dwa razy w tygodniu meldunki od moich podwładnych i ludzi, którzy zajmują się bezpieczeństwem w różnych domenach - domenie lądowej, powietrznej, morskiej, ale również w domenie cybernetycznej na przykład - to to się dzieje. Rosja nas atakuje - dodał.
"Dowódca operacyjny krótko śpi w takich momentach"
Generał Klisz mówił również o naruszeniu polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjską rakietę, do którego doszło w niedzielę. Jak podało tamtego dnia Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych, o godz. 4.23 jedna z rakiet manewrujących wystrzelonych w nocy przez lotnictwo dalekiego zasięgu Federacji Rosyjskiej wleciała w tę przestrzeń. Miało to związek ze zmasowanym rosyjskim atakiem przeprowadzonym w nocy na obwód lwowski na zachodzie Ukrainy.
Gość TVN24 przekazał, że o możliwości takiej sytuacji dowiedział się "znacznie wcześniej". - Natomiast wtedy jeszcze nie podejrzewałem, nie przypuszczałem, że rakieta przekroczy granicę i wejdzie w polską przestrzeń powietrzną - wyjaśnił.
Zaznaczył jednocześnie, że "standardowe procedury, które przyjęliśmy w Dowództwie Operacyjnym powodują, że dowódca operacyjny krótko śpi w takich momentach". - Ponieważ widzę przygotowania do zmasowanego uderzenia rosyjskiego znacznie wcześniej - wyjaśniał. - Jako dowódca operacyjny nie śpię. Ze mną nie śpi również cała obsada, zmiany bojowe zarówno w Centrum Operacji Powietrznych, jak i na stanowiskach we wschodniej części Polski - dodał.
Zaprzeczył, by całą noc spędził w dowództwie. Wyjaśnił, że był "pod różnego rodzaju środkami łączności, i tymi jawnymi, i tymi niejawnymi". - Nie ma powodu, żeby dowódca operacyjny musiał aż być na stanowisku w Dowództwie Operacyjnym. Tam są ludzie, którzy pracują w moim imieniu. Natomiast najważniejsze decyzje podejmuję przez niejawne środki łączności - powiedział.
"To są te decyzje, które podejmuje dowódca operacyjny"
Mówił też więcej o tym, czym są specjalistyczne pociski manewrujące, z jakim mieliśmy do czynienia w tym przypadku. - Tak się dzieje najczęściej, że pociski wysyłane przez Rosjan w stronę celów, które są na terenie zachodniej Ukrainy, manewrują w sposób unikający polskiej przestrzeni powietrznej, a co za tym idzie, unikającym NATO-wskiej przestrzeni powietrznej - powiedział.
Prowadzący program Piotr Kraśko zauważył, że wojsko musiało się spodziewać, że rakieta może wejść w naszą przestrzeń, bo kiedy tak się faktycznie stało, w powietrzu były już myśliwce.
- Pan redaktor pytał, jakie decyzje podejmuję. To właśnie ja podejmuję decyzje o tym, aby ustawić odpowiednio cały system obrony powietrznej. Ten naziemny, o którym mówimy najmniej ze względu bezpieczeństwa operacyjnego, i ten w powietrzu, o którym informuję, i o którym wychodzą moje komunikaty Dowódcy Operacyjnego. To są te decyzje, które podejmuje dowódca operacyjny - przekazał.
"Nie mam w głowie pytania, czy zestrzelić. Mam w głowie pytanie, co się stanie po zestrzeleniu"
Wojskowy został zapytany, czy w niedzielę nad ranem miał w sobie moment zawahania, czy zestrzelić, czy też było oczywiste, że ta rakieta opuści szybko terytorium Polski. - Jako dowódca operacyjny nie mam wątpliwości, czy zestrzelić. Jestem do tego przygotowany. Mamy za sobą naprawdę dużą serię ćwiczeń różnego rodzaju - mówił.
- Pytanie jest nie, czy zestrzelić. Ja nie mam w głowie pytania, czy zestrzelić. Ja mam w głowie pytanie, co się stanie po zestrzeleniu. I mówię tu nie tylko o tej domenie wojskowej - w mojej ocenie, jako generała, jako dowódcy operacyjnego - tej najprostszej domenie wojskowej. Mówię tu o domenie informacyjnej, politycznej, ekonomicznej - zaznaczył Klisz.
Zauważył, że "wybuchła dosyć gwałtowna dyskusja na temat: zestrzelmy rakietę, pokażmy Rosjanom, że potrafimy to zrobić". Podkreślił, że taka "decyzja, to są skutki na pewno polityczne, na pewno informacyjne, ekonomiczne".
Na uwagę, że nie miałby czasu kontaktować się z premierem czy szefem MON przed jej podjęciem, wyjaśniał, że "zgodnie z ustawodawstwem", tej decyzji nie musi z nimi konsultować. - To jest moja decyzja, to jest moja świadoma decyzja - podkreślał.
- Natomiast ona jest, powiedziałbym, przygotowana wewnętrznie przeze mnie, mając na uwadze moje rozmowy z panem ministrem, mając na uwadze moje rozmowy z szefem Sztabu Generalnego - dodał.
Klisz: głowica spadnie i prawdopodobnie zginą ludzie
Mówił też więcej o tym, co dzieje się, kiedy pilot otrzymuje polecenie zestrzelenia jakiegoś obiektu. - Z punktu widzenia rozkazodawstwa on ten rozkaz musi wykonać - powiedział Klisz. Przekazał, że jednak są odstępstwa.
I wyjaśniał: - Wszyscy wiemy o tym, że ta rakieta pędziła 800 kilometrów na godzinę, na wysokości 400 metrów. Natomiast bardzo niewiele osób widziało taką rakietę i wie, czym jest rakieta manewrująca Ch-101. To jest ponad 2,5 tony, mówiąc brzydko takim językiem cywilnym, żelastwa.
- To, co najbardziej wpływa na moją decyzję, to jest około 400 kilogramów wysokoenergetycznego materiału wybuchowego w jej głowicy. Więc ta głowica gdzieś spadnie i prawdopodobnie zginą ludzie. To są te decyzje, które muszę błyskawicznie rozważyć i przekazać tę decyzję albo obsłudze lądowych systemów obrony powietrznej, albo pilotowi F-16. I najczęściej ta decyzja [jest podejmowana - red.] z punktu widzenia ustawodawstwa i tego, w jakim stanie znajduje się państwo - w stanie pokoju ta decyzja o ostatecznym zestrzelaniu będzie podjęta przez pilota - wyjaśniał.
Źródło: TVN24