Mimo że nie mam wytycznych, szykuję konkretne procedury. Najwyżej wykonam kawał dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty, jeżeli nie zgodzi się to z wytycznymi MEN-u - przyznała w "Faktach po Faktach" dyrektorka warszawskiej szkoły podstawowej Danuta Kozakiewicz. Wraz z dyrektorem katowickiej podstawówki Tomaszem Hukiem mówiła o wyzwaniach, jakie stoją przed pedagogami przed 1 września, wobec epidemii COVID-19.
W związku z rozprzestrzenianiem się koronawirusa od 12 marca w szkołach i w przedszkolach zostały zawieszone zajęcia stacjonarne. Od 25 marca wprowadzono obowiązkowe kształcenie na odległość i w takim trybie szkoły pracowały do końca zajęć dydaktycznych, do 26 czerwca. Ministerstwo Edukacji Narodowej poinformowało we wtorek, że przygotowuje się do "normalnej, stacjonarnej pracy szkół i placówek oświatowych od września".
W piątkowych "Faktach po Faktach" w TVN24 o przygotowaniach w szkołach do rozpoczęcia roku szkolnego 2020/2021 mówili dyrektorzy: Danuta Kozakiewicz ze Szkoły Podstawowej nr 103 w Warszawie oraz dr hab. Tomasz Huk ze Szkoły Podstawowej nr 11 w Katowicach.
"Dość skomplikowana" sytuacja w szkołach podstawowych
Dyrektorka Danuta Kozakiewicz powiedziała, że dyrektorzy na powrót 1 września do szkół "oczywiście się szykują". - Z tym, że ja się szykuję do różnych rozwiązań, robię to przez całe wakacje - zaznaczyła. - Szykowałam się początkowo do rozwiązania "wracamy i nic nie zmieniamy". Oczywiście teraz całkowicie odrzuciłam to rozwiązanie - przyznała. - Szykuję się albo do pracy zdalnej, którą uważam za zło konieczne w momencie, gdy pandemia nie pozwoli na powrót do nauczania stacjonarnego. Szykuję się do nauczania hybrydowego, połączonego z nauczaniem stacjonarnym klas młodszych - wyjaśniła.
Dodała, że w szkołach podstawowych jest to sytuacja "dość skomplikowana". - Uważam, że nauczanie hybrydowe jest możliwe jedynie w przypadku klas starszych - powiedziała dyrektor, uściślając, że chodzi o dzieci od klasy piątej. - Czyli gdy dziecko może zostać samo w domu i rodzic nie musi podejmować decyzji o urlopie albo innej formy opieki nad dzieckiem - wskazała Kozakiewicz.
- Dzieci młodsze muszą mieć nauczanie stacjonarne, o ile tylko będzie to możliwe. Mimo że nie mam wytycznych, mimo że mam wiedzę medialną, szykuję konkretne procedury. Najwyższej wykonam kawał dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty, jeżeli nie zgodzi się to z wytycznymi MEN-u - przyznała.
"Jesteśmy w stanie wiele rzeczy zrobić, ale niektóre informacje musimy znać dużo wcześniej"
Dyrektor Szkoły Podstawowej nr 11 w Katowicach, dr hab. Tomasz Huk, pytany w TVN24, jak zaplanować lekcje w klasach, w obliczu zagrożenia koronawirusem, gdzie w jednej chwili może być nawet do 25 uczniów, odparł, że w jego szkole największa klasa mieści 22 uczniów, a cała szkoła - 380.
- Zgodnie z wytycznymi mieścimy się w typowej sali lekcyjnej, natomiast tak czy inaczej ze względu na duże zagęszczenie uczniów czekałaby nas dwuzmianowość, żeby zabezpieczyć dzieci przed częstymi kontaktami - mówił, zwracając uwagę na takie miejsca jak szkolne korytarze, gdzie "o jednej godzinie wszyscy uczniowie tam wychodzą".
Czy to problem do rozwiązania, czy nie do przejścia? - To [problem - przyp. red.] możliwy do rozwiązania. Akurat my - nauczyciele, dyrektorzy - jesteśmy w stanie wiele rzeczy zrobić i przygotować się, ale niektóre informacje musimy znać dużo wcześniej - podkreślił Huk. - Tutaj apel, żeby ministerstwo takie informacje, wytyczne przekazało nam najlepiej już teraz - dodał.
Dopytywany, kiedy te wytyczne powinny zostać opublikowane, aby szkoły były gotowe na 1 września, odparł, że dyrektorzy musieliby je poznać najpóźniej 1 sierpnia. - Musimy przygotować na wrzesień arkusze organizacyjne, a zgodnie z arkuszami musimy przygotować plany nauczania, a plany związane są z pracą rodziców, którzy muszą sobie jakoś zorganizować swoje życie zawodowe - tłumaczył.
- Tu jest ważna rzecz, żebyśmy wiedzieli, jak ten wrzesień ma wyglądać, jakie będą szczegółowe wytyczne - wskazywał. Wśród takich wytycznych dyrektor katowickiej podstawówki wymienił między innymi mierzenie temperatury każdemu uczniowi i dystrybucję posiłków uczniom.
Dyrektor: sprawy medyczne, związane z wirusologią, to naprawdę nie ja
Ministerstwo Edukacji Narodowej w komunikacie napisało, że "gdyby pojawiło się ognisko epidemii czy realne zagrożenie dla zdrowia, czy życia uczniów oraz nauczycieli, dyrektor szkoły, po uzyskaniu zgody powiatowego inspektora sanitarnego, będzie mógł szybko zareagować".
Dyrektor Kozakiewicz zapytana o taką współpracę z inspektorem, powiedziała, że tutaj przepisy muszą być bardzo konkretnie sprecyzowane. - Czy to znaczy, że ja podaję informacje do inspektora sanitarnego, że mam tyle osób chorych, a on podejmuje decyzje, czy też będzie to wyglądać inaczej? - pytała. - Chciałabym, żeby ta decyzja była podejmowana w sposób, który zabezpiecza moje dzieci, czyli że jeżeli w otoczeniu szkoły już są zachorowania, stwierdzone jest zagrożenie, wtedy zamykam szkołę, aby w szkole nie doszło do tragedii - mówiła.
- Odpowiedzialność za zdrowie to nie jest odpowiedzialność historyka z przygotowaniem do zarządzania oświatą. Ja jestem z wykształcenia historykiem. Mogę decydować o sprawach dotyczących nauczania tego przedmiotu, o sprawach dotyczących zarządzania szkołą w normalnej sytuacji. Mogę też decydować o sprawach psychologiczno-pedagogicznych. Sprawy medyczne, związane z wirusologią, to naprawdę nie ja - przekonywała Kozakiewicz.
Źródło: TVN24